„Ptyś i Bill” to cykl komiksów składający się z etiud. Każdy tom ma temat przewodni. Do tego w każdym znajdziemy uroczy duet chłopca i psa. Oboje ciągle się czegoś uczą. W tle mamy przeciętną rodzinę z połowy XX wieku, czyli troszkę konserwatywną, nie mającą do dyspozycji najnowszych urządzeń. Można powiedzieć, że są to obrazki z dzieciństwa naszych rodziców, czyli dziadków naszych dzieci i w ten sposób zbudować most między pokoleniami. Miłośnicy cyklu wiedzą, że pies i dziecko to niezawodny duet pozwalający stworzyć interesującą, wciągającą i pełną humoru fabułę. Wystarczy tylko być dobrym obserwatorem i pełnymi garściami czerpać z tego, co niesie nam codzienność. I tak właśnie uczynił Jean Roby znany z takich kultowych postaci komiksowych jak duet Ptysia i Billa. Powstająca od 1959 roku seria początkowo oparta była na opowiadaniach Maurice’a Rosy, ale Jean Roby z czasem nabrał samodzielności i dzięki temu stał się zarówno rysownikiem jak i autorem większości tekstów zawartych w komiksie o dość specyficznym klimacie. Dlaczego nietypowym? Ze względu na to, jak dziś widzi się dzieciństwo, a jak ono wyglądało ponad 60 lat temu. Nie znaczy oczywiście, że będzie tu bicie dzieci. Co to to nie! Raczej w pierwszych tomach brak telefonów komórkowych, tabletów, komputerów, a życie rodzinne będzie pokazanie przez pryzmat przygód dziecka i jego relacji ze zwierzętami oraz rodzicami. Do tego jest mam, która buntuje się przeciwko traktowaniu jej jako rodzinnej darmowej sile roboczej, ale w wielu opowieściach zobaczymy jak wiele zmian zaszło od pokolenia kobiet, do których należała jej mama. W całym cyklu najważniejsza jest relacja dziecka z psem. Pozostałe rzeczy są pokazane na marginesie i przy okazji opowiadania o dziecięcych i psich przygodach. W komiksach Ptyś to kilkuletni uczeń, który nie potrzebuje już ciągłego pilnowania przez rodziców i dzięki temu może przeżywać naprawdę niezwykłe i fascynujące przygody. Zwłaszcza, że ma takich pomocników jak Bill i Caroline, ale o tym później. Przygody i więzi we wszystkich tomach się nie zmienią, ale wkroczy tu już technologia. W każdym zeszycie znajdziemy trzy komiksy z tematami przewodnimi.
A teraz mamy dla młodszych czytelników coś młodszego, czyli nowy cykl „Mały
Ptyś i Bill” wydawany w ramach serii „Mój pierwszy komiks” i zawiera opowieści
o ciekawskim kilkulatku, który chce się uczyć nowych rzeczy. Laurence Gillot i
Jose Luis Munera świetnie oddają klimat opowieści wykreowanych przez Jaena Robę.
Tom jest czymś w stylu pojedynczej opowieści z tomu, ale na jednej stronie
znajdziemy tu jedną lub dwie scenki. Do tego jak w innych publikacjach dla
najmłodszych mamy tu bazowanie na ilustracji. Tekst tylko dopełnia to, co
czytelnik może zobaczyć na obrazku.
„Smażenie naleśników” to opowieść uświadamiająca nam, że nawet tak prozaiczna
czynność może być wielkim wyzwaniem i przygodą dla naszych dzieci. Wchodzimy tu
do świata, w którym Ptyś chce się uczyć kolejnych rzeczy. Tym razem przyszła
kolej na smażenie naleśników. A wszystko przez to, że zobaczył tatę, który z
wprawą podrzuca je na patelni. Autor zastosował tu proste chwyty znane z komedii,
czyli naleśnik ląduje gdzieś pod sufitem, trzeba go zdjąć, bo się przykleił. Do
tego do akcji wkracza Bill, który jest łasy na takie jedzenie. Zabawowy charakter
zajęcia podkreśla też tworzenie masek z naleśników.
„Ptyś i Bill” („Boule et Bill”) na początku ukazywał się w belgijskim magazynie
„Spirou”. Debiut Jeana Roby, który do tej pory wyłącznie tworzył ilustracje do
magazynu i pomagał innym autorom był mini-opowieściami zawierającymi 32 strony
w czasopiśmie. Ta niewielka rzecz miała wielkie znaczenie w życiu rysownika,
który już niedługo stał się autorem własnej, powoli rozrastającej się serii,
której kontynuację przekazał Laurentowi Verronowi, swojemu uczniowi i współpracownikowi,
z którym złączyło go wysłane przez młodego artystę portfolio z karykaturami i
kilkoma komiksami. Opowiadam Wam o tym wszystkim, ponieważ jest to ważne ze
względu na to, że pierwszy tom „Ptysia i Billa” zawiera gagi Roba i jego
współpracownika, a drugi to wynik samodzielnej pracy artysty. Kolejne tomy
ukazujące się w Wydawnictwie Egmont to zarówno samodzielne prace Jeana Roby,
jak i wynik współprac, dzięki czemu są nieco odświeżone, zawierają znane
dzieciom elementy jak ajfony, tablety, laptopy, elektryczne zabawki. „Mały Ptyś
i Bill” to z kolei dzieło kontynuatorów, którzy odmładzają bohatera i
dostosowują postać zarówno do młodszych czytelników, jak i współcześniejszych
czasów. Ojciec nie jest już taki fajtłapowaty i potrafi nie tylko zająć się
dzieckiem, ale też całkiem nieźle radzi sobie w kuchni. Mało tego: potrafi
zrobić te dwie rzeczy na raz, czego w opowieściach Roby nie ma. Jest to bardzo
dobra zmiana, bo pozwala na odejście od niepełnosprawności społecznej mężczyzn,
którzy sobie w domu nie radzą.
O ile w tomach stworzonych przez Robę Ptyś miał około siedmiu lat tu mamy
bohatera w nieokreślonym wieku, ale zdecydowanie przypomina zafascynowanego
eksperymentowaniem kilkulatka, który uczy się od ojca. I jest to także nauka
gotowania. Mama wraca do domu w środku zabawy i się dołącza do rodzinnych
wygłupów. Podoba mi się tu otwartość na dziecięcy zapał uczestniczenia w pracy
dorosłych.
Kontynuatorzy doskonale weszli w stylistykę opowieści i to nie tylko za pomocą
ilustracji, ale też historii uświadamiających nam, że codzienność może być
okraszona sporą dawką humoru. Świetnie oddano też ilustracje i kolorystykę
pierwowzorów. Autorzy dobrze operują scenkami, w których przechodzenie od kadru
do kadru nadaje tempo akcji i pozwala rozeznać się w akcji. Niewielka ilość
tekstu w dialogach dopełnia całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz