Czasami wydaje nam się, że półśrodki są dobrymi
rozwiązaniami. Rozczarowani wcześniejszymi doświadczeniami próbujemy budować
życie na nowo na innych zasadach. One jednak nie zawsze są dobre. Może okazać
się, że otwarcie nowego rozdziału będzie towarzyszyło uczucie porażki,
rozczarowania i tęsknoty za niespełnionymi pragnieniami. Jeśli w otoczeniu
pojawi się coś, co pozwoli ukoić nam złamane serce będzie łatwiej. Oczywiście
do czasu straty obiektu zastępczego. Wówczas możemy stać się motorem
napędzającym przemoc. I tak właśnie jest w książce Jolanty Bartoś „Krzyk ciszy”.
Opowieść zaczyna się dość mrocznie. Po latach walki Barbarze Trzebińskiej udaje
się odzyskać mieszczący się w Jaraczewie dworek, który należał do jej przodków.
Lata zaniedbania sprawiły, że w jej ręce wróciła ruina. Czytając o otoczeniu
mamy poczucie, że zaraz wyłoni się z tych zapuszczonych pomieszczeń jakaś mara
czy złowrogi stwór, który będzie prześladował nowych mieszkańców. Pisarka
jednak poprowadziła akcję nieco inaczej, bardziej realistycznie, ale to nie
znaczy, że elementów grozy nie będzie. Zobaczymy jak nowa właścicielka z jednej
strony poświęca się pracy, a z drugiej dba o odnowę odzyskanego mienia.
Obecność ekipy remontowej, zakradanie się do ogrodu dzieciaków staną się
pretekstem do nawiązania ciekawych znajomości. Wybitną transplantolog przyciąga
siedmioletni Marek Jaczyński należący do biednej rodziny mieszkającej w
sąsiedztwie. Właśnie z powodu niezamożności i jednoczesnym predyspozycjom do
nauki sprawia, że lekarka chce wspierać edukację chłopca, który bardzo się z
nią z żył i przez to stał się częstym gościem dworku.
Kolejna jej wizyta w posiadłości jest tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Barbara przygotowała dla chłopca z tej okazji prezent. Nim mu wręczy chłopak
pędzi dostarczyć ojcu pracującemu na polu wodę i ślad po nim ginie. Poszukiwania
nie przynoszą rezultatów. Matka chłopca podejrzewa Barbarę o uprowadzenie syna.
Zrozpaczona kobieta jest gotowa do zlinczowania zarządcy terenu oraz zadbania o
ukaranie lekarki. W sieć swoich intryg wciąga kilka osób. Zobaczymy tu mechanizmy
działania małych społeczności i szybkich ocen. Rozwikłaniu zagadki nie pomaga tryb
pracy lekarki oraz jej wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie ma okazję odbyć
staż w jednej z najlepszych klinik. Po zakończeniu pięcioletniego pobytu wraca
do Polski. Razem z nią do Jaraczewa przyjeżdża dwunastoletni Karol, który jest
łudząco podobny do zaginionego chłopca, przez co matka Marka będzie w stanie
zrobić wiele, aby odzyskać syna. Jaka jest prawda? Co kryje się za zaginięciem?
Co łączy chłopców? Jakie tajemnice sprzed lat uda się odkryć?
„Krzyk ciszy” to historia z przestrogą. Prowincja wydaje nam się miejscem
wyjątkowo bezpiecznym i sielskim dla dzieci. Odkryjemy, że zagrożenia mogą czyhać
wszędzie. Do tego młodzi mieszkańcy narażeni są na przemoc, zaganiani do
ciężkiej pracy oraz zaniedbywani. Wystarczy chwila nieuwagi, aby mogło dojść do
tragedii, która wywróci życie bohaterów do góry nogami. Fabuła jest prosta, ale
wciągająca. Jolanta Bartoś wykorzystała motyw zjawisk paranormalnych oraz
nakładających się na nie działań ludzi. Szybko okazuje się, że nie tylko z duchem
przyjdzie bohaterce się zmierzyć. Będzie musiała być bardzo czujna, bo zło może
kryć się wszędzie, a wrogów i przyjaciół nie tak łatwo rozpoznać. Odczuje jak
wielkim zagrożeniem mogą być plotki. Do tego dostajemy historie, w której
bohaterzy muszą podjąć trudne wybory, przez które tracą ukochane osoby lub są
po prostu zwodzeni, co kończy się złamanym sercem oraz utratą reputacji. O
ostracyzm na prowincji nie jest trudno. Zobaczymy, że czasami pozornie złe
decyzje mogą przyczynić się do tego, że jednak będziemy mieli w swoim otoczeniu
kogoś bliskiego, a kompromisy doprowadzą do różnych tragedii.
Dużym plusem są tu krótkie rozdziały urywające się w chwili narastającego
napięcia, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Akcja toczy się bardzo
dynamicznie, problemy napiętrzają się, ale też stopniowo wychodzą na jaw
kolejne ciekawostki. Do tego mamy tu wiele smaczków pozwalających wczuć się w
klimat wielkopolskiej prowincji, układów panujących w małych miejscowościach i
życia toczącego się zgodnie z porami roku i dniami tygodnia.
W „Krzyku ciszy” – podobnie jak w innych książkach pisarki – mamy połączenie
horroru z powieścią psychologiczną, kryminalną i obyczajową. Z jednej strony
pojawia się zwyczajna codzienność, w której sporo wyzwań i związanych z nimi
emocji, a z drugiej nie zabraknie tajemniczego ducha oraz zagrożeń, jakie
czekają na bohaterów ze strony ludzi. Akcja toczy się wokół zaginięcia Marka i
prowadzonego wokół tego śledztwa oraz dążenia matki do odzyskania dziecka.
Widzimy kobietę, której rozpacz doprowadza do absurdalnych zachowań. Mamy tu
paranoidalny klimat. Budowane napięcie jest tu dobre, ale nie przesadzone.
Można powiedzieć, że horror w lekkiej wersji: jest napięcie, ale bez przesady,
są sceny grozy, ale są umiejętnie wplecione w zwyczajną codzienność, jest
wrażenia zagrożenia i przez to mi się podoba. Nie cierpię przesadzonego
osaczania złem bohaterów. Autorka przemyca też wiele ciekawostek o prowincji.
Mamy tu także przemycaną wiedzę z historii (konsekwencje przemian ustrojowych).
Do tego nie zabraknie trudnych tematów jak zdrada, choroba, niepełnosprawność,
bieda, walka o życie, pedofilia, samosąd, wypadki spowodowane lekkomyślnością,
dawanie szansy tym, którzy stoczyli się na dno. Jolanta Bartoś w powieści
wykorzystała też bardzo ważne zagadnienie: zagrożenie ze strony bliskich,
znanego otoczenia.
Główna bohaterka, Barbara Trzebińska, to postać silna i oddana wykonywanemu
przez siebie zajęciu. Jej życie podporządkowane jest potrzebom pacjentów, dla
których musi porzucić inne plany. Do tego ciągle dąży do poszerzania wiedzy,
pogłębiania własnych umiejętności i chętnie dzieli się doświadczeniem z innymi
lekarzami. Jej zaangażowanie w ratowanie życia jest tak duże, że jest w stanie
zapłacić naprawdę wysoką cenę.
„Krzyk ciszy” Jolanty Bartoś to świetna, wciągająca powieść. Zdecydowanie
polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz