Od czasu do czasu trafiają do mnie książki, które wzruszają i jednocześnie wywołują we mnie zazdrość, że sama nie jestem ich autorką. Właśnie do nich należy „Hania i beksa-lale”. Zwykle bardzo ostrożnie podchodzę do książek oferowanych mi przez pisarzy. Głównie wybieram lektury z wydawnictw sprawdzonych. Michał Jachimek nie był mi znany. Teraz wiem, że sięgnę po każdą kolejną książkę, którą napisze, bo ma rewelacyjne pióro, potrafi snuć ciekawą i bardzo pouczającą opowieść o relacjach między ludźmi, emocjach, budowaniu więzi i przemijaniu.
„Hania i beksa-lale” to pozornie opowieść o umieraniu, utracie bliskiej osoby, przeżywaniu żałoby. Ten główny wątek to tylko pretekst do uświadomienia nam jak wiele rzeczy w życiu zaniedbujemy. Relacje ze sąsiadami są wątłe lub nie ma ich wcale, a na kogo mamy liczyć, jeśli nie na tych, którzy są najbliżej nas? Mamy taki stosunek do innych ludzi, że nie ma później nikogo w chwilach, kiedy bardzo potrzebujemy. Do tego za mało doceniamy różnorodność, znaczenie tego, jak bardzo ważne jest to, że błahostki, drobiazgi stanowią o naszej osobowości.
„To drobiazgi, nawet te pozornie nieistotne, sprawiają, że każdy z nas jest sobą, a nie kimś innym. – I ja, i ty, i wszyscy ludzie na tym świecie, złożeni jesteśmy z takich malutkich elementów. Na pierwszy rzut oka mogą się one wydawać zupełnie bez znaczenia, ale jeśli zbierzemy je razem, okaże się, że to właśnie dzięki nim każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny”.
Wchodząc do książki widzimy Hanię, której tata każdego wieczoru opowiada cudne opowieści. Pracujący w bibliotece rodzic czarował różnorodnymi historiami. Nigdy nie czytał córce tylko snuł własne historie. Ostatnią zapamiętaną była baśń o małżeństwie, które pragnęło dziecka, ale nikt nie był w stanie im pomóc. Nawet Stara Czarownica okazała się bezsilna, ale wskazała, gdzie mogą szukać pomocy upiora Strzygonia. Zdesperowana kobieta wzywa go i w zamian za smak porzeczek w końcu może zostać matką.
„Jeszcze wczoraj tu był. A dzisiaj – już go nie było. Bo na tym właśnie polega
śmierć. ktoś nagle znika i już nigdy nie wraca”.
Po śmierci ojca Hania odkrywa, że nie pozostało po nim wiele. Parę ubrań,
książka, którą od lat pisał i poprawiał oraz kubek. Do tego dostrzega, że na
pogrzebie nie ma praktycznie nikogo. To daje jej do myślenia. Zwłaszcza, że
matka zainspirowana tymi spostrzeżeniami zakłada firmę płaczek. To właśnie pod
wpływem Hani nawiązuje też znajomość ze sąsiadami na emeryturze i zaczynają żyć
bardziej rodzinnie. Żal, smutek, zmaganie się ze stratą ciągle sprawiają, że
dziewczynka nie potrafi cieszyć się życiem. Uczy się też, że z życzeniami
trzeba postępować bardzo ostrożnie, bo mogą się spełnić. Niekoniecznie w takiej
formie, w jakiej byśmy chcieli. Dostajemy też cenną lekcję tego, że trzeba
postępować odważnie i dzielić się z innymi swoją pracą, bo ciągłe poprawianie i
doskonalenie sprawi, że nigdy nie będziemy mieli okazji przekonać się jak nasze
dzieło zostanie odebrane.
„Czasem myślę, że może właśnie na tym polega życie – na zdobywaniu przyjaciół,
którzy pokochają cię na tyle, by pewnego dnia przyjść na twój pogrzeb”.
„Hania i beksa-lale” to wspaniała, wzruszająca i pouczająca opowieść o naszym życiu, rzeczach, które są w nim ważne. Książka nie tylko na czas żałoby, ale na każdą chwilę, kiedy zaczynamy pędzić i nie doceniamy tego, co mamy, z kim jesteśmy, nie mamy czasu na relacje z innymi ludźmi i nie wystarczająco doceniamy to jak niesamowicie bardzo każda nasza cecha stanowi to, kim jesteśmy. To przede wszystkim opowieść o relacjach i emocjach. Michał Jachimek stworzył piękną terapeutyczną opowieść nie tylko dla tych, którzy się mierzą z żałobą. Mamy tu obrazy zachęcające do refleksji nad własnymi życzeniami, pragnieniami, pracą, relacjami z innymi, tym, co pozostawiamy innym po sobie, co dajemy im kiedy są w pobliżu. Bardzo podoba mi się snucie ciepłego obrazu pozytywnego ojcostwa. Tego niestety bardzo często brakuje w naszej patriarchalnej kulturze. Zwykle to matka jest tą osobą, która zawsze towarzyszy dziecku. Tu nie. Tu w procesie wychowawczym uczestniczy też ojciec i właśnie dzięki temu ma on okazję pozostać w sercu córki, nie jest jej obojętny.
Lektura uświadamia czytelnikom w każdym wieku, że każdy z nas na różny sposób
przeżywa różnorodne emocje i trzeba z wrażliwością podejść do dzieci, ale nie
tylko. Widzimy też, że kiedyś te łzy się kończą, że po stracie bliskich trzeba
żyć dalej dla bliskich, którzy pozostali z nami, a nie zatracać się w żałobie.
Na wszystko jest tu czas.
„Czasem mówienie "dzień dobry" i bycie miłym nie wystarczy”.
„Hania i beksa-lale” zabiera nas w świat rodzinnej miłości, daje wskazówki , w
jaki sposób budować relacje z ludźmi, dlaczego przeżywanie żałoby w większym
gronie jest ważne. Mamy pouczający obraz tworzenia wspólnoty, wspierania się,
życzliwości oraz przestrogę, że o przeżyciach lepiej rozmawiać z bliskimi niż z
obcymi, którzy mogą mieć złe intencje jak Strzygoń. W książce baśń przeplata
się z realnymi wydarzeniami. Wzajemnie na siebie nachodzą, zazębiają, pozwalają
uświadomić sobie jak niewiele wiemy o bliskich. Zwłaszcza rodzicach. Mogę
śmiało powiedzieć, że Michał Jachimek wyczarował cudowną opowieść, w której
możemy przejrzeć się o z dystansu spojrzeć na własne życie bez względu na to
ile mamy lat. Uświadamia nam też, że bardzo wiele możemy nauczyć się od
własnych dzieci. Są one nie tylko skarbnica pomysłów, ale też jeszcze nie zepsute
tym co wypada lub nie wypada zrobić, bez nadęcia. Uważam, że ta książka powinna
znaleźć się w każdej bibliotece i gabinecie terapeutycznym, abyśmy nie
zapominali, że „wszyscy ludzie na tym świecie, złożeni jesteśmy z takich
malutkich elementów. Na pierwszy rzut oka mogą się one wydawać zupełnie bez
znaczenia, ale jeśli zbierzemy je razem, okaże się, że to właśnie dzięki nim
każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny”, oraz że „może właśnie na tym
polega życie – na zdobywaniu przyjaciół, którzy pokochają cię na tyle, by
pewnego dnia przyjść na twój pogrzeb”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz