Kurt
Weber, Dokumenty podróży, Gdynia „novae
res” 2014
Kurt Weber – reżyser dwóch
filmów: Pod jednym niebem (1955) i Racjonalizator (1950), do którego
napisał też scenariusz (większą ilością scenariuszy nie zgrzeszył). Bardziej
powinien być znany jako człowiek od zdjęć i to dobrych zdjęć filmowych (lista
filmów jest dość długa). Z racji wieku wiódł dość skomplikowane życie. Należy
do pokolenia dzieci, którym lata szkolne przerwała wojna, a kiedy już wchodził
w dorosłość Polska znalazła się pod radzieckim zaborem. Nigdy nie byłam
przekonana do niego jako reżysera ani aktora (zdarzało mu się grać samego siebie).
Po autobiografię „Dokumenty podróży” sięgnęłam z czystej ciekawości jego
sposobu opisania tamtych trudnych dni. Ostatnio takich książek miałam całe
stosy i były to albo relacje ścisłowców (np. „Z partią i mimo partii”) czy
przeciętnych humanistów (np. „Ene”), które doskonale oddawały klimat
dzieciństwa usłanego walką o przetrwanie. Byłam ciekawa spojrzenia na czasy
wojny osoby, której rodzina miała zdecydowanie lepszą pozycję finansową niż
bohaterowie innych (ojciec fabrykant). Operator filmowy obnaża przed swymi
czytelnikami sposób kreowania wizerunku i faktyczną trudną sytuację rodzinną
oraz walkę o życie podczas wojny i po wojnie, a później zdobywanie nowych
umiejętności. Wszystko to jest wplecione w liczne podróże, jakby hasłem przewodnim
jego życia było: „życie to podróż”.
Autobiografia została
napisana bardzo przystępnie i z poczuciem humoru, a jednocześnie ze swoistą
dziecięcą/młodzieńczą/dorosłą naiwnością, której najlepszym przykładem będą
wspomnienia dotyczące bar micwy kuzyna:
„Jeść mi się odechciało,
bawić mi się odechciało – a wszystko to na myśl, że będę musiał modlić się
publicznie na oczach pięciuset krytycznych gości. Nawet na myśl mi nie przyszło
zapytać, jak to było u ojca, skoro zauważyłem, że on sam modli się raz do roku,
w Jom Kippur, i to z niemieckiego, a nie z hebrajskiego modlitewnika.
Byłem kompletnie
sparaliżowany myślą, że czeka mnie odprawienie bar micwy w synagodze. W tym
srachu i bezsilności prosiłem przed zaśnięciem Pana Boga, aby „coś zrobił” i
mnie jakoś wyratował z tej opresji.
I Pan Bóg wysłuchał mojej
modlitwy i zrobił „coś”. Wybuchła II wojna światowa i rozwiało nas na cztery
strony świata. I mowy nie było ani o synagodze, ani nawet o bar micwie. Ja wiem,
że straszna okazała się cena, jaką narody zapłaciły za to, że nie musiałem
odprawiać bar micwy. Ale ja doprawdy – nie chciałem tak radykalnie. Ja chylę
się w respekcie i pokorze przed wszystkimi, którzy tę moją myśl uważają za
bezczelność i świętokradztwo. Ja nie tak chciałem. Z naszej dwudziestokilkuosobowej
rodziny Weberów pozostało po wojnie osiem osób”.
„Dokumenty podróży”
polecam wszystkim, którzy lubią ciekawe książki autobiograficzne znanych osób
oraz miłośnikom kina, a także historii. Autobiografię Kurta Webera czyta się
jak dobrą powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz