Marzena Kwietniewska-Talarczyk, Niezwyczajna komórka, il. Marianna Schoett, Warszawa „Zielona Sowa”
2018
W V w p.n. e. utrwalanie nauki w postaci zapisanych
tekstów nie było powszechne. Ta nowa moda powoli wchodziła. Na przeszkodzie
stały jej dwie ważne rzeczy: konieczność nauczenia się liter i ograniczony
dostęp do materiałów do pisania. Przyzwyczajeni do ustnego przekazywania swojej
wiedzy Grecy niepewnie patrzyli na pierwszych filozofów spisujących swoje
nauki. Z czasem to się zmieniało: ludzie zachłysnęli się łatwością dostępu do
wiedzy oraz możliwości utrwalana ważnych rzeczy. Wśród myślicieli byli jednak i
tacy, którzy patrzyli na nową umiejętność bardzo krytycznie. Należał do nich
Platon, który pozostawił po sobie wiele pism, które można zebrać w dwa opasłe
tomy. Mnie to przypomina wszystkich dorosłych intensywnie korzystających z najnowszych
technologii i jednocześnie opowiadających, jaki to ma niesamowicie zły wpływ na
dzieci. Argumenty są dokładnie takie same jak u Platona. Zmienia się jedynie
narzędzie, z którego korzystają ludzie.
Zmiany w świecie są nieuniknione. Każde pokolenie
może więcej i dysonuje lepszymi narzędziami. My doskonale bawiliśmy się z małą
ilością telewizji, a o komputerach nawet nie śniliśmy. A już na pewno nie o
własnych telefonach. Nasze dzieci mogą z tych narzędzi korzystać. Ważne, aby
robiły to umiejętnie i abyśmy my byli rozsądni w podarowywaniu takiego przedmiotu
dzieciom. Znamy głosy wielu przeciwników technologii. Czas na głos rozsądku,
który usłyszymy w książce Marzeny Kwietniewskiej-Talarczyk „Niezwyczajna
komórka”.
W opowieści poznajemy Tomka, syna naukowców. Chłopiec
z rodzicami zawsze wyjeżdża na weekendowe wycieczki pozwalające oderwać mu się
od codziennej rutyny i szkolnych obowiązków. W kolejny piątek z utęsknieniem
czeka na takie atrakcje. Okazuje się, że teraz już ich nie będzie, ponieważ
rodzice zdobyli grant na wyjazd do Australii i przez jakiś czas nie będzie ich
w domu. Tomkiem ma się zająć babcia. Przed rozstaniem chłopiec dostaje od rodziców
nowy telefon. Nie cieszy go tak bardzo, ponieważ nie ma z nim osób, które kocha
najbardziej na świecie.
Chłopiec trafia pod opiekę dość konserwatywnej babci,
która żyje jakby w swoim świecie kręcącym się wokół jej zainteresowań. Dzięki
temu może on liczyć na troszkę swobody przy całej jej nadopiekuńczości,
zmuszającej ją do zaprowadzania dużego wnuka do szkoły. Na szczęście na
podwórze może iść sam. Nim tam jednak dotrze najpierw jest prowadzony do
szkoły, później ze szkoły. Ta nadgorliwość sprawia, że babcia dowiaduje się o
korzystaniu przez Tomka z nowego telefonu w czasie lekcji. Nie wnika jak do tej
sytuacji doszło tylko zabiera urządzenie i obiecuje oddać dopiero po powrocie
rodziców. Chyba nie może być dla dziecka nic gorszego niż wyjazd mamy i taty na
kilka miesięcy do pracy i jednocześnie utrata ich namiastki w postaci prezentu
od nich.
Tomek jednak się nie nudzi. Ma przecież kolegów, szkolne
zajęcia, książki. Ze złych rzeczy czeka go sprzątanie. Na szczęście przychodzą
Antek i Olek, którym cudem udaje się przekonać babcię o tym, że zamknięte osiedle
jest bardzo bezpieczne, a do tego rodzice Tomka już od dawna pozwalają mu na
takie samodzielne wyjścia na plac zabaw. Chłopcy bawią się dobrze w chowanego.
Nasz główny bohater znajduje idealną kryjówkę pozwalającą mu na wygranie. Pech
jednak chciał, że staje się ej więźniem. Dookoła panuje ciemność. Chłopak nie
ma czym sobie podświetlić otoczenia (telefon przecież w szufladzie). Po jakimś
czasie całe osiedle zaczyna poszukiwania, a babcia odkrywa, że gdyby jej wnuk
miał swojego smartfona to byłby dużo bezpieczniejszy, ponieważ mogłaby
zadzwonić i szybko go znaleźć. A tak…
„Niezwyczajna komórka” to opowieść o zachowaniu
zdrowego rozsądku, pokazaniu, że telefon może być niezbędny i nie ma wielkiej
różnicy między korzystaniem z niego przez dzieci i dorosłych: i jedni i drudzy
sporo przez niego rozmawiają. Mimo tego spotykają się też ze znajomymi. Babcia
przecież uczestniczy w klubach, a Tomek wychodzi na plac zabaw, na którym nikt
nie spędza czasu wyłącznie z nosem w grach. Na końcu książki znajdziemy słownik
pozwalający dzieciom poznać nowe słowa oraz dwa ćwiczenia sprawdzające umiejętność
czytania ze zrozumieniem.
Publikację wzbogacono pięknymi ilustracjami Marianny
Schoett. Ilustratorka umiejętnie oddaje treść książki w obrazkach, które w
zestawieniu z dużą czcionką dobrze współgrają. Barwne, dobrze klejone strony
oprawiono w tekturową okładkę ze skrzydełkami. Na przednim znajdziemy ćwiczenia
przygotowujące dziecko do czytania, a na tylnej rozwiązanie do zadań
znajdujących się na końcu książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz