Wiedza mnoży nam się na potęgę. Uczeni nawet badają owe
zjawiska mnożenia się danych i jak już mają wyniki to nagle stają się one
nieaktualne i trzeba wszystko zaczynać od nowa. W tym przyroście i gromadzeniu
danych można się pogubić. Kolejnym okrutnym zjawiskiem (zwłaszcza dla badaczy
literatury) jest tak olbrzymia ilość tekstów wydawana każdego roku, że
śledzenie nowości nie jest możliwe nawet podczas czytania książek bez przerwy,
a przecież każdy człowiek ich potrzebuje, by normalnie funkcjonować (załatwianie
potrzeb fizjologicznych od jedzenie po wydalanie) i cieszyć się zdrowiem
psychicznym.
Na pewno nie możemy w dzisiejszych czasach być ignorantami.
Bardziej niż kiedykolwiek jesteśmy zmuszeni do codziennego rozwijania się i to
nie we wszystkich dziedzinach, ale naszej własnej, bo co to za specjalista,
który ograniczył się do wiedzy zdobytej w szkole czy na studiach? Żaden.
Każdego roku większość wiedzy ulega dezaktualizacji jak stare oprogramowanie
komputerów, które też już nikogo nie zachwycają. Aby nasz mózg pracował lepiej
my musimy każdego dnia zmuszać go do odrobiny wysiłku. Takim idealnym
treningiem jest poświęcanie każdego dnia pół godziny (na jedzenie poświęcamy
więcej czasu) na zajęcia wymagające „napinania mięśni mózgu”, czyli uczenie.
Ja jako matka-Polka mam na to niewiele czasu. To sprawia, że
wolny czas muszę całkowicie zagospodarować na zdobywanie wiedzy, dokształcanie
i wzmocnić wydajność swojego uczenia się. W dobie różnorodnych technologii
stało się to bardzo łatwe. To, czego muszę nauczyć się na pamięć (słówka,
definicje, daty itd. itp.)nagrywam sobie na dyktafon (czy telefon), a później
słucham całymi dniami podczas zabawy z dzieckiem, sprzątania, robienia zakupów itd.
(zwykle łączę dwie do trzech czynności). Może nie jest to nauka bardzo
efektywna, ponieważ moja uwaga musi być skupiona i na innych zajęciach, ale
prędzej czy później mimowolnie potrzebny materiał zostaje przyswojony.
Przy braku czasu ważnym elementem w planowaniu nauki jest
podzielenie materiału na małe partie do nagrywania i zabieranie nagranego
materiału wszędzie. W przypadku nieposiadanie (przez brak wyznaczenie sobie
takiego celu) zakresu wiedzy do zdobycia możemy słuchać audiobooków, które są
dość dostępne na Polskim rynku.
Wygodnym narzędziem w nauce języków obcych są fiszki, ale…
przy małych dzieciach całkowicie się nie sprawdzają. Moja córka takie magiczne
karteczki śliniła, nadgryzała, gubiła, ja gubiłam, zapominałam o nich i do
nauki języka obcego używam nagrań (swoich i załączonych do podręczników),
podręczników i słownika (po zaśnięciu dziecka).
Plusem tego typu nauki jest możliwość zabierania wszędzie i
możliwości wykorzystania telefonu, który i tak zawsze mamy przy sobie.
A jakie Wy stosujecie metody?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz