Tomasz P. Terlikowski, Operacja Franciszek. Sześć medialnych
mitów na temat papieża, Warszawa „Fronda” 2014
Człowiek dojrzały moralnie jest osobą dbającą o innych
ludzi bez względu na przynależność ideologiczną, religijną, rasową rodzimą itd.
Ortega o takich ludziach mówi, jako elitach. Pod koniec wieku Lasch zauważa
zanik owych odpowiedzialnych elit i zastąpienie ich egoistycznymi grupami,
które dbając o interes indywidualny dążą do zaspokojenia własnych potrzeb.
Amerykański badacz przekonuje, że obecne elity stają się egoistyczne. Ale czy
nie było tak zawsze? Czy wizja Ortegi nie jest zbyt idealistyczna? A może owe
elity to nie są te grupy, które my postrzegamy? Masy kierują się własnym
interesem i nie potrafią same z siebie działać – z tym zgadzają się obaj
myśliciele. Ja jednak wierzę, że istnieją jednostki spójne wewnętrznie i dążące
dla dobra społecznego.
Co zrobić jeśli takiej spójności nam brakuje? Teoretycznie
demokracja ma być takim systemem, w którym wszyscy mogą działać. W jej ramach istnieją
liczne religie i organizacje społeczne pozwalające wykorzystać potencjał ludzki
w celu budowania lepszej przyszłości. Kościół Katolicki jest jedną z takich
organizacji. Przywódca religijny KK jest obserwowany i oceniany przez ludzi z
zewnątrz. Przeciwko temu buntuje się Tomasz Terlikowski w książce „Operacja
Franciszek. Sześć medialnych mitów na temat papieża". Autor uważa, że zbyt
laickie media, ugrupowania itd. próbują sobie przywłaszczyć papieża Franciszka.
Uważam, że zachowanie mediów jest w pewien sposób
uzasadnione ze względu na ilość zdeklarowanych wiernych (ciągłe podkreślanie
ich ilości przez instytucję) i wchodzenie Kościoła tam, gdzie go być nie
powinno (co zauważył już Unamuno w swoim religijnym okresie życia), czyli do
polityki, przez co wydaje mi się, że instytucja wiele traci na swojej
krucjacie. Książka Terlikowskiego w swoich przemyśleniach dotyczących świata i
działania mediów zbliża się do „Dialogu o wartości człowieka” Scoli i Reala,
ale centralnym punktem jest nie człowiek jednostka, a jednostka konkretne,
usytuowana na szczycie hierarchicznej drabiny KK.
Z mojego punktu widzenia (nie mam telewizji, więc mam
wypaczone spojrzenie) owo medialne zamieszanie wokół papieża wygląda inaczej;
miałam wrażenie, że to właśnie katolickie media starają się zrobić z niego
człowieka takiego jak każdy, pokazać jego ludzką, wyrozumiałą twarz, która odzwierciedlałaby
to, co ludzie znają z „Biblii”. Miałam wrażenie, że media masowe po prostu przyjęły
te manipulacje za faktyczny obraz.
Manipulację mediów wizerunkiem nowego papieża Terlikowski
przyrównuje do pierwszej manipulacji, jaką znamy z Księgi Rodzaju: kiedy wąż
inaczej interpretuje słowa Boga. Media są tu właśnie takim wężem, który wypacza
znaczenie słów. „Zamiast głębokiego przekazu o Jezusie Chrystusie i walce
duchowej, jaka toczy się wokół nas, w której każdy ma swoją do wypełnienia (a
przecież taki jest w istocie komunikat Ojca Świętego), mamy narrację rewolucji,
zmiany, odrzucenia przeszłości… Narrację, dodajmy, całkowicie fałszywą, bowiem
zdecydowana większość z rzekomo rewolucyjnych zmian, jakie wprowadzić miał
papież, w rzeczywistości zostało wprowadzonych przez jego poprzedników”. Autor
podkreśla również, że zagrożeniem społecznym są osoby bojące się fanatyzmu
religijnego w Polsce. Zauważanie takich tendencji w społeczeństwie i ich podkreślanie
uważa za szkodliwe. W podobny sposób podchodzi do kreowania ludzkiego wizerunku
głowy Kościoła, którzy mają swoje słabości i upodobania. Mówienie o kremówkach
w kontekście wizyt Jana Pawła II było jego zdaniem degradacją przekazywanych
wartości. W oczach Terlikowskiego każdy, kto jest minimalnie liberalny staje
się wrogiem Kościoła. Całość z jednej strony doskonale uzasadniona (bo po co
ten papież tyle w mediach pokazywany i omawiany, jak ma tradycyjne podejście),
a z drugiej wydała mi się buntem dziecka zazdrosnego o matkę: boi się, że inne
dzieci też mogą słuchać i otrzymać uwagę.
Należę do osób, które boją się wszelkich radykalności
religijnych bez względu na to, z jaką religią mamy do czynienia. Równie mocno,
jak naporu muzułmanów na Europę niepokoją mnie postawy roszczeniowe kościołów i
wszelkich religii, które pragną być wspierane przez państwa, a z drugiej pragną
pozostać poza zasięgiem społecznego dyskursu. Taka postawa pachnie dyktaturą
grupy społecznej, która pragnie naruszać granice i jednocześnie krytykuje próby
dyskusji i dystansu do poglądów.
Z drugiej strony wiele prezentowanych poglądów ma swoje
uzasadnienie. Ja obserwując tworzenie obecnego
obrazu papieża miałam wrażenie, że Kościół w czasach kryzysu podsuwa nam
takiego ludzkiego duchownego, oderwanego od luksusów i walczącego z bogaceniem
się księży, by przekonać rzesze ludzi, których życie nie obfituje w łatwe
nabywanie dóbr. Miał być to papież wykluczonych. Okazuje się, że to nie KK jest
sprawcą tego wizerunku, ale nasze troskliwe media, które z niewiadomych powodów
pragną, by więcej osób darzyło sympatią instytucje kościelne. Gdzie leży
prawda? Odpowiedzi nie znajdziemy w książce, ale skłoni nas do refleksji nad
postępowaniem wielu instytucji religijnych, ich kreowaniu wizerunku (mistrzami
są „pokojowi” Muzułmanie), realną polityką i stosunkiem społeczeństwa.
Książkę polecam zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom
istnienia instytucji kościelnych w życiu publicznym, państwowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz