Michał Bigoszewski, Duch w maszynie, Gdynia 2014
„Duch w maszynie” to
wytrawny bigos literacki bez eksperymentowania słowem, ale powstały przez
skupienie pewnego rodzaju wątków z literatury i filozofii pochylającej się nad
człowiekiem i jego miejscem w świecie. Przy okazji opowiedzenia prostej
historii o Marku, który prawdopodobnie cierpi na Zespół Aspergera: patrzy na
ludzi z boku, nie potrafi nawiązać z nimi relacji. Jego świat jest pustynią bez
emocji. Wielka zmiana następuje podczas rodzinnego obiadu u rodziców, gdzie
poznaje Różę, przyjaciółkę brata bliźniaka, Adama.
Michał Bigoszewski
nakreślił dość typowe, ale jednocześnie bardzo życiowe postacie: starego
profesora znudzonego i rozczarowanego życiem duchowym nowych czasów, pisarza,
matki wychowującej swoje dorosłe dzieci i niezauważającej, że one już dawno
wyfrunęły z gniazda, społecznika, w którym drzemie zło, kiepskiej matki i żony
oraz jej męża pantoflarza.
„Duch w maszynie”
ociera się o książki Exuperego u Camusa oraz filozofów egzystencjalnych
rozczarowanych teraźniejszością, co szczególnie uwidacznia się w przekonaniach
profesora głoszącego poglądy na temat współczesności:
„-No, bo to jest tak
– filozof często w ten sposób zaczynał swój wywód, zarówno pijąc, jak i nie – w
zasadzie dużo rzeczy już było i trudno coś nowego wymyślić. Wyrzeźbienie
drugiego Dawida, pomijam, że trudne i żmudne, nikogo już nie podnieca, bo to
już było. W muzyce posucha. Wygląda to tak, jakby ilość możliwych kombinacji
dźwięków na poziomie się już skończyła. Dlatego wymyślono, że obsrany przez
gołębie spodek pod filiżankę, który by został sprzątnięty przez każdą szanującą
się sprzątaczkę, też może być sztuką. Piecze się przy tym kilka pieczeni. Po
pierwsze, każdy może na tym zarobić, bo to łatwe, i dowolny człowiek może to
wykonać; napisać symfonię byłoby trudniej. Po drugie, spokojnie można to
promować, bo że to sztuka to tylko kwestia umowy i odpowiedniej kreacji w
mediach. Czterysta lat temu, żeby coś zostało uznane za sztukę, gość musiał
naprawdę wytworzyć coś wyjątkowego, czego nie umiał nikt inny, i przez to mniej
osób mogło na tym zarobić. A teraz ktoś złamie krzesło, jego kumpel-pismak
napisze w gazecie, że to cymes, i zaczyna się kręcić karuzela. Ludzie to
kupują, tak jak pastylki na cellulit wodny. Dla mnie współcześni artyści to
firmy farmaceutyczne – zrobił drastyczną pauzę i zakończył swoim delenda Carthago; - I jeszcze ten
Internet, w którym jeden kretyn ogłupia drugiego kretyna. Czy mogło nas spotkać
coś gorszego niż świadomość, jak wielki procent ludzkości jest głupi?”
W krytyce nad sztuką
nie pozostaje w tyle miłośniczka literatury tworzonej przez Marka.
„Ile razy można
oglądać te same schematy, słuchać tych samych słów? Ja uważam, że należy szukać
choć okruszka tego, co uczyni nas lepszymi czy nas wzbogaci. Można to znaleźć w
tym, co wydaje się nam znane. Może dotrze do nas coś, czego nie dostrzegaliśmy?
Jesteśmy dziećmi we mgle próbującymi wymacać coś, co uczyni nas szczęśliwymi”.
Autor przekonuje nas,
że życie każdego z nas toczy się własnym od dawna wyznaczonym torem. My możemy
starać się zmienić świat, ale jesteśmy pyłkami w trybach wielkiej maszyny,
którą uruchomił duch:
„Wszechświat jest jak
doskonała maszyna, w której wszystko zostało zaplanowane już na początku. Od
początku do końca wiadomo, jak będzie działał. Tylko my jesteśmy niestabilnym
elementem opętanym własną, niezrozumiałą wolą. Może kompletnie nieistotnym.
Jedynie pyłem, który chce wdać się w tryby tej maszyny. Pokładaliśmy nadzieję w
tym, co najbardziej nieprzewidywalne i ulotne. Ale inaczej się nie dało”.
Te kilka zdań
przesiąknięte jest filozofią Johna Locka, Rene Descartesa, Blaise Pascala i jednocześnie ociera
się o polskich romantyków. W tej wspólnocie spojrzenia nie ogranicza się do
postrzegania świata jako działającego mechanizmu, ale też stosuje chwyty znane
nam choćby z „Konrada Walenroda” czy „Dziadów” Mickiewicza (co było z
rozmiłowaniem powielane przez cały pozytywizm), w których wiele jest
niedopowiedziane i zmusza przez to czytelnika do łączenia faktów. Można ją też czytać bez całej tej wiedzy. Będzie to na pewno interesującym doświadczeniem dla czytelnika. Książkę
polecam miłośnikom dobrej literatury pisanej w stylu pomiędzy Camusem i
Hemingwey’em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz