Pierwszym etapem upadku czy wypadania ze społeczeństwa jest odkrycie, że pieniądze leżą na ulicy. Tak się dzieje, kiedy od pierwszego do pierwszego ciągle brakuje. Drogi znajdowania pieniędzy na ulicy są różne. Czasami są to drobne kradzieże, jednak do popularniejszych można zaliczyć zbieraczy. Zbieracze zaczynają swoją walkę o przetrwanie od zbierania puszek. Cieszy ich każda znaleziona sztuka, liczą ile ich mają ile to pieniążków, a później zamieniają na walutę i kupują to, co im potrzebne.
Kolejny etap to zbieranie wszystkiego, co potrzebne. Ubrań, zabawek, naczyń z kontenerów i koszów na śmieci. Specjaliści w zbieractwie mają stałe dobre miejsca, ale z tymi dobrymi miejscami różnie bywa, więc raczej wędrują po całym mieście.
Zbieracze to często wcale nie osoby źle wyglądające czy bezdomne. Coraz częściej można zobaczyć eleganckiego staruszka czy staruszkę podchodzącego do kontenera i wypakowującego swój sprzęt do przeglądania śmieci. A w śmieciach można znaleźć wiele potrzebnych rzeczy. To właśnie taki widok sprawił, że przestałam wyrzucać wiele rzeczy do kosza, a przerzuciłam się na podrzucanie pod kontener i zerkania, czy nie ma czegoś mi potrzebnego. Wszystko zgodnie z filozofią: mnie się może coś nie przydać, a innym tak; inni nie potrzebują, ale sprawne i mi się przyda.
Zbieracze kochają kontenery sklepów. Tam można znaleźć naprawdę wspaniałe rzeczy. Oczywiście wszystko w otoczce smrodu z produktów naprawdę zepsutych, ale głodnemu nic nie przeszkadza.
Ja mam w swojej okolicy taki wspaniały sklep, w którym zdobywam wielkie pudła dla dziecka dla zabawy, które po zużyciu trafiają na rozpałkę. Robię wielkie zakupy, podchodzę do kasy i pytam się czy mają zbędne wielkie pudło. Córka z takiego wielkiego pudła robi sobie domek, zjeżdżalnię, łódź, statek kosmiczny czy własny kącik. Dziecko mają radochę, bo domek z czegoś takiego wspaniały i można malować, rysować i ja na pewno nie powiem, żeby nie zniszczyła, bo przecież będzie nowe.
U mnie za sklepem można spotkać chudego pana z brodą i rowerkiem. Pan bez skrępowania grzebie w śmieciach, bo już jest na etapie, że wie, że wszyscy wiedzą i już nic gorszego go spotkać nie może oprócz ustawy zabraniającej pozostawianie otwartych kontenerów od śmieci i pewnie rząd na taki genialny pomysł niedługo wpadnie.
Pan ma koło sześćdziesięciu lat. Od kilku lat na bezrobociu. Przez całe życie pracował na budowie, ale zdrowie zaczęło mu szwankować (kręgosłup od dźwigania ciężarów), a państwo wprowadziło umowy śmieciowe i jak już przestał być przydatny to go prywaciarz wywalił. Zasiłek starczał jak był, ale nic nie trwa wiecznie…
Odkrył, że można troszkę zaoszczędzić zdobywając jedzenie i puszki. Później już musiał. Obecnie chodzi od sklepu do sklepu, od kontenera do kosza i zbiera wszystko, co się da: papier, puszki, jedzenie. Dowiedziałam się od niego, że ludzie czasami wyrzucają do kosza środki czystości, więc może czasami się wykąpać.
Sam jednak stwierdza, że jeszcze nie jest z nim źle, bo ma gdzie mieszkać. Razem z żoną rencistką mieszka u matki emerytki. Oba źródła dochodu starczają na podstawowe opłaty i lekarstwa. Mamy zieloną wyspę, na której mamy spore grono osób przetwarzających śmieci, aby było nam zieleniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz