„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
Uwielbiam mroczny klimat „Serii niefortunnych zdarzeń”. Lemony Snicket w każdym
tomie obnaża bolączki naszego świata, przerysowuje je. Dostajemy historię o
różnorodnych typach dorosłych, społecznościach oraz stylach życia. Każde
miejsce, do którego trafiają Baudelaire’owie jest zaskakujące, a z drugiej
strony przypomina nam znaną rzeczywistość. Pisarz sięga po znane powiedzenia,
nawiązuje do popularnej literatury oraz innych dzieł kultury (od antycznych
chwytów teatru masek po współczesne spojrzenie na wcielanie się w różne role),
wprawnie żongluje skojarzeniami i wzorcami. Zachowania społeczne ubrane są w
czarny humor i groteskę. Cała historia zaczyna się od poinformowania Wioletki,
Klausa i Słoneczka o śmierci rodziców. Poznany w pierwszym tomie hrabia Olaf
wyznaczony na pierwszego opiekuna sierot stanie się nieodłącznym elementem
każdej przygody uświadamiającej nam jak bardzo nie ufamy dzieciom oraz dajemy
się manipulować dorosłym. Autorytet wieku odgrywa tu niesamowicie ważną rolę.
Jest to siła tak potężna, że nie wystarczają dowody. Wobec opowieści młodych
bohaterów wszyscy są nieufni. Zainteresowany majątkiem Baudelaire’ów hrabia
Olaf wciela się w różne role i zyskuje kolejnych wspólników gotowych razem z
nim podążać za sierotami. Widzimy też jak bardzo opieka instytucji nad tymi,
którzy potrzebują wsparcia jest niewystarczająca. Pan Poe staje się uosobieniem
unikania obowiązków, spychania odpowiedzialności na innych. I może właśnie z
tego powodu problem do niego wraca.
Siódmy tom zatytułowany „Wredna wioska” bierze na tapet słynne powiedzenie „Do
wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska”. Po wielu nieudanych próbach
znalezienia właściwego opiekuna dla dzieci pan Poe stwierdza, że w tym
powiedzeniu musi być sporo prawdy. W końcu wielu opiekunów może przyczynić się
do rozwiązania problemu, bo za sieroty będzie odpowiedzialnych więcej osób, a
nie jedna mogąca zginąć w wypadku. Właśnie z tego powodu dzieci trafiają do
dziwnej wioski o nazwie WZS. Krajobraz nowego miejsca zamieszkania przypomina
plan horroru i przywodzi na myśl filmy Alfreda Hitchcocka: jest mrocznie, pusto
i z dużą ilością ptaków. Stada kruków każdego dnia odbywają tę samą wędrówkę
przez miejscowość. Do tego osoby znaczące w nakryciach głowy mają truchła tych
ptaków. Pierzaste kapelusze przywodzą na myśl XIX wieczną modę. Nosząca je rada
starszych staje się tu czymś na wzór kapryśnej inkwizycji, która za każde
przewinienie pragnie karać śmiercią. Zakazów i nakazów jest mnóstwo i tworzona
są kolejne. Wszystko w imię kontrolowania każdego aspektu życia mieszkańców.
Los sierot w tej miejscowości nie będzie łatwy. Samo dotarcie do WZS okaże się
bardzo kłopotliwe, a to dopiero początek atrakcji, jakie zaserwują młodym
bohaterom mieszkańcy. Gdyby nie jeden dziwak, u którego zamieszkają ich
codzienność byłaby katastrofalną męką. Miejscowa złota rączka, Hector, to
jedyna osoba okazująca im serce oraz dająca wsparcie. Łamiący wiele przepisów
miłośnik techniki pomoże im rozwiązać ważne zagadki pojawiające się w postaci
listów spadających niczym z nieba. Sam hrabia Olaf tym razem pojawi się późno,
ale jego widmo ciągle będzie towarzyszyło młodym bohaterom. Zwłaszcza, że
bardzo martwią się o los porwanych przyjaciół. W tej historii pojawi się też
tajemniczy Jacques Snicket mający to samo nazwisko, co autor serii.
Z kolei ósmy tom „Szkodliwy szpital” to opowieść o biurokracji oraz pozornej
pomocy. Pojawiają się tu Wolontariusze Zwalczania Schorzeń, którzy wędrując po
częściowo wybudowanym szpitalu Schnitzel wmawiają chorym, że leczą ich śpiewem
i pozytywnym nastawieniem. Po ucieczce z WZS i pomówieniu o morderstwo młodzi
bohaterzy muszą się ukrywać. Doniesienia medialne, wprowadzanie czytelników w
błąd nie pomaga poszkodowanym sierotom. Na szczęście nie każdy sięga po gazetę,
a jeśli czyta to nie zawsze czyta. Czasami segreguje informacje, aby umieścić
we właściwym miejscu w archiwum. Istnienie takiego miejsca w szpitalu daje
sierotom nadzieję na znalezienie informacji o sobie. Oczywiście i tu w pewnym
momencie pojawi się Hrabia Olaf ze swoimi chorymi pomysłami oraz wiernymi
pomocnikami. Zmanipulowani dorośli po raz kolejny dadzą się zwieść, a sieroty
będą osaczone i w wielkim niebezpieczeństwie.
Każdy tom zawiera sporą dawkę czarnego humoru oraz wplecionych dygresji
opisującej proces powstawania historii, tropienie przygód bohaterów oraz
stosunku narratora do wydarzeń. Często są one co jakiś czas powtarzane. Snicket
przypomina, że losy sierot poznał z wycinków gazet, słownika rymów oraz
odwiedzania miejsc, w których byli bohaterzy. Lata badań i obserwacji pozwoliły
mu zgłębić smutne losy Baudelaire’ów. Kreowanie wydarzeń na prawdziwe (realizm
iluzyjny) połączone z opowieściami o powstawaniu książki na podstawie
znalezionych źródeł (metatekst), spora dawka intertekstualności i powracającymi
przekonaniami, że nie należy dalej czytać historii tworzy ciekawy zabieg. Zwłaszcza,
że sami bohaterzy są postaciami rozczytującymi się, szukającymi odpowiedzi na
ważne pytania w bibliotekach. Autor wydaje się mrugać do czytelnika i zachęca
do zabawy w poszukiwanie wątków zaczerpniętych z innych tekstów kultury.
Wykreowany pozorny narrator, czyli Lemony Snicket to także postać ciekawa,
wzdychająca od czasu do czasu do Beatrycze, nad losem nieszczęsnych sierot oraz
swojego życia.
„Seria niefortunnych zderzeń” jest napisana fantastycznie. Przez tekst pięknie
się płynie. Nawet kiedy tak jak ja trzeba czytać kolejne tomy na głos, bo moja córka uwielbia słuchać czytania i zawsze
zaskakuje mnie, że ponownie chce słuchać, bo naprawdę rzadko wraca do książek. A tu robi to z zapałem i pilnuje, żeby niczego
nie pominąć (zwłaszcza, kiedy jest to kolejne czytanie). Mnie w tych książkach
uderza niesamowita trafność opisów paradoksów. Wszystkie te zderzenia z szybą
biurokracji: po drugiej stronie widzisz rozwiązanie, ale biurokraci ci na nie
nie pozwolą, chociaż prawo leży po Twojej stronie (czyli celnie wskazujesz
zagrożenie w postaci hrabiego Olafa), bo ufają temu, co im się wydaje. To jest
tak świetna parodia każdego aspektu naszego życia, że zdecydowanie każdy
powinien ją przeczytać. Gdybym była polskimi politykami to bym Wam nakazała w
ramach kompromisu czytelniczego. I właśnie z tego powodu opowiem Wam o całej
serii, bo jest tego warta.
„Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego
Snicketa to historia przerysowana. Nie ma w niej nic dobrego. Każde złe
wydarzenie prowadzi do kolejnego złego i tylko cudem udaje się bohaterom
przetrwać, przeżyć zaskakujące przygody, które przywodzą na myśl „Proces”
Franza Kafki. Podobnie jak bohater czeskiej powieści tu dzieci wpadają w nurt
wydarzeń, na które nie mają wielkiego wpływu. Dryfują ku zatraceniu, a
towarzyszący im ludzie bezmyślnie wykonują polecenia, rozkazy, poddają się sile
sugestii. Cała seria jest świetną satyrą na wszystko, z czym mamy do czynienia.
Jest tu ogrom biurokracji, skupienie się na tym, co mają do powiedzenia
dorośli, odebranie głosu dzieciom. Podoba mi się w niej to, że nawiązuje do
różnorodnych powieści, w których są zarówno zamknięte społeczności religijne z
absurdalnymi przepisami, podróże podwodne, poszukiwanie tajemniczego przedmiotu
niczym świętego Grala. Nim jednak zawędrujemy z bohaterami tak daleko trzeba
zacząć tę przykrą przygodę.
Muszę przyznać, że po "Serię
niefortunnych zdarzeń" sięgnęłam przypadkowo i bez przekonania, bo tytuł
zdecydowanie nie zachęca. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron odkryłam, że
rewelacyjnie czyta się je na głos, a dla mnie to niesamowicie ważne. Do tego
zwroty do czytelnika polecające odłożenie lektury zdecydowanie zaintrygowały
córkę. Po pierwszym tomie wiedziałyśmy, że będziemy wyglądać kolejnych. Po
drugim niecierpliwiłyśmy się, kiedy pojawią się kolejne i niesamowicie bardzo
się cieszę, że tym razem miałam dwa tomy od razu, jednego dnia, bo naprawdę
czyta się bardzo przyjemnie także na głos. Przez tekst się płynie.
Daniel Handler, piszący pod pseudonimem
Lemony Snicket, wykreował rewelacyjną opowieść, którą fantastycznie
przetłumaczyła Jolanta Kozak. „Seria niefortunnych zdarzeń" to opowieść o
rodzeństwie, któremu ciągle przytrafia się coś złego. Spotykamy się z lękami
bohaterów, które są pokazane tak jak je dzieci przeżywają. Każde wyzwanie
urasta do rangi zagrożenia i wielkiej próby, której początkiem jest strata
rodziców. Seria zabiera nas w świat dziecięcych emocji i pozwala zrozumieć, a
młodych czytelników zachęca do opowiadania o własnym punkcie widzenia,
doświadczeń, które często nie są lekkie i przyjemne, bo dzieci doznają wielu
przykrych rzeczy: od mierzenia się z przemocą rówieśniczą, przez tę, z którą
mają do czynienia w domu po serwowaną im w szkole. Wielkim plusem jest to, że
bohaterzy "Serii niefortunnych zdarzeń" nie są bierni. Wioletka,
Klaus i Słoneczko, dzięki swoim zainteresowaniom, otwartości i wykorzystywaniu
wiedzy stawiają czoło przeciwnościom losu.
Teoretycznie jest to książka dla młodych
czytelników. Jednak sięgnąć może po nią każdy. Seria przyniesie wiele ciekawych
spostrzeżeń, pouczających scen. Patrzymy na swoją codzienność w krzywym
zwierciadle uwypuklającym wiele społecznych bolączek, podkreślających jakie
aspekty naszego życia i otoczenia powinny być zmienione. Do tego napisana jest
takim językiem, że przez tekst niemal się mknie.
Duże litery, ciekawe i często zabawne
spostrzeżenia zaskakują, urozmaicają akcję, nadają specyficznego tempa historii i sprawiają, że książkę czyta się szybko,
łatwo i z zainteresowaniem. Solidna oprawa i nieliczne szkice dopełniają
całość. Serię pięknie wydano oraz wzbogacono mrocznymi i jednocześnie
bardzo prostymi ilustracjami Breta Helquista. Przywodzące na myśl pospieszne
szkice rysunki pozwalają na wyobrażenie sobie wyglądu bohaterów oraz miejsc, do
których trafiają. Rysownik świetnie oddaje w nich napięcie towarzyszące
wykreowanym postaciom. Bardzo zaskoczyło
mnie zaangażowanie córki w tę historię. Jest nią zachwycona.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz