„Chłopiec
w pasiastej piżamie” reż. Marek Herman
Świat dzieci jest bardzo niewinny. Nie ma w
nim nierówności, zło jest tylko udawane, a wszystko toczy się wokół nauki i
zabawy. Nawet w czasie wojny dzieci mogą pozostać niewinne do ostatniej chwili,
a nowe doświadczenia być tylko przygodą. Dokąd ta przygoda zaprowadzi ciekawskiego
i otwartego na inność Bruna, który razem z rodziną będzie musiał przeprowadzić
się z Berlina na wieś. Jego ojciec jest wojskowym, który spełnia ważną
misję. Po przeprowadzce do nowego domu Bruno z okna swojego pokoju dostrzega odległą farmę, na
której mieszkańcy chodzą w pasiastych piżamach i nie mają zwierząt. Wypytuje dorosłych o to dziwne zjawisko i początkowo daje się zbyć prostymi odpowiedziami. Jednak z czasem natura
odkrywcy u ośmiolatka bierze górę i przy pierwszej sposobności postanowi zbadać
sprawę. Skomplikowana droga do „farmy” wymaga wymykania się i przebycia lasu.
Dociera do drucianego płotu, przy którym poznaje chłopca w swoim wieku.
I tu zaczyna się tragiczna opowieść o
holokauście, który tu naszkicowany zostaje niewinnie. Tylko widz znający
historię może wiedzieć, o czym on jest. Wyobraźmy sobie człowieka, który nigdy
nie słyszał o II wojnie światowej (uchował się szczęśliwie w buszu i mu dobrze
z tym było) i nagle widzi obraz „Chłopca w pasiastej piżamie”. Cóż on zobaczy?
Sztuczny podział na dwa światy, które zostają połączone przez chłopców: Niemca
i Żyda. Symboliczne przejście pod płotem z drutu kolczastego utwierdza nas, że granice,
które sobie stawiamy są wyimaginowane. Drut będący oddzieleniem od innego,
gorszego świata, w którym zamknięto Żydów ma podkreślić, że ta inność nie jest
taka olbrzymia i łatwo ją zniszczyć.
Dramat niemieckiej rodziny ma uświadomić
wszystkim, że kat może stać się ofiarą swojego okrucieństwa. Wojna niszczy
wszystko, co znajduje się na drodze: ludzi, rodziny, przyjaźnie, dobre relacje
między ludźmi. W filmie nie zabraknie elementu wyjaśniającego naiwne spojrzenie
na obozy, jako na raje dla podludzi. Nawet po wejściu do obozu mały Bruno jest
zdziwiony odmiennym obrazem filmu propagandowego. Mały Niemiec rzeczywistość za
drutami postrzega jako dobrą zabawę i nawet zazdrości małemu Szmulowi, że może
beztrosko bawić się z rówieśnikami, kiedy on przesiaduje w małym ogrodzie samotnie.
Z dystansem patrzy na dorosłych Żydów, którzy pomagają w domu. Zmianę zajęcia z
leczenia ludzi na obieranie ziemniaków podsumowuje stwierdzeniem, że widocznie
Żyd był kiepskim lekarzem. Nawet doświadczony Szmule wielu rzeczy nie rozumie.
Dowiedział się jedynie, że dziadkowie umarli po przyjeździe, a później ojca „wysłano
na roboty do innej części obozu”.
Asa Butterfield i Jack Scanlon sprawili, że
film jest prawdziwie dziecięcy, a dorośli (czy nawet dorastający) aktorzy
stanowią jedynie tło. To film o dzieciach i tak niewinnie opowiedziano w nim
historię zbrodni, że mogłyby go oglądać dzieci (w bajkach często spotykamy
więcej przemocy). Tu ważne staje się nie to, co pokazano, ale to jakie zadano
pytania i co zostało przez dorosłych przemilczane.
Niesamowity film. Obejrzałam go kilka razy.
OdpowiedzUsuń