Charles Dickens kojarzył mi się z „Opowieścią wigilijną”, „Oliverem Twistem” „Klubem Pickwika”, „Świerszczem za kominem”, które niepotrzebnie czytałam zbyt wcześnie i przez to skutecznie zniechęciły mnie do sięgania po książki tego pisarza. Ale ostatnio zerknęłam na tytuł, skojarzył mi się ze sposobem nadawania tytułów przez Alberta Camusa, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego czy Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Dopiero, kiedy rozpoczęłam lekturę zerknęłam czyja to książka z zaskoczeniem odkryłam, że to przecież Dickens…
Już sam początek powieści jest fenomenalny, urzekający i zachęcający do dalszej
lektury:
„Była to najlepsza i najgorsza z epok, wiek rozumu i wiek szaleństwa, czas
wiary i czas zwątpienia, okres światła i okres mroków, wiosna pięknych nadziei
i zima rozpaczy. Wszystko było przed nami i nic nie mieliśmy przed sobą.
Dążyliśmy prosto w stronę nieba i kroczyliśmy prosto w kierunku odwrotnym.
Mówiąc zwięźle, były to lata tak bardzo podobne do obecnych, że niektórzy z najhałaśliwszych
znawców owej ery widzą w niej dobro i zło takie samo jak dzisiaj, tylko w
nieporównywalnie wyższym stopniu.
Na tronie Anglii zasiadał król o wydatnej dolnej szczęce i królowa o szpetnym
obliczu. Na tronie Francji zasiadał król o wydatnej dolnej szczęce i królowa o
powabnym obliczu. W obydwu tych państwach mężowie stanu odpowiedzialni za
cudowne rozmnażanie ryb i bochnów chleba widzieli jaśniej niż słońce, że ogólny
porządek rzeczy został ustalony raz na zawsze”.
Rok 1795 to czas dość burzliwy dla obu krajów. Pojawiają się zagrożenia rewolucji,
wzrasta napięcie między Anglią i Francją, wojny prowadzą do wzrostu biedy. W
takim otoczeniu toczy się akcja powieści Dickensa, który w swoich powieściach
lubił poruszać problemy społeczne. Pisarz z niesamowitą lekkością i wprawą
przenosi na karty swoich książek to, co zaobserwował, a obserwatorem był
rewelacyjnym.
Akcja książki toczy się w Wielkiej Brytanii i Francji, a tam w Londynie
i Paryżu, w których ludzie mają różne bolączki, doświadczają przemocy, są
pomawiani, więzieni, prześladowani oraz napadani przez złodziei. Kiedy
poznajemy jednego z bohaterów jest noc. Dyliżans zatrzymuje jeździec
poszukujący Jarvisa Lorry’ego podróżującego z tajną misją do Francji. Po drodze
dołącza do niego panna Manette, dla której ma mieści o ojcu, uwięzionym w
Bastylii doktorze. Podróż ta i splecenie się dróg panienki z bankierem stają
się punktem wyjścia do snucia kolejnych wątków. Poznani w drodze ludzie pojawią
się w dalszej części akcji, ale w dużo mniej przyjemnych okolicznościach, bo w
chwili oskarżenia o zdradę. Sprawa związana z Karolem Darnayem przynosi wątek z
nieszczęśliwie zakochanym Sydneyem Cartonem. Życie społeczne jest tu jak
sztafeta: żadne wydarzenie nie jest bez znaczenia do kolejnych. Do tego w tle widzimy
biedę, ubóstwo, życie dla chwili upojenia i przykłady karygodnych zachowań
ludzi rozrzutnych, pasożytujących na innych. Szczególnie dobitnie opisano tu
francuskich arystokratów, których zachowanie przyczyniło się do wybuchu
rewolucji, która łączy ze sobą losy wszystkich bohaterów.
„Opowieść o dwóch miastach” to historia z bardzo szybką akcją, prostymi
scenami, kolejnymi zwrotami akcji, sporą ilością miejsc pustych (jak we
współczesnych książkach), które musi uzupełnić czytelnik. Nie zabrakło tu też
manipulacji i propagandy. Dickens swój kraj kreuje na oparty na starych
zasadach, kultywujący to, co stare i sprawdzone, co uosabia gwarancję dobrych
interesów. Tak jest w przypadku banku Tellsonów, którego właściciele szczycą
się starym budynkiem, starą okolicą, w której się znajduje i starymi
pracownikami, którzy nigdy w kontakcie z klientami nie należą do młodego
pokolenia, jakby kolejni potomkowie
chowali się po piwnicach i wyłaniali po uzyskaniu określonego wieku. Taka
stabilna i dobrze zarządzana Anglia nieskazująca ludzi bez sądu oraz wydająca mądre
wyroki zestawiona jest z zepsutą Francję zamykającą każdego, kto zostanie
pomówiony o zdradę. Zestawienie to ma wydźwięk moralizatorski. Widzimy, że złe
traktowanie ludzi kończy się rewolucją. Prawy lud pilnuje, aby głowy złych
arystokratów były ścinane na gilotynie, co ma zapobiec powrotowi do dawnego
porządku.
Charles Dickens czaruje tu językiem, świetnie snuje opowieść, pokazuje starcie światów
oraz interesów, porusza trudne tematy, uświadamia czytelnika jak wielkim złem
jest władza absolutna i istnienie uprzywilejowanej klasy nękającej innych.
Powieść w tłumaczeniem Tadeusza Jana Dehnela i pięknymi rycinami H.K.
Browna oprawiono w solidną okładkę, dzięki czemu jest estetyczna i trwała. Po
tej lekturze zdecydowanie ponownie sięgnę po książki, które w szkolnych czasach
nie przypadły mi do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz