Zwykle nie oglądam seriali i chyba jestem najgorzej
zorientowaną w temacie osobą, ale sięgnęłam po książkę Bridgertonowie i
stwierdziłam, że zobaczę ekranizację. Zwłaszcza, że twórcy deklarują, że
niewiele ma wspólnego z cyklem. I w sumie mają rację. O książkach pisałam. Dziś
czas na serial, ale bez patrzenia przez pryzmat twórczości Julii Quinn. Do tego
robię to po wielu znawcach tego typu przejawów kultury, więc pewnie nic nowego
nie powiem, ale mam nadzieję, że jednak tak. Jeśli nie to nic się nie stanie, a
czuję potrzebę podzielenia się własnymi odczuciami.
Twórcy przenoszą nas do XIX wieku, ale ze sporą wariacją tego, co było wymieszanego
z fantazją współczesnych i pewnymi trendami w społeczeństwie, a także fantazją projektantów
kostiumów. I szczerze mówiąc bardzo mi się to podobało. Inne materiały, osoby o
innych kolorach skóry i pochodzeniu na królewskim dworze mnie urzekły. Zastrzeżeń
mam jednak więcej, bo o ile osoby o ciemnej karnacji doczekały się jakiejś tam
równości to kobiety nadal są własnością swoich mężów, nadal ich majątki należą
do mężczyzn, nadal ich pozycja zależy od tego, jakiego mają ojca, brata lub
męża, a także za jak bardzo przyzwoite uchodzą. Widzimy tu piękną walkę z
problemem nierówności rasowej. Niestety zabrakło walki z szowinizmem i
patriarchatem. Zaraz mi ktoś wytknie, że takiego problemu nie ma w Europie.
Czyżby na pewno nie było? W Polsce to ciągle problem. Kto zostaje z dziećmi w
domach, kiedy są małe, państwo wymyśla sobie obostrzenia? Kto najbardziej
cierpi na likwidacji placówek opiekuńczo-wychowawczych dla najmłodszych na
prowincjach? Komu wmawia się, że dane placówki mogą pracować tylko po pięć
godzin, żeby gminy nie musiały dopłacać? Kobiety. To one dostają też niższe
pensje, najczęściej są ofiarami przemocy w rodzinie oraz przemocy ekonomicznej
ze strony państwa w przypadku porzucenia dzieci przez alimenciarzy. Wg badań
socjologów rodziny to głównie one zajmują się niepełnosprawnymi dziećmi i
bliskimi. Mężczyźni wybierają opcję ucieczki i usprawiedliwienia, że to damskie
zajęcie jakby do opieki potrzebna była pochwa lub wagina. W wielu krajach inne
rasy miały wcześniej prawa wyborcze niż kobiety…
Kolejny problem, który jest równie poważny jak dyskryminacja rasowa to
dyskryminacja ekonomiczna i klasowa. Widzimy w serialu piękny podział na
arystokrację i mieszczan (robotników, projektantów, biedotę). Zajmowanie się poszukiwaniem
mężów, rywalizację o dobrych samców rozpłodowych przysłania wszystko. Oczywiście
zdarzają się panienki chcące zaznać wolności, ale przez środowisko traktowane
są jak dziwaczki. To samo dotyczy przedsiębiorczych mieszczan, którzy potrafią
robić interesy. I co z tego, jak ich los zależy od rozkapryszonej i nic
nierobiącej arystokracji trwoniącej pieniądze, które inni ciężko na nich
zapracują. Czasami pojawiają się wątki pomocy biednym, ale jaka to pomoc, kiedy
wygląda jak wsparcie naszych władz: najpierw oskubanie, a później jałmużna, bo wyzysk
jest ważniejszy. A przecież to on jest najważniejszym współczesnym problemem.
Zwłaszcza, że jeszcze 10 lat temu majątek 1% najbogatszych był tak duży jak
pozostałych 99% ludzi. Teraz jest 200 krotnie większy… I ta przepaść ciągle się
powiększa. I nie powiększa się przez to, że oni cięże pracują, mają lepsze
pomysły. Mało tego: tylko skrupulatni badacze tych zjawisk otwarcie wskazują
źródła nierówności: zawrotne dotacje od państw dla banków, co prowadzi do
zmniejszenia zainteresowania innowacjami i inwestowaniem w nie, bo zasoby
bankowe są ważniejsze. Gdyby Brigdertonowie byli osadzeni w XXI wieku mogliby
się nazywać „Banksterzy” (nie mylić z bankierami).
Bridgertonowie to pokazywanie właśnie takich nierobów i zjadaczy tworzących
podziały. Co z tego, że przybrani w inne rasy, jak problem jest ten sam i nie
znika, bo tu nie o równość chodzi, ale o pokazanie świętości podziałów na
bogatych i biednych, pracujących i takich, których lenistwo nie jest określane
nieróbstwem i żebractwem jak w przypadku osób na różnego rodzaju zasiłkach,
świadczeniach, rentach.
Czekam na czas, kiedy każdy pracujący będzie rozsądnie wynagradzany, w którym
dostęp do komunikacji publicznej na prowincji nie będzie czymś nierealnym, a
dostęp do opieki zdrowotnej nie będzie tylko ideą zapisaną w konstytucji i
realizowaną po macoszemu. Czekam na czas, kiedy innowacyjność będzie ważniejsza
od przejmowania zasobów przez banki, a spółki państwowe i banki nie będą
wykupowały kolejnych mediów do manipulacji tylko ważne stanie się inwestowanie
w innowację. Życzę sobie, żeby Bridgertonowie w końcu stali się tylko legendą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz