Jak już poszłam totalnie w stronę w wspomnień to zaserwuję jeszcze jedno (a co mi szkodzi od czasu do czasu uzewnętrznić się?).
Powróćmy
po raz kolejny do wątpliwie-atrakcyjnych półek sklepowych. W dziale
spożywczym-ocet, w dziale zabawkowym-? Czy istniał dział z zabawkami?
Nie wiem. Pewnie tak. Kiedy sięgam pamięcią do tamtych czasów zupełnie
tego nie widzę. Musiał być. Przecież mieliśmy zabawki.
Jakie były nasze zabawki? Moje były proste, ascetyczne i jakby bez zaczarowujących dziecięcy świat kolorów, a jednak czarowały. może to nasza wyobraźnia była tak bujna? Poza paroma plastikowymi zabawkami produkcji radzieckiej uwielbialiśmy coś jeszcze prostszego, prymitywniejszego.
Latem
dziadek zawsze brał trociny od stolarza. Często były wśród nich
kawałki, skrawki drewna. Dzięki temu miałam wspaniałą kolekcje
drewnianych klocków, z których budowałam swoje wymarzone budowle. To
były moje przyszłe domy, a ja miałam być architektem... Z tego powodu przez wiele lat ćwiczyłam rysowanie planów domów, planowanie przestrzeni, szkicowałam, malowałam, a po latach zostałam filolożką i filozofką.
Niesamowite wrażenie na mnie robiły zabawki „kupne", czyli nie uszyte, nie poskręcane przez dziadków. Taką pierwszą „gotową" zabawką, która zachwyciła mnie i zaaprobowała na dobre kilka godzin była „matrioszka".
Jeszcze dziś doskonale pamiętam gładkie drewno w środku i grubą warstwę
śliskiej farby na zewnątrz. Była jak zaczarowana. Rozkładałam i
składałam kolejne jej części na wąskiej szafce u koleżanki babci.
Wszystko pachniało starym, suchym drewnem.
Teraz
czasami szukam zapachu dawnych zabawek. Szukam go w meblach, nowych
sprzętach, ale są one za bardzo plastikowe, by mogły pachnieć...
Dawno temu dostałam domek od mojej babci, drewniany. Miał okna i drzwi wejściowe zaznaczone przyrządem do wypalania, takie też miał zarysowane dachówki. Przez otwór w kominie wrzucałam pieniążki, bo to był domek - skarbonka. W drzwiach wejściowych tkwił kluczyk. Cudo. Mogłam schować różne drobiazgi, zabrać kluczyk i nikt nie miał dostępu do moich tajemnic. Chowałam w chatce moje "skarby", niekoniecznie monety. Do dzisiaj pamiętam zapach skarbonki, to woń świeżo ściętej choinki, naturalnego drewna. Pamiętam ten zapach do dzisiaj. Jakaś magia mieszkała w tej chatce i nadal posiada ona duszę. Domek był piękny, mam go do dzisiaj, stoi w witrynce za szkłem. To jedna z niewielu pamiątek, która pozostała mi po babci.
OdpowiedzUsuń