Norman Davies, Europa. Rozprawa historyka z historią, tł. Elżbiets Tabakowska, Kraków 2000.
Opasłe
tomisko może początkowo odstraszać potencjalnego czytelnika, jednak już
po pierwszych paru stronach odkryjemy, że jest to historia nietypowa:
żywość języka daje nam złudzenie czytania powieści sensacyjnej. Dla mnie
jest to idealny sposób mówienia o dawnych wydarzeniach, które przecież
obfitowały w kontrowersyjne poczynania i decyzje władców. Nim jednak ci
wielcy i mali monarchowie nastali Europy – w jej dzisiejszym rozumieniu –
nie było:
„Na
początku nie było Europy. Przez pięć milionów lat był tylko długi,
pełen zatok półwysep bez nazwy, osadzony na froncie największej na
świecie masy lądu niby rzeźbiona figura na dziobie okrętu. Na zachodzie
rozciągał się nie przebyty jeszcze ocean. Na południu leżały dwa
otoczone lądem i połączone ze sobą morza, usiane wyspami, pełne zatok i
własnych półwyspów. Na północy ogromna polarna czapla lodowa pokrywała
morze i ląd, rosnąc i kurcząc się na przemian na przestrzeni stuleci jak
monstrualna, zlodowaciała meduza. Na wschodzie lądowy most stanowił
połączenie z resztą świata i stamtąd właśnie miały nadejść wszystkie
ludy i wszystkie cywilizacje”[1].
Epoki
ciepła przeplatały się z epokami lodowcowymi. Dwanaście tysięcy lat
temu lodowiec się cofnął, co ułatwiło stopniowe osadzanie tych terenów
prze pierwotnych ludzi. Cały kontynent był zamieszkały przez różne
plemiona, mówiące w odmiennych językach. W drugim wieku przed naszą erą
zostały one stopniowo podbijane przez Hellenów.
To
jest dopiero początek tego, co możemy dowiedzieć się o otaczających nas
realiach, które wydają się trwać odwiecznie. Davis ze swoją
przenikliwością i krytycyzmem pozwala nam spojrzeć na przeszłość nieco
innym, odmitologizowanym okiem. Dzięki temu pozbawia on czytelników –
bez względu na miejsce pochodzenia – wielu złudzeń. Podważa mity,
uprzedzenia, wskazuje na przemilczenia, których nie brak z zwykłej
szkolnej nauce historii, która pragnie być obiektywna, ale zostaje
skażone poglądami politycznymi czy narodowymi ideami. To właśnie
narracja używana w książce Brytyjczyka uświadamić nam, że obiektywizm w
spisywaniu dziejów jest nie możliwy. Zawsze mamy do czynienia z
konkretnym spojrzeniem konkretnej osoby, o czym świadczy również
podtytuł książki.
Wielkim plusem Europy
jest równe traktowanie wszystkich części kontynentu. Często spotykałam
się z książkami, których tytuł sugerował kompletne opracowanie dziejów w
danej epoce, a okazywało się, że autorzy ograniczali się do ważnych
wówczas mocarstw. Davis nie pomija nikogo. Poświęca miejsce nawet
krajom, które nie miały wielkiego wpływu na losy Europy ze względu na
ich polityczne odseparowanie.
Sceptycyzm
oraz subiektywizm sprawiają, że nie może ona być jedynym naszym źródłem
o historii naszego kontynentu, jednak ten brytyjski historyk – w
przeciwieństwie do swoich kolegów po fachy – nie pragnie być jedynym,
niepodważalnym autorytetem. Już na początku książki możemy przeczytać
deklarację, że ze względu na liczne materiały, wielość dat, zostały
wybrane te, które jego zdaniem są istotne. Książka Davisa zachęca nas do
refleksji nad stanem posiadanej wiedzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz