Marek Czuku, Igły
i szpilki, posłowie Piotr Michałowski, Szczecin, Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury imienia Henryka
Berezy” 2016
Dobra poezja jest tak nasycona, że z jednej strony
pobudza wyobraźnię, z drugiej zmusza do odnajdywania wielu odwołań w kulturze,
a z trzeciej zachęcać prostotą do wchodzenia w stworzone przez poetę obrazy, do
prób odczytania jego emocji, odkrywania doświadczeń, kreślenia obrazów świata.
Marek Czuku spełnia te warunki. Pisząc w bardzo prosty sposób o swojej
przeszłości, używając znanych form językowych odwołuje się zarówno do
myślicieli starożytnych, jak i współczesnych. Porusza tematy miłości,
rozczarowania zapomnienia, zagubienia, wiary, śmierci, odchodzenia, poznawania.
W jego wierszach pobrzmiewają teorie językowe, epistemologiczne, ontologiczne i
etyczne. Prosty wiersz o młodzieńczej miłości sugeruje nam konieczność
sięgnięcia po pisma Homera, Platona, w których imię nabiera większego znaczenia
niż tylko dźwięku przypadkowo przypisanego człowiekowi lub rzeczy. Tu ma ono
znaczenie epistemologiczne: nazwa pozwala na odkrycie istoty osoby, jej
poznanie, zapamiętanie. Pisząc w wierszu „Mała blondyneczka”: „nie wiem nawet
jak się nazywała” i podsumowując opis zdaniem „muszę się wreszcie pogodzić/ z
tym że była tylko fatamorganą” Marek Czuku dostrzega, że bez posiadania nazwy
możemy nie istnieć.
W tym samym wierszu porusza ważną kwestię wpływu
emocji na odbiór otoczenia: „ucieleśniała mój ideał dziewczęcej/ urody nie wiem
już czy to było/ tylko zauroczenie czy rzeczywiście// była taka piękna nigdy
się do niej/ nie odezwałem wstydziłem się”. Opis młodzieńczych emocji,
onieśmielenia staje się pretekstem do rozważań o subiektywności naszego
doświadczania otoczenia, które jest niezwykle ulotne, bo czas ucieka, zabija podstępnie.
Poeta nawołuje do cieszenia się chwilą, korzystania z tego, co nam dane,
dostrzegania w każdej mijającej sekundzie jej ważności. W słowach: „to właśnie
ta uciekająca chwila ma głębszy sens, bo innej/ nie ma i nie będzie, i nigdy
nie nadejdą jakieś inne lepsze/ czasy czy lepsi ludzie, dlatego jadę do ciebie,
byśmy się/ wreszcie sobą nasycili, do utraty tchu, do utraty sił”. Z jednej
strony tym niedługim zdaniem odsyła nas do starożytnych dzieł, do współczesnych
klasyków takich jak Czesław Miłosz, z drugiej każe sięgnąć po nowszą twórczość,
której jest dobrą parafrazą. Odwołanie do wiersza „Piosenka o końcu świata” i
utworu „Do utraty sił” B.R.O. nie jest jednak jedynym znakiem sięgania po nową
twórczość. Cały dorobek ludzkości poeta traktuje jako skarbnicę z której należy
czerpać, inspirować się nią, wykorzystywać, aby być lepiej zrozumianym. To jak
wiele dostrzeżemy zależy od naszej świadomości istnienia nawiązań, naszej
umiejętności poruszania się wśród znaków językowych. Taką konieczność obycia
językowego można podsumować Wittgensteinowskim stwierdzeniem „Granice naszego
języka są granicami naszego świata”. Czym jest ów język? Czy są to rozsypane
igły i szpilki z jednego z utworów zmuszające do odczytywania ukrytych znaczeń,
znajomości związków frazeologicznych, odwołania do określonych form ludzkiej twórczości
a może sprowadzającymi nas na ziemię zdaniami zniechęcającymi do tworzenia,
aktywności, zapamiętywania, cieszenia się, dzielenia odczuciami? Wszystkie te
kujące rady sprowadzające nas na ziemię ostrymi stwierdzeniami „musisz poradzić
sobie sam nikt/ ci na piękne oczy nie da głównej/ wygranej w konkursie z cyklu
życie// inni też nie mają lekko świat zawsze/ był stroną atakującą w tym meczu/
postu z karnawałem” czy nieco dalej pojawiające się w wierszu „Świat zawsze”: „za
dużo wrażeń weź tabletkę może/ nie jest to optymalne rozwiązanie/ ale zbliża do
stanu ogólnie przyjętego”. Czym jest ów stan normalności? Pesymistycznym
realizmem czy epikurejską ekscytacją? Wszystko zależy od nas. Od granic języka
jakimi otoczymy swój świat.
Wiersze Marka Czuku po pierwszym czytaniu wydają się
proste, posiadające niewiele odwołań, zabierające w labirynty jego życia,
doświadczenia, dorastania, uświadamiania sobie przemijalności i ważności
znaczeń. Z każdym kolejnym wchodzeniem w lekturę stajemy się współtwórcami. To
nasze doświadczenie kształtuje sposób, w jaki odbierzemy jego zbiór. Hermeneutyczna
wędrówka po jego osobistych lekturach i doświadczeniach, które – jak sam
stwierdza – trudno zawrzeć w słowach to odkrywanie siebie, granic swojego
świata i możliwości zrozumienia Innego, który niby jest na wyciągnięcie ręki,
niby jest namacalny, ale słowa znajdujące się między Ja a Innym sprawiają, że
zatracamy sens jego niewyrażalnych odczuć. Polecam wszystkim gotowym na taką
wędrówkę.
Patronuję z:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz