Moja znajoma dwa tygodnie temu wpadła w niesamowitą złość, a
później rozpacz. Poszło o kota. Nie wrócił na noc do domu, więc stwierdziła, że
sąsiad znowu jej kota zamknął w piwnicy bloku. Ona uważa, że on tak złośliwie;
on, że nie ma oczu dookoła głowy i jak kot zachowuje się cicho i chowa się w
kąciku na drzemkę to nic na to nie poradzi. Nie on jeden tego biednego kota w
piwnicy więził, ale jemu się obrywa, bo sąsiad, a sąsiad jak domownik: jak coś
zrobi złego to uważa się, że złośliwie, a jak my zrobimy złego to to na pewno
złośliwe być nie może. Niezłośliwa złośliwość mojej znajomej polegała na tym,
że w nieszczęsnej piwnicy zamknęła psa sąsiada, bo… nie chciał wyjść, a ona się
prosić nie będzie. Ząb za ząb?
Kota nie było kilka nocy. Rozpacz, bo w piwnicy nie ma.
Sąsiad na pewno zabił. Żałoba, smutek, płacz i ciągłe wyglądanie, bo może się
zjawi. Całą sytuację podsumowałam: „Pewnie masz kocura”. „Skąd wiesz?” –
zdziwiona moją wszechwiedzą. „Wiosna – wyjaśniam skojarzenie – na wiosnę
wszystkie kocury u najbliższych kotek siedzą. Jak skończą dzieło to wrócą. Może
potrwać nawet miesiąc”. „Ale on nigdy nie znikał” – tłumaczy. „Może nie miał
takich potrzeb, jak teraz. Ciesz się, że nie masz kotki, bo karmiłabyś armię” –
pocieszyłam na swój sposób.
Żałoba minęła. Znajoma spotkała swojego kota na drugim końcu
ulicy u kotki na balkonie i nie chciał do swojej właścicielki iść tak mu dobrze
było. Co się jej sąsiadowi oberwało to się oberwało, co się krzyków nasłuchał
to jego. Sama miałam kiedyś koty i jestem przekonana, że sąsiad w swym
zamykaniu kota nie jest złośliwy. Moja mama nie raz zamknęła nie tylko kota,
ale i psa w stodole. Cichego zwierza, który ucina sobie drzemkę trudno
wypatrzeć. Szkoda, że przez to cierpią niewinni ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz