Kobiety potrafią wiele – to przychodzi mi do
głowy, kiedy czytam książki polskiej doktor neurolog, wychowującej dzieci i w „wolnym”
czasie piszącej bardzo dobre książki, a do tego uczestnicząca w licznych
spotkaniach autorskich. Dziś zapraszam Was do przeczytania rozmowy z Ałbeną
Grabowską – Grzyb.
AS:
Pani bohaterowie ciągle uciekają: jedni przed przeszłością, inni przed
teraźniejszością, a jeszcze inni przed przyszłością. Czy ucieczka to dobry
pomysł na życie?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Ucieczka
jest najłatwiejsza. Znacznie trudniej zmierzyć się z problemem. Mało z nas jest
w stanie spojrzeć na siebie krytycznie i powiedzieć, że coś się źle zrobiło, że
kogoś się skrzywdziło. Rzucamy oskarżeniami wobec innych, zasklepiamy się w
swoim żalu i bólu zamiast zacząć wyciągać wnioski. Kryzys powinien być szansą
na przewartościowanie swojego życia, dokonanie nowych wyborów. Tylko wtedy
możemy wyjść silniejsi z trudnej sytuacji. Każdy ból jest człowiekowi
potrzebny. Każde doświadczenie można przekuć w zwycięstwo. Trzeba tylko umieć
dostrzec, co jest naszą bolączką i czy zdecydujemy się na to, żeby sobie pomóc.
To prawda, że moi bohaterowie uciekają. Alina z „Coraz mniej olśnień” ucieka
przez życiem. Odcina się od przeszłości i przyszłości, żyje wyłącznie
teraźniejszością. Weronika z „Lotu nisko nad ziemią” żyje tym co było, ignorując,
to, co jeszcze może przynieść jej życie. Z kolei Władzia, jedna z najbardziej
dramatycznych postaci ze „Stulecia Winnych” ucieka przed losem, który ją
okrutnie doświadczył w przeszłości. Ona nie wierzy, że czeka ją jakakolwiek
szczęśliwa przyszłość. Odrzuca szczęście, które samo puka do jej drzwi. Żadna
nie chce zmierzyć się ze swoimi ułomnościami. Mężczyźni postępują podobnie,
przynajmniej niektórzy. Stanisław ze „Stulecia Winnych” pogrąża się w żalu za
kobietami, które traci, zamiast zmierzyć się z losem i walczyć o swoje
szczęście.
AS: Jak godzi pani rolę
matki-Polki z pracą zawodową i pisarstwem?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Gdybym
nie była mamą, nie zostałabym pisarką książek dla dzieci. To mój syn „zażyczył”
sobie książki o chłopcu, który wszedł do komputera i miał tam wiele przygód.
Tak powstał „Julek i Maja w labiryncie”. To bardzo trudne zajmować się dziećmi,
pracować i jeszcze znajdować czas na pisanie, zwłaszcza, że ja bardzo rzadko
piszę w obecności dzieci. Wydaje mi się to bardzo nieuczciwe, kiedy odsuwa się
dzieci, żeby nie przeszkadzały, a jednocześnie pisze dla nich książkę. Siłą rzeczy
piszę wtedy, kiedy one śpią albo są poza domem. W domu staram się być przede
wszystkim mamą. Ale coraz bardziej oswajam je z moim pisaniem, zabieram dzieci
na targi książki, zachęcam do czytania, nie tylko moich książek.
Wciąż pracuję jako lekarz, to bardzo dla mnie
ważne, ale nie jestem już tak aktywna jak dawniej. Nie pracuję już na oddziale,
nie dyżuruję, nie zabieram pracy do domu. Mogę skupić się na pisaniu. Poza tym
jestem bardzo dobrze zorganizowana, a na moim pisaniu zależy mnie samej. To
pewnego rodzaju determinacja, może nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę
jak bardzo chcę pisać. Teraz, z punktu widzenia pisarki, która ma już dziesięć
pozycji na koncie, widzę, że bardzo tego chciałam. A chcieć to móc.
AS:
Jest pani poważnym specjalistą bardzo trudnej dziedziny. Dlaczego akurat
neurologia?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Wybór
studiów medycznych, w moim przypadku nie był do końca przemyślany. Tak naprawdę
chciałam zostać aktorką teatralną. Przygotowywałam się nawet do egzaminów, ale
nie wierzyłam w siebie. Myślałam także o studiach humanistycznych, ale także
się na nie zdecydowałam. Nie chciałam też iść w ślady muzycznej „gałęzi” mojej
rodziny. Wybrałam medycynę, pewnie dlatego, że nie mam żadnego lekarza w
rodzinie. Początki były bardzo trudne. Miałam dobre stopnie i zapamiętywanie
tak dużego materiału nie sprawiało mi większego trudu, ale anatomia, potem
fizjologia niespecjalnie mnie interesowały. Tylko budowa i funkcjonowanie
ludzkiego mózgu wydawało mi się interesujące. Po pierwszym roku trafiłam na
praktyki pielęgniarskie do Kliniki Neurologii i Epileptologii w Warszawie i już
tam zostałam. Mózg ludzki jest niezwykle złożonym i ciekawym tworem. Ciągle jestem zafascynowana jego
możliwościami i staram się pozostać neurologiem, chociaż widzę jak zaczynam
odchodzić od zawodu na rzecz pisania.
AS:
Przeciętnemu Polakowi neurolog kojarzy się z lekarzem stukającym młoteczkiem,
czyli niezbyt poważnie. Czego można dowiedzieć się z badań neurologicznych o
pacjencie?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Zupełnie nie rozumiem dlaczego
pukanie młotkiem miałoby być niepoważne. ;-) Badamy w ten sposób odruchy,
czucie powierzchniowe, głębokie. W ten sposób ustalamy zespół neurologiczny,
czyli nieprawidłowości, jakie ma dany pacjent. Badanie neurologiczne służy
temu, aby ustalić gdzie mieści się ewentualne uszkodzenie zanim zaczniemy robić
badania typu tomografia komputerowa, czy rezonans magnetyczny. Chciałabym też
zwrócić uwagę na fakt, że kiedyś nie było badań typu CT czy MRI. To lekarz
neurolog i jego młoteczek mieli za zadanie ustalić na jaką chorobę cierpi
pacjent.
AS:
Myśli kształtują ciało – co pani sądzi o takim stwierdzeniu jako lekarz, a co
jako pisarka?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Profesor Vetulani twierdzi, że
zaburzenia psychiczne powodują także choroby somatyczne. Wiadomo, że to stres
jest jedną z przyczyn nadciśnienia tętniczego czy zwiększonego wydzielania soku
żołądkowego, nadkwasoty i wrzodów. Ludzie, którzy poddają się presji dążenia do
zaszczytów, władzy, doskonałości, częściej mają obniżoną odporność i chorują. Zwiększona
zapadalność na depresję, napięciowe bóle głowy także wskazuje na udział „myśli”
jako jednego z czynników spustowych chorób. Tyle, bardzo ogólnie mogę
powiedzieć jako lekarz.
Natomiast jako pisarka, najbardziej interesuje mnie kształtowanie słowa,
frazy, czy historii przez myśl. Pomysł bywa bardzo ulotny, często nie sposób go
zatrzymać i zapisać. Myśl jest jednak najszybsza.
AS:
W medycynie jak w życiu: cuda się zdarzają. Jakie cuda zdarzyły się pani?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Miałam wiele ciekawych
przypadków. Pacjenci bywają fascynujący, aczkolwiek zachwyty nad chorobą, czy
jej przebiegiem zawsze uważałam za nietaktowne. Nigdy nie byłam świadkiem cudu
w potocznym tego słowa rozumieniu. Nie widziałam nowotworu, który by się cofnął
sam, ciężkiej choroby, która ustąpiłaby bez leczenia. Ale wobec medycyny trzeba
wykazać szczególną pokorę. Nie bez kozery mówi się, że medycyna jest sztuką, a
nie nauką. Nie ma dwóch takich samych pacjentów, choroby, która identycznie by
przebiegała. Lek, który z powodzeniem zadziałał u tysiąca pacjentów, dla
jednego pacjenta może być zabójczy. Są choroby, w których nie ma schematu
postępowania. Za każdym razem trzeba de nowo ustalać terapię.
W życiu codziennym zdarzyło mi się wiele niezwykłych sytuacji. Ja nazywam
je cudami, chociaż to szczęśliwe zbiegi okoliczności, korzystne dla mnie sploty
przypadków. Nie mniej jednak jestem za nie wdzięczna losowi. Wszelkie przejawy
życzliwości generują dobrą energię, która się rozprzestrzenia. Dostaję jej
bardzo dużo od ludzi i w miarę możliwości staram się oddawać, albo przesyłać
dalej. Być może to są moje cuda.
AS: Bardzo dziękuję za rozmowę i
pozostaje mi jeszcze więcej „cudów”.
Ałbena Grabowska-Grzyb: Dziękuję.
Twórczość:
Świetny wywiad. Gratuluję Aniu :) Ale fakt, że wywiad z tak ciekawą osobą jak Ałbena może być tylko interesujący :)
OdpowiedzUsuń