„Doceniamy sztukę, gdy rozumiemy, co artysta chciał wyrazić. Nie zawsze musimy chcieć powiesić obraz w salonie”.
„Wzięła książkę. Wydała jej się ciężka, jej palce pozostawiały tłuste ślady na
lśniącej powierzchni okładki. Dotknięcie wytrąciło ją z równowagi. Okładka była
dziwnie gładka, jak skóra węża, którego musiała kiedyś wziąć do ręki w czasie
szkolnych zajęć z biologii. Nerwowo otworzyła powieść, szukając dedykacji.
Zerknęła na stronę tytułową i początek pierwszego rozdziału, potem znowu na
stronę tytułową. Niczego nie znalazła. Było to dziwne, ponieważ George zawsze
zaczynał powieści od dedykacji. W jednej z dawnych książek uhonorował również
panią March. Po jej opublikowaniu poprosiła, by umieszczał autografy dla
przyjaciół właśnie na tej stronie, bo chciała zwrócić na siebie uwagę”.
„Budynek, o niewielkich kwadratowych oknach z małymi kwadratowymi
klimatyzatorami, był w ciągu dnia pilnowany przez umundurowanego, służbistego
portiera, który pozdrowił panią March, gdy weszła do holu. „Jest uprzejmy, ale
mną gardzi” – pomyślała. Zawsze to podejrzewała, choć przypuszczała, że
traktuje w ten sam sposób wszystkich pozostałych lokatorów. Jak mógł nimi nie
gardzić, skoro musiał im służyć i przystosowywać się do ich zwyczajów? Żyli w
luksusie i nie raczyli nawet na niego spojrzeć. A może inni sąsiedzi próbowali
czegoś się o nim dowiedzieć? Może traktuje ją ozięble, bo nigdy nie
interesowała się jego życiem prywatnym, nigdy nie zauważyła, że nosi obrączkę,
nie zwracała uwagi, czy ozdabia recepcję dziecięcymi rysunkami? Musi ją uważać
za nieciekawą, godną pogardy, zwłaszcza w porównaniu z innymi mieszkankami
budynku – emerytowanymi tancerkami baletowymi, byłymi modelkami i dziedziczkami
wielkich fortun (kilkoma)”.
„George March wydał kolejną powieść. Był to duży tom, na okładce znajdowała się
reprodukcja starego holenderskiego malowidła przedstawiającego podręczną
skromnie dotykającą szyi. Pani March minęła imponującą piramidę egzemplarzy w
twardej oprawie na wystawie jednej z księgarń w sąsiedztwie. Książka, wkrótce
mająca zostać uznana za opus magnum Georgeʼa Marcha, pojawiała się już na
listach bestsellerów i w klubach książki – pani March na razie o tym nie
wiedziała – sprzedawała się nawet w rzadziej uczęszczanych księgarniach i
entuzjastycznie polecali ją sobie przyjaciele. „Czytali państwo nową książkę
Georgeʼa Marcha?” stało się modnym sposobem nawiązania rozmowy na przyjęciach”.
„Nie spała dobrze. Dręczyły ją koszmary, zmieniała się w inne kobiety,
pożyczając ich twarze odbite w lustrach. Kradła im domy i życia, rozpaczliwie
próbując ratować ich małżeństwa i pozycję społeczną”.
„Poczucie winy jest dla odważnych. Wyparcie dla reszty”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz