Kristin Billerbeck, Czego chce dziewczyna, tł. Karolina Orszulewska, Warszawa 2007.
Główna
bohaterka Ashley Stockingdale to singielka pracująca w Dolinie
Krzemowej, która jest jakby połączeniem Ally McBeal i Bridget Jones.
Ułożona prawniczka, która ma ułożone życie i nie posiada zbytnich
wymagań intelektualnych (samotne popołudnia spędza przed telewizorem).
Regularnie spotyka się z ludźmi w swoim wieku, którym (podobnie jak jej)
nie udało znaleźć się drugiej połówki. Jak na młodą Amerykankę jest
zaskakująco religijna (bardziej niż jej właśni rodzice). Jej życie
wydaje się wyjątkowo nudne: trzydzieste pierwsze urodziny spędza w
gronie najbliższych: brata i rodziców, którzy ciągle wypytują się o jej
plany matrymonialne. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dołujący brak
jakiegokolwiek kandydata. Do tego dochodzą wiadomości o ciążach
znajomych. Jako dobra katoliczka pragnie życzyć im dobrze, ale te dobre
nowiny sprawiają, że staje się zła na los.
Bohaterka,
która na pierwszy rzut oka może wydawać się nieco zgorzkniała, tryska
optymizmem i cynizmem. Mimo ciągłego poczucia odpowiedzialności potrafi
podejść do siebie i życia z dystansem. Większa przemiana wewnętrzna i
odkrycie swoich pragnień następuje dzięki koleżance z chóru, która
spontanicznie jedzie na misje.
Książka
należy do szablonowych romansideł, ale wzbogacona jest ciekawym
spojrzeniem na świat i humorem. Niewielka objętość, żywy język, ciekawe
porównania sprawiają, że powieść może być doskonałym czytadłem podczas
pochmurnych dni w czasie urlopu. Prostota wydarzeń i języka sprawia, że
nasz umysł na pewno wówczas się nie przemęczy, ale też nie zacznie
zamierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz