źródło |
Czas świąteczny i poświąteczny to często refleksyjne
powroty do przeszłości oraz goszczenia. Każdy z nas wspomina jak świętowano dawniej, odwiedza bliskich, znajomych. Zwłaszcza
osoby, które pamiętają poprzedni system, puste półki, kartki na żywność,
kolejki po różne produkty dostrzegają jak wielkie zaszły zmiany w sposobie
świętowania. W tym roku w ramach świątecznej wędrówki w przeszłość goszczę Agnieszkę Krizel, autorkę popularnego
blogu książkowego „Recenzje Agi”, która podzieliła się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa.
Pomarańcze i czekolada
Jak wiadomo, towaru na półkach w czasach mojego
dzieciństwa było jak na lekarstwo. Pomarańcze cudem dostawaliśmy tylko raz w
roku, właśnie w prezentach świątecznych. To był rarytas, podobnie jak
czekolada. Pomarańcze jedliśmy z bratem na poczekaniu, obrane skórki wrzucałam
do szuflady biurka, żeby cudnie pachniało, żeby ten zapach został ze mną jak
najdłużej. I tak też było. Z reguły intensywniejszy zapach utrzymywał się przez
kilka pierwszych dni, potem skórki zwyczajnie wysychają. Czekoladę każdy
dzielił sobie sam. Mój brat jest znacznie większym łasuchem ode mnie, swoją
zjadał na poczekaniu, mimo, że czekały na nas po kolacji wigilijnej ciasta
przygotowane przez mamę. Ja delektowałam się każdą kosteczką, pałaszując jedną
dziennie! (sic!) Oczywiście skrzętnie sobie ją chowałam we woreczku, schowaną w
miejscu, o którym mój brat w ogóle nie pomyślałby, inaczej już bym jej nie
widziała i nie zjadła. Te pazłotka i opakowania po czekoladzie wykorzystywałam
jako zakładki do książek. Dzisiaj to po prostu nie do pomyślenia, ale tak
właśnie to pamiętam.
Choinka
We wczesnym dzieciństwie, jak byłam naprawdę małą
dziewczynką, była u nas zawsze żywa. Z biegiem lat zastąpiła ją sztuczna.
Zawsze starał się o tą żywą tata. Sztuczna została przez nich kiedyś zakupiona
w jakimś Peweksie. Nigdy mnie nie korciło, żeby zapytać, dlaczego ni stąd ni
zowąd pojawiła się sztuczna. Lubiłam wpatrywać się w kolorowe lampki na niej.
Nic innego się nie liczyło, jak właśnie te lampki na choince i kolędy, które
uwielbiałam śpiewać nawet a cappella. Zresztą, mam tak do dziś.
Kolęda
Uprzedziłam nieco w poprzedniej odpowiedzi. Kolęda,
to choinka. Choinka to u mnie od zawsze kolęda, kolorowe lampeczki, które
nadają Jej szyku i swoistego wyrazu. Uwielbiałam śpiewać i lubię do dziś dnia
Pasterka
Pasterka to dla mnie był ważny element wigilijnego
wieczoru. Zresztą, dbali o to rodzice. Co prawda zaczynała się już od 22-giej,
oczy się zamykały, ale byłam, jeśli tylko pozwalało mi na to zdrowie. Pamiętam,
że na zmianę z bratem potrafiliśmy chorować w święta akurat. Jednego roku on,
drugiego ja. Taka chorobowa przeplatanka. Pasterka była wyjątkowa, nawet
magiczna, bo w ten wieczór wigilijny, wtedy to miało inny wydźwięk niż dzisiaj.
Ludzie bardziej potrafili się jednoczyć, naprawdę modlić, kiwnąć głową na
powitanie, na znak harmonii duchowej.
Okres między świąteczny
To wyjazdy do rodziny w odwiedziny. Syrenką, albo
później maluchem 126p. Do kochanej babci, której już nie ma, i która ogromnie
się cieszyła z naszej wizyty, mimo iż mieszkała u wujostwa. Ten okres właśnie
kojarzy mi się z babcią. To była silna charakterem kobieta, zaprawiona i
doświadczona przez życie. Straciła męża bardzo młodo, sama wychowywała szóstkę
małych dzieci. Ach... pamiętam jej opowieści o swoim życiu. Ciężkiej pracy w
polu, często u gospodarzy na zarobku, wszędzie, gdzie tylko się dało, by
zarobić i zadbać o swoje dzieci. Jej opowieści o domu w Borach, w którym nie
było prądu, telewizora, łazienki. Ech... to zupełnie inna epoka. Ale to właśnie
obraz babci kojarzy mi się z tym okresem. Tym bardziej, że babcia 13-tego grudnia
obchodziła imieniny (Łucja), 22-go grudnia urodziny, a los chciał, że 28-go
zmarła.
Śnieg
To sanki, na których szaleliśmy z bratem i tatą, to
harce z psami, często gospodarze organizowali kuligi. W owych czasach trochę to
było niebezpiecznie, bo sanki doczepiano zaraz za traktorem. Ale kto się kiedyś
tym przejmował? Śmiechu i dobrej zabawy było co niemiara! I na szczęście,
nikomu nigdy się nic nie stało! Pamiętam bitwy śnieżkowe chłopcy kontra
dziewczyny, zjeżdżanie z największych górek we wsi, a chodziliśmy i szukaliśmy
największej nieraz pół dnia.
Sylwester
Zawsze spokojnie, bez zabaw. Raczej to wynikało z
naszych możliwości finansowych, wiadomo, że żeby gdzieś wyjść, trzeba było mieć
pieniążki. Mama kupowała dla mnie i brata Piccolo, dla siebie i taty oczywiście
inny trunek. Nie było zabawy, ale byliśmy my i fajerwerki.
Postanowienia
Nigdy nie robiłam planów, nie pisałam postanowień i
dziękuję, że zostało mi to do dziś. Nie podsumowuję i nie planuję, mniej się
potem stresuję.
Zapraszam na blog "Recenzje Agi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz