Każdy z nas inaczej przeżywa różne sytuacje. Wszystko zależy od tego, kiedy one nas spotykają. Jeśli mamy do czynienia z określoną rzeczą w czasie, kiedy codzienność wypełniona jest stresem, a zwyczajne relacje zmieniają się w krzywdzące możemy przeżyć traumę. Niepozorne wydarzenia mogą ciągnąć się za nami latami. Wiek i doświadczenie nie mają wpływu na nasze odczucia. Bardziej długość napięcia, tego jak bliscy potraktują nasze emocje, czy będziemy mogli liczyć na wsparcie. Jeśli tego nie otrzymamy i nie udamy się na terapię trauma może skończyć się nieumiejętnością budowania relacji z innymi ludźmi. O takim braku umiejętności budowania poczucia bliskości jest powieść Żanety Pawlik „Światło po zmierzchu”.
Każdy bohater jest tu poraniony, przeżył swoje złe chwile. W przypadku każdej
postaci wyglądają różnie. Jedni przeżyli napastowanie, inni musieli zmierzyć
się z odrzuceniem rodziny, jeszcze inni chorobą czy stratą realną lub
symboliczną bliskiej osoby albo dania sobie szansy na miłość. Wykreowane przez
pisarkę postacie są poszarpane przez to, co je spotkało. Każdy znajduje swój
sposób na ucieczkę od wspomnień, pragnień i doświadczeń. Jedni są niemiłymi
gwiazdami, inni opiekują się bliskimi lub zaszywają się na prowincji. Łączy ich
ucieczka w liczne zajęcia. Dopiero spojrzenie z boku, pozwolenie sobie na
dostrzeżenie jak przeżyte wydarzenia wpłynęły na to, w jaki sposób żyją
sprawiają, że mogą przepracować złe chwile. Żaneta Pawlik nie oszczędza tu
żadnego bohatera. Ich historie są bardzo życiowe. Zobaczymy jak zderzenia
różnych doświadczeń potrafią wpłynąć na relacje. Do tego z jednej strony
wchodzimy do świata show biznesu, a z drugiej pozornie sielskiego życia na
odludziu. Zobaczymy, że każde miejsce, każda historia życia to ciąg prób, ale
też szans, które można wykorzystać lub zaprzepaścić.
Opowieść otwierają zabiegi Izabeli Krynickiej, która gotowa jest na wszystko,
aby jej pracodawczyni dostała kolejne zlecenie. Bycie menedżerką Julii
Andrzejewskiej nie jest łatwe. Słynąca z kaprysów gwiazda dostaje coraz mniej
zleceń. Do tego bardzo wiele odrzuca. Pilnuje, aby grać główne role. Postacie
drugoplanowe jej nie interesują, gra w serialach także, a stawanie na deskach
teatru traktuje jak zajęcie w doskoku. Jest świetna, ale w świecie układów i
układzików to nie wystarczy. Jej życie zmienia spontaniczny wypad do Sopotu na
klasowe spotkanie, gdzie spotka swoją dawną przyjaciółkę. Równolegle poznajemy
losy jej siostry, zobaczymy dylematy związane z umieszczeniem starszej osoby w
specjalistycznym ośrodku, przyjrzymy się życiu fotografa przyrody żyjącego na
odludziu i chłopaka, który jest wschodzącą gwiazdą hip hopu.
Bardzo życiowo losy bohaterów splatają się. Przypadkowe spotkanie w pociągu,
zaskakujące decyzje związane ze złośliwością producenta filmowego, konieczność
ucieczki przed fanami i skryciem się przed światem oraz własnymi emocjami
zaprowadzają słynną aktorkę na prowincję, gdzie dozna szoku, będzie musiała
wyjść ze strefy swojego komfortu, ale jednocześnie będzie mogła z nieco innej
perspektywy popatrzeć na swoje życie. Kosma fotografujący przyrodę dzięki
osobie odwiedzającej go i wkraczającej w jego prywatność odkryje, że potrzebuje
bliskości i nawiązania więzi z bliskimi. Teresa uświadomi sobie, że jest w związku,
w którym nie może na wiele liczyć. Dostrzeże jak bardzo codzienne obowiązki ją
niszczą. Renia z dystansem spojrzy na wydarzenia z przed lat i pozwoli sobie na
wybaczenie. Zresztą każdy z bohaterów będzie musiał zmierzyć się właśnie z wybaczeniem,
aby móc ruszyć dalej i zacząć w życiu nowy etap. Czy z mniejszą ilością traum? Pewnie
nie, ale za to z mniejszym bagażem, bo bez obciążanie się doświadczeniami z
przeszłości.
„Światło po zmierzchu” Żanety Pawlik to świetna, wielowątkowa historia
uświadamiająca nas, że w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany. Musimy chcieć
się uwolnić od traum, podzielić się nimi z innymi i ruszyć dalej. Do tego
pisarka pokazuje jak ważne jest dbanie o relacje z innymi, różne odcienie
miłości.
„Miłość to chemia, ale kiedy masz dwadzieścia lat, jeszcze tego nie wiesz.
Relację z drugim człowiekiem buduje się latami. Udaje się dojrzałym
emocjonalnie, potrafiącym wyjść poza pragnienie bycia kochanym. Trudno jest
dawać bezinteresownie. Każdy oczekuje czegoś w zamian. To nie muszą być wielkie
rzeczy, wystarczy zainteresowanie twoimi sprawami, próba kompromisu, gdy stoicie
na przeciwstawnych krańcach, życzliwość. Zauroczenie mija zwykle po dwóch
latach. Dostrzegasz człowieka takim, jaki był od początku, choć ty
pokolorowałaś jego lepsze cechy, skupiając się wyłącznie na nich. Z czasem
kolory blakną, rodzi się gorycz, pretensja, wzajemne obwinianie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz