Niektórzy mają szczęście: nowe, markowe ubrania, nadzianych
rodziców, świetny rower, rewelacyjny komputer i dużo korepetycji, dzięki którym
dobrze się uczą. Są też dzieciaki biedne, których rodzice nie mają czasu i
pieniędzy, a do tego sami wdają się w bójki z kolegami. I taki właśnie jest
główny bohater „Zapisków szczęściarza”, Włodzio, którego poznajemy, kiedy szwenda się
po ulicy, zaczepia ludzi i kradnie batonika ze sklepu. To wydarzenie jest jakby
wisienką na torcie jego nieszczęść. To przez nie jego mama musi go odebrać ze sklepu
i porozmawiać z policją. Wydaje się, że nie ma szans na zmianę takiego łobuza
na lepsze.
Czy na pewno jest coś takiego jak bycie szczęściarzem lub pechowcem? A może to całe szczęście lub pech zależą do naszego nastawienia? Rafał Witek przekonuje nas, że niesamowicie ważne jest tu osobisty stosunek do świata i praca. Pechowa, samotna codzienność Włodzia zmienia się jak za dotknięciem różdżki, kiedy przyjeżdża wujek. Staje się szczęśliwcem, któremu nagle wszystko się udaje. Nawet wygrać zakład ze znienawidzonym kolegą. A to dopiero początek zmian. Może uda mu się znaleźć magiczny przedmiot odpowiedzialny za to powodzenie? I kiedy już wydaje się, że wszystko będzie idealnie, sielankowo pewnego dnia chłopak zostaje poddany wielkiej próbie, która będzie trwałą bardzo długo. I właśnie wtedy odkrywa jak niesamowitym szczęściarzem jest, jak bardzo dobrze uczyć się, samodzielnie pracować nad zadaniami, pomagać słabszym, bo wtedy zyskuje oddanych przyjaciół.
„Zapiski szczęściarza” to wzruszająca opowieść o przyjaźni i pokonywaniu
trudności, społecznym zaangażowaniu, empatii, otwarciu. Wchodzimy tu w świat nastolatka,
z którym wielu młodych czytelników może się utożsamić, bo jest to codzienność
osamotnionego, biednego i w pewien sposób prześladowanego chłopaka ocenianego
przez otoczenie bardzo negatywnie. Widzimy jego piękną przemianę oraz dostajemy
wskazówkę, co można zrobić. Najlepsze jest to, że realizacja nie jest taka
trudna: wystarczy skupić się na samodzielnym poszerzaniu wiedzy. I nagle się
okazuje, że wtedy zawsze jest się przygotowanym do odpytania, ma się zajęcie na
popołudnia, jest mniej problemów z uczeniem i dogadaniem się z rówieśnikami, co
przekłada się na lepsze nastawienie do świata i jednocześnie lepsze relacje z
młodszymi dzieciakami z kamienicy. Nowa znajomość z nielubianą sąsiadką pomaga
mu na nawiązanie dobrej relacji, a później sprawdzenia jak wiele jest zrobić
dla bliskich. Beztroski łobuz zmienia się we wrażliwego i uważnego nastolatka.
I nie ma w tym żadnych czarów.
Książka napisana w taki sposób, że świetnie czyta się ja na głos. Mknęłyśmy
przez tekst pełen ciekawych przygód i pouczającego doświadczenia. Bardzo
podobało mi się tu poruszenie problemu niepełnosprawności, konieczności diagnostyki
neurologicznej, kosztownego leczenia oraz pokazania, że w grupie można zdziałać
więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz