Kiedy osoba wbijająca gwoździe wali sobie młotkiem po rękach
i narzeka na zły gwóźdź tłumaczy mu się, że powinien poćwiczyć wbijanie, a nie
zajmować się tym zawodowo. Jeśli się upiera przy złej metodzie wbijania owego
gwoździa w deskę podpowiadamy, że czasami warto zmienić pracę dla własnego
dobra, dla własnego zdrowia, bo wiemy, że połamane lub pęknięte kości palców
nigdy już nie będą tak sprawne. I o ile łatwo ludziom dostrzec niekompetencje w
tej kwestii to i wskazać rozwiązanie to trudno to zrobić w innym obszarze: w
kontekście zawodu, który z racji wykonywania oczekuje się, że będzie
prestiżowy, a zapomina, że prestiżowy nie jest nie przez zły gwóźdź, złą deskę
i fatalny młotek tylko przez nieposiadającego predyspozycji wbijającego. Takim nie
prestiżowym zawodem jest nauczyciel. Każdy ma taki autorytet jaki wyrabia z
uczniami. Jedni bardziej nadają się do tej pracy, a inni wcale. Skończone
studia jeszcze nigdy nie sprawiły, że nagle wszyscy są świetnymi specjalistami,
bo gdyby tak było to mielibyśmy kraj pełen świetnych specjalistów z każdej dziedziny.
Jednak tak nie jest. Tyle, że ekspedientki w marketach czy fryzjerzy i
kosmetyczki nie oburzają się na brak prestiżu zawodu. Prestiż ma określona
osoba wykonująca świetnie swoją pracę. I na tym właśnie to polega. Jeśli nie
potrafi się pracować z dziećmi lub młodzieżą to powinno się zrezygnować z
takiej pracy, bo tak jak w przypadku osoby walącej po dłoni młotkiem można
zrobić sobie krzywdę. Baa, jeśli nie poradzimy takiej osobie zmiany pracy to
ten zawód będzie postrzegany np. przez pryzmat takiego złego cieśli. Jeśli instytucja
jest dla nas ważniejsza, a nie człowiek (też uczeń) to jesteśmy takimi
kiepskimi cieślami. Zamiast się użalać, z jaką to złą młodzieżą przychodzi
pracować i jeszcze gorszymi rodzicami trzeba zmienić pracę, bo to znaczy, że
nie mamy wystarczających umiejętności interpersonalnych. W pracy z dzieckiem
niesamowita jest ważna rzecz, której narzekający na młodzież osoby nie chcą
przyjąć do wiadomości: to przede wszystkim ciężka praca nad sobą. Masz poukładane
w głowie to nie masz problemu z układaniem głów uczniów.
Powiecie, że teraz młodzież dużo trudniejsza. Dlaczego niby dużo trudniejsza? Każde
pokolenie narzekało na trudniejszą młodzież. Ja też należałam do pokolenia
trudnej młodzieży, której przemocowi nauczyciele ćwierć wieku temu mówili „Za
jakie grzechy was uczę”. Popytałam starszych. Im też nauczyciele takie rzeczy
mówili. Powiem Wam za jakie grzechy uczycie tę złą młodzież: za grzech
niepodjęcia decyzji zmiany zawodu. Wypaleni, sfrustrowani z własnymi
bolączkami, kompleksami wychodzicie naprzeciw młodzieży, a ona jest naprawdę
czuła na takie rzeczy i potrafi to doskonale wykorzystać przeciwko Wam. Chcecie
uczyć, ale nie wychodzi Wam z młodymi? To może z dorosłymi może będzie łatwiej
(choć wątpię, bo ci, którzy nie radzą sobie z młodzieżą nie radzą sobie też z
innymi grupami odbiorców).
Z zawodu jestem nauczycielką. Kiedy trafiłam na studia miałam nikłe pojęcie o
pracy w tym zawodzie. Tego, co mnie nauczono to krzyczenie na dzieciaki, żeby
były cicho. O tym, że to fatalny sposób komunikacji dowiedziałam się na
praktykach (od tego one są). Pokazano mi w jaki sposób z dziećmi pracować,
nauczono metod reagowania w trudnych sytuacjach (dwójka adhdowców rzucająca się
na siebie z nożyczkami) i jak niesamowicie ważna jest praca nad sobą. Nawet
ważniejsza niż praca nad uczniem. Kiedy miałam poukładane w głowie już nie było
sytuacji kryzysowych na zajęciach. Magia, cud. A może zwyczajne zarażanie
emocjami? Jeśli na Waszych zajęciach uczniowie reagują agresją zadaj sobie
pytanie: co mogę zrobić dla siebie? Skup się na sobie, na tym w jaki sposób być
szczęśliwszym, poszukaj pasji i nie traktuj pracy z młodzieżą jak wielkiej
męki, bo jeśli taka praca jest męką to najlepsze, co możesz zrobić dla siebie
to zwyczajnie zmienić zawód, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Ucznia pouczysz
kilka lat, a sam będziesz uczył kilkadziesiąt lat. Lepiej nie będzie. Każdy
problem będzie się nawarstwiał.
Dokładnie to samo dzieje się też w przypadku pracy z moją córką: kiedy wszystko
mam poukładane jest świetnie, kiedy nie jest wielka tragedia. Jedni specjaliści
potrafili z nią pracować rewelacyjnie, bo potrafili pracować nad sobą, a inni
mieli zajęcia pełne krzyku. I nie jest złe to, że im się to zdarzyło tylko to,
że nie wyciągali wniosków z własnych zachowań, nie pracowali nad sobą, nie
układali swoich głów, „walili się młotkiem” uparcie twierdząc, że oni są świetni
tylko dziecko felerne. A kiedy sami byli świetni to uparcie twierdzili, że
koleżanki są świetne, bo liczy się prestiż placówki. I tym samym same traciły
prestiż… Dziecko z autyzmem, więc wymagające. Przede wszystkim wymagające
odpowiedniego nastawienia osób z otoczenia, bo od emocji owego otoczenia
zaczyna się cały świat emocji autyków, od emocji zaczyna się sposób funkcjonowania:
albo będzie to spokojna praca albo krzyczący tajfun.
Nie wiem skąd się to wzięło, ale od początku roku szkolnego ciągle przybywa
artykułów rozżalonych nauczycieli, że muszą pracować w trudnych warunkach. Tak
są to trudne warunki. Żadna praca nie jest lekka. A z drugiej strony każda jest
lekka, bo przede wszystkim ważne jest tu to, aby robić to, co się lubi. Jeśli
młodzież widzi pasjonata ciekawie wprowadzającego w świat nauki, niewnoszącego
do klasy całego napięcia, które mu się zebrało w ciągu całego życia to naprawdę
ta praca wygląda dużo lepiej. Jeśli widzą pasjonata podsuwającego ciekawostki, wykorzystującego
ich zainteresowania do rozwoju to następuje piękny dialog i wzajemne uczenie
się oraz szacunek. Pamiętajcie, że nie
każdy nadaje się do pracy z dziećmi. Po co się męczyć: zróbcie miejsce tym,
którzy to potrafią.
Na studiach nauczycielskich uczono mnie,
że nauczyciel ma postępować tak, żeby mieć autorytet. Straszenie rodzicami, dyrekcją to
odbieranie sobie autorytetu, pokazanie, że jest się słabym. Dziecko później wie, że w sumie to może sobie
pozwolić na więcej, bo nauczyciel jest miękki i inni są dla niego autorytetem, więc co z niego za autorytet. Kolejna rzecz: stosując
przemoc nigdy nie będziemy prawdziwymi autorytetami. Straszenie jest przemocą.
To, że owa przemoc jest zinstytucjonalizowana i sami jesteście wdrożeni w jej
ramy nie znaczy, że musicie ją przekazywać niżej. To, że miewacie mobbingujących
kolegów, dyrekcję, kuratoria i ministra nie znaczy, że sami musicie mobbingować
uczniów. Postępujmy tak, aby w szkole było jak najmniej przemocy, bo może
dzięki temu stworzymy w końcu lepszą szkołę, wychowamy kolejne pokolenie, które
będzie doceniało znaczenie zawodu nauczyciela i wszelkich pokrewnych (czyli
całej masy szkoleniowców, wykładowców), bo będzie wiedziało, że pracują tam
ludzie, od których zależy naprawdę bardzo wiele.
A teraz szczere pytanie: czy wszystkich swoich wykładowców podziwialiście i
uważaliście za świetnych? Nie? To może z nauczycielami jest tak samo: nie każdy
powinien pracować z ludźmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz