Serie mają to do siebie, że powstają dzięki temu, że istnieje rzesza fanów gotowych sięgnąć po kolejne historie. Bridgertonowie bez wątpienia podbili serca czytelników. Opowieści zaliczane do romansu historycznego pozwalają na przeniesienie się w czasie, ale bez dbałości o szczegóły i realia. Mamy ti zabieg ubierania w szaty z przeszłości pozostawia wielkie pole do popisu dla autora, pozwala jego fantazji popłynąć i tylko przez elementy etykiety oraz wydarzeń historycznych osadzony jest w określonych czasach. Poza lekkimi nawiązaniami do historii cały schemat sprawia, że opowieść może być osadzona w jakichkolwiek realiach. Tu akurat wykorzystano epokę romantyzmu, otoczenie z popularnych romansów z epoki. Po tym rodzaju literatury też nie oczekujemy literatury wysokich lotów. To ciekawa rozrywka. Kostium z przeszłości sprawia, że nabiera ona znamion egzotyczności. Julia Quinn dobrze czuje ten gatunek. Wie, że napięcie buduje się wprowadzając w życie bohaterów zamieszanie związane z dylematami dotyczącymi wyboru ukochanej osoby. Rzucenie na szalę powinności oraz honoru sprawia, że czytelnik z jednej strony przenosi się do akcji przypominającej historie znane z książek Jane Austen, a z drugiej ma dużo współczesnych realiów, przełamywania schematów, wyraziści bohaterzy. Opowieści wykreowane przez dobrze władającą słowem Julię Quinn podbiły serca czytelników opowieściami o miłości, która czeka na każdego. Mamy tu bogaty język. Spotkałam się z twierdzeniem, że to taki Grey ubrany w kostium historyczny. Nic z tych rzeczy. E.L. James posługuje się naprawdę prostym językiem przypominającym pisaninę licealistki fantazjującej o poznaniu bogacza, który ją uwiedzie. Tu mamy bogatsze słownictwo i dylematy aktualne dla epoki, ale pisarka faktów historycznych się nie trzyma. Zresztą nie takie jest jej zadanie, bo romans to romans, a nie monografia naukowa.
Wydani pod pseudonimem Bridgertonowie znani są już od 20 lat. Nie do wszystkich
książki dotarły, nie każdego oczarowały. Ich popularność wzrosła po ekranizacji
w postaci serialu Netflixa. Razem z rosnącą ilością widzów wzrastało
zainteresowanie książkami. To mi troszkę przypomniało sytuacji książki „Mary
Poppins”, która stopniowo traciła popularność i ekranizacja sprawiła, że na
nowo czytelnicy zainteresowali się nią i powstały nowe wydania. Tak jest i tu.
Na fali tych wznowień, większej ilości tłumaczeń historia wykreowana przez
Julię Quinn trafiła i do mnie. Jeśli znacie serial to mogę Was zapewnić, że w
czasie lektury także będziecie dobrze się bawić, bo w kolejnych tomach akcja
toczy się nieco inaczej, niektóre wątki są inne. Do tego powodzenie serii i
serialu sprawiło, że powstały kolejne publikacje. Była antologia opowiadań pozwalająca
na poznanie różnorodnych bohaterów. Pojawiła się też opowieść o królowej. Tym
razem zabieram Was do świata książki „Wszystko przez pannę Bridgerton”.
Historia ta jest prequelem, dzięki czemu poznajemy losy wcześniejsze niż te
umieszczone w głównej serii. To pozwoli
na dopełnienie wątków oraz zdarzeń, o których opowiadała główna historia.
Julia Quinn zabiera nas do roku 1779, czyli do czasów, kiedy blisko
siebie mieszkały dwie rodziny: Bridgertonów i Rockesby. Sąsiedztwo sprzyjało
nawiązaniu bliskich relacji. Matki dzieci łączy przyjaźń, przez co młodzi bohaterzy
mieli wiele okazji na spędzanie wspólnie wiele czasu razem. Zwłaszcza, że były
w zbliżonym wieku. Taka bliskość sprawia, że dorośli od lat snuli swoje
osobiste plany związane z połączeniem rodzin. Sybilla „Billie” Bridgerton miała
poślubić jednego z braci Rockesby. Panna jednak nie należy do takich, o których
można by powiedzieć, że są dobrze ułożone. To postać przebojowa i ciekawa
świata. Do tego świetna zarządczyni majątku, a nie dama do towarzystwa. W
murach się dusi. Kochająca wolność i przestrzeń Billie często wplątuje się w
różne tarapaty. Tak jest i tym razem. Poznajemy ją w sytuacji dość nietypowej.
Ubrana w bryczesy wchodzi na drzewo i spada. Oczywiście nie robiła tego
bezcelowo. Chciała uratować kota. Ten jednak okazał się stworzeniem
niewdzięcznym, przez którego utknęła na dachu sąsiadującego z drzewem budynku. Do
tego ze zwichniętą kostką. Na szczęście w pobliżu przechodzi George, który ją
denerwuje, ale z braku innego wybawienia trzeba korzystać z takiego, które jest
w zasięgu. Kiedy mamy wrażenie, że panna zostanie uratowana do akcji ponownie
wkracza kot i tym sposobem na dłuży czas dwoje młodych ludzi zostaje
uwięzionych na dachu. Mają czas, aby spojrzeć na siebie z nieco innej
perspektywy, porozmawiać ze sobą. Wypadek i późniejszy kontakt sprawiają, że
ich serca zaczynają bić szybciej. Oboje jednak nie potrafią się wyzbyć swojej
dotychczasowej dokuczliwości wobec siebie. Do tego w kolejnych tygodniach
pojawi się troszkę wyzwań, ponieważ dwudziestotrzyletnia panna w końcu musi
znaleźć męża, a to wiąże się z udziałem w balach. Zobaczymy postaci targane
sprzecznymi emocjami i dylematami.
„Wszystko przez pannę Bridgerton” to tom napisany w troszkę innym stylu. Mamy
tu rozwleczone dialogi, które często nic nie wprowadzają do akcji. No, może
troszkę pozwalają na pokazanie relacji między bohaterami. Bardziej taki zabieg
pasowałby do filmu, gdzie te sceny trwają dłużej niż w książkach.
Mimo tego lektura była lekka, przyjemna i miło spędziła czas poznając kolejną
historię związaną z Bridgertonami. Do tego Billie nie jest postacią nijaką. To
kobieta silna, inteligentna, przedsiębiorcza, i potrafiąca wzbudzić szacunek.
Nawet jej odmienne zachowanie i ubiór nie przeszkadzają w budowaniu autorytetu
w świecie, w którym rządzą mężczyźni. Jej historia uświadamia czytelnikom jak
duży wpływ na nas ma wychowanie i to, w jakim otoczeniu przebywamy. Ze względu
na to, że jest to romans mamy tu przewidywalną akcję, ale przecież całą zabawa
tkwi w oczekiwaniu na to, kiedy w końcu bohaterzy wpadną sobie w ramiona. Dla
miłośników serii Bridgertonów i romansów historycznych będzie to ciekawa
lektura. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz