Jacek
Ostrowski, Posiadłość w Portovénere, Warszawa 2012
Zemsta jest słodka – mówi stare powiedzenie,
a Kant przekonuje: „Postępuj wobec bliźniego tak, jak sam chciałbyś być
traktowany”. Dwie odmienne filozofie spotykają się w książce Jacka Ostrowskiego
„Posiadłość w Portovénere”, powieści bardzo zbliżonej do „UT” wydanej tego
samego roku. Stylistyka i pomysł jest podobny, realia odmienne. Poza
śródziemnomorskim klimatem, toczeniem się akcji w turystycznym miasteczku i
tajemniczej siły każącej za zło, wątku romansowego wszystko dzieli te dwie
pozycje. Realizm magiczny w tej opowieści o ludzkich występkach ogranicza się
do ludzkiej siły napędzającej karę. W „UT” autor poszedł dalej i zgodnie z
duchem naszej kultury, w której przeważa judeochrześcijańskie spojrzenie na
grzech i każącego Boga. Tu go nie ma. Ludzie w swoich umysłach pałają chęciom
zemsty, która się dokonuje. Czy jest to tylko zbieg okoliczności, czy faktycznie
ich myśli przyczyniają się do tragedii trudno stwierdzić. Na pewno świadomość
zła, jakie spotyka katów jest zabójcza. Ostrowski swoją książką wydaje się
krzyczeć: wybaczajcie. Czy nie jest to bliskie chrześcijańskiej filozofii
nadstawiania drugiego policzka i wybaczania bliźniemu? Dlaczego w naszej
pokojowej kulturze tak mało takiego podejścia?
Cała historia zaczyna się dość typowo: młoda kobieta
przyjeżdża do małego miasteczka, aby odnaleźć brata matki. Po jej śmierci
dowiedziała się o istnieniu krewnego, który nie tylko żyje jak odludek, ale
jest też bardzo niemiły wobec obcych. Pozory jednak bywają błędna. Między Carlą
a Johnem nawiąże się nic porozumienia, którą rozerwie tajemnicza, mroczna platanowa
aleja ozdobiona płytami nagrobnymi, która prowadzi od bramy do domu. To tu
rozegrają się najważniejsze dla głównych bohaterów.
Poza serwowaniem poważnych spraw Ostrowski
nakreśli zabawną sylwetkę staruszka, który razem ze swymi przyjaciółmi ma
słabość do marihuany, którą z nimi pali i karmi króliki. Małe poletko „ziół” na
posesji starego wuja nikomu nie przeszkadzało do czasu przyjazdy siostrzenicy.
W jakie miejsca przenosi on swoją plantację i co z tego wyniknie? Przekonajcie
się sami. Na pewno nie obędzie się bez śmiania.
Bohaterowie książki Jacka Ostrowskiego to
postacie wielowymiarowe. Nikt tu nie jest tylko dobry lub tylko zły. Ludzkie
zachowania są tak nieprzewidywalne jak w życiu. Spojrzenia na nich jest bliskie
filozofii etycznej Wilhelma Wundta. Podobnie jak ten niemiecki filozofa autor
uważa, że społeczeństwo składa się z ludzi posiadających wolną wolę, a
postępowanie i wartości modyfikuje doświadczenie. W książce Ostrowskiego
pałający chęcią zemsty dostają prawdziwą szkołę weryfikowania swoich pragnień.
„Posiadłość w Portovénere” nasycona jest
symboliką i wymaga skupienia oraz sięgania głębiej poza lekka historyjkę, która
ma być mroczna, bo nie tworzenie klimatu grozy jest tu ważne, a przekazane
przekonania. Akcja, jak w każdym upalnym miasteczku, toczy się powoli i sennie:
w południe nie da się pracować. Mimo tego relaksy i lenistwa bohaterowie są nerwowi,
rośnie w nich napięcie, które podsyca tajemnicza postać Pedra, (podobnie jak Raul
z „UT”) który wszystko wie i dąży do wypełniania swoich zadań.
Książki Ostrowskiego cenię za brak
wulgarności, delikatne spojrzenie na zło, jakie wyrządzają ludzie i brak
potrzeby wciskania scen łóżkowych na siłę, co go różni od większości
współczesnych pisarzy, uważających, że jak seksu w książce nie ma to traci ona
na swej wartości. Autor udowadnia zupełnie coś innego: ważniejsze staje się
ludzkie postępowanie, decyzje i ich konsekwencje. Nawet zło jest tu pokazane
delikatnie, a czasami tylko zasugerowane.
„Posiadłość w Portovénere” polecam wszystkim,
którzy lubią literaturę trzymającą w napięciu, poruszającą ważne sprawy,
wyzwalającą z negatywnych uczuć i czynów. Jeśli komuś spodoba się ta pozycja to
polecam również „UT” tego samego autora. Na pewno przypadnie ona do gusty tym,
którym ta druga książka się spodobała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz