Etykiety

środa, 20 września 2023

Marek Szydlak "Nauka latania"


Wokół seksualności narosło wiele stereotypów. Prawdziwy heteroseksualny mężczyzna jest silny, przystojny, posiada męski zawód i potrafi poderwać wiele kobiet. Homoseksualizm za to kojarzy się z wszczepianym z ambony uprzedzeniem, że to dewiacja z wielkich miast. Tego typu osoby pokazywane są jako zepsute, bo maszerujące nago ulicami i wciągające w swoje upodobania dzieci. To, że taki wizerunek niewiele ma wspólnego z prawdą dla osób żyjących na prowincji często nie ma znaczenia, bo niezrozumiałą inność trzeba wykluczać i prześladować. Do świata takiej małej miejscowości zabiera nas Marek Szydlak w swoich książkach „W mojej krwi” i „Nauka latania”. Pierwsza zabiera nas do podwrocławskiej wsi, a druga na Mazury. W pierwszej poznamy nastoletniego chłopaka odkrywającego swoją seksualność, w drugiej mamy bohatera całkowicie świadomego swoich predyspozycji. Łączy ich prowincja. Hermetyczne środowisko, w którym się znajdują nie jest dobrym miejscem dla takich osób jak oni. Nawet bliscy nie okażą im zrozumienia i wsparcia. Z ich ust usłyszą wiele utartych hasełek zasłyszanych w kościele, do którego każdy poczciwy mieszkaniec musi chodzić. Właśnie tam kształtuje się wykluczający i piętnujący światopogląd. Problem ten jest tylko zarysowany dosłownie na jednej stronie, kiedy rozmówcy argumentują, że wiedzą lepiej „bo ksiądz w kościele tak powiedział”. A jak wyglądają realia?
W „Nauce latania” mamy trzydziestoletniego Kubę będącego gejem. Właśnie stracił wieloletniego partnera, którego bardzo kochał. Przeżywana żałoba zmusza go do opuszczenia stolicy i powrót do rodzinnej miejscowości na Mazurach, gdzie kilka lat nie był, a wszystko przez to, że rodzice nie mogli pogodzić się z jego orientacją seksualną i go wyrzucili z domu. Po śmierci ojca nie starał się odnowić stosunków z matką. Wizyta w czasie pogrzebu nic nie zmieniła. Dopiero śmierć ukochanego Mariusza, niemożność pozbierania się po stracie sprawia, że sprzedaje wspólne mieszkanie i wraca z całym dobytkiem na polską prowincję, gdzie wie, że będzie musiał się ukrywać ze swoją seksualnością. Zobaczymy, że nawet matka nie oszczędzi go i zasypie argumentami na temat tego, dlaczego powinien żyć inaczej. Trochę postawiony pod emocjonalną ścianę przez żałobę i łaknący nawet takiej wykluczającej relacji z kimś kogo uważa za bliską osobę zostaje. Tu jest wolny od szczęśliwych wspomnień o Mariuszu i rozpaczy, że tak szybko go stracił. Wchodzi za to do świata, w którym każdy wszystko o wszystkich wie. Nawet więcej niż sam zainteresowany. Mamy tu też historię nowej znajomości z młodszym bratem kolegi z klasy. Młody policjant może się okazać dobrym kompanem dopóki ich relacja nie staje się skomplikowana przez wkradające się nią pożądanie. I to nie tylko ze strony Kuby.
„Nauka latania” to bardzo realistyczny obraz polskiej prowincji. Zawsze, kiedy wydaje mi się, że w XXI wieku ludzie są bardziej tolerancyjni przypominają mi się rozmowy z osobami z miasteczka, z którego pochodzę i miasta, w którym mieszkam. Życie polskiej prowincji toczące się wokół prawd wygłoszonych z ambony jest pełne stereotypów i uprzedzeń. Marek Szydlak niesamowicie trafnie to zarysował hermetyczne środowisko i mentalność ludzi tam mieszkających. Widzimy motywacje, jakimi się kierują, wybory, jakie podejmują, jak niesamowicie bardzo dbają o pozory. Stosunki między mieszkańcami napędza zakłamanie i różnorodne interesy. Wchodzimy do świata układów, w którym władzę ma ten, kto ma pieniądze. Pisarz dosadnie pokazał też, w jaki sposób traktowane są osoby LGBT. Nie zabraknie tu prześladowania, poniżania, wykluczenia społecznego. Emocje bliskich są mniej ważne niż to, co wpoili im przedstawiciele instytucji religijnej, która sprawia, że każda odmienność seksualna od tej jedynej uznawanej przez Kościół jest wykluczana. To przez nią na osoby LGBT ludzie patrzą z pogardą i złością obwiniając o burzenie im znanego im świata. Strach przed innością napędza przemoc. Miłość zawsze w pewien sposób unosi nas nad ziemią, odrywa od przyziemnych problemów, które prędzej czy później dopadną nas zwłaszcza w społeczeństwie żyjącym uprzedzeniami.  Kuba dostanie na prowincji prawdziwą szkołę spadania, Adam będzie uczył się latania. Czy im się uda?
Można byłoby pomyśleć, że jest to historia nierealna, ale znam takich wiele z własnego otoczenia, widzę jak reagują małe społeczności. Nawet osoby po studiach mieszkające w małych miejscowościach powtarzają nietolerancyjne hasła jak mantrę, która miałaby ich zabezpieczyć przed zburzeniem ich wizji świata lub „zarażeniem” kogoś bliskiego.
Bardzo podoba mi się w książkach Marka Szydlaka, że pozwala spojrzeć na świat oczami swoich bohaterów, wprowadza czytelników w różnorodne emocje oraz pokazuje pragnienie miłości. Mamy tu bohaterów, którzy są tacy jak każdy inny: chodzą do pracy, płacą podatki, chcą cieszyć się życiem. A jednocześnie przez inną niż odgórnie przyjęta seksualność są wykluczani. Cieszy mnie to, że coraz więcej takich powieści powstaje. Uświadamiamy sobie wtedy, że życie osób LGBT mogłoby toczyć się wokół miłości i budowania związku i pielęgnowania go, gdybyśmy jako społeczeństwo nie chcieli mieć za wiele do powiedzenia, nie urządzali innym życia. Pokazuje też do jak wielu tragedii takie wtrącanie się może prowadzić. Pokazane w powieści Kruklanki to takie everyvillage, bo problem społecznego nadzoru jest obecny w każdej małej społeczności. Nie tylko w Polsce, ale wszędzie tam, gdzie do głosu dochodzą jakiekolwiek uprzedzenia kreowane przez religie powołujące się na tradycję i wolę bogów.
„Nauka latania” pozornie historia o miłości, ale w rzeczywistości jest to opowieść o złu, które może czaić się za każdym rogiem. Warto ją przeczytać i zastanowić się, czy takich realiów chcemy dla naszych dzieci, bliskich, znajomych. Ilu z nich ze strachu przed prześladowaniem się ukrywa i żyje w samotności? Polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz