Zofia Tarajło-Lipowska, Śmierć dziekana. W studni
złych emocji, Katowice „Lech i Czech” 2014
Uczelnie kojarzą nam się z powagą, uczonością,
autorytetami, badaczami, sumiennością, rozwojem, mądrością, dystansem do spraw
przyziemnych, unikaniem konfliktów, spokojną pracą w zaciszu gabinetu lub
laboratorium, staraniami o granty, udziałem w międzynarodowych konferencjach,
nawiązywaniem współpracy z zagranicznymi uczelniami itd. itp.. Lista
pozytywnych cech jest długa i zapewnia nas o wielkości naukowego świata. Na
osoby tam pracujące spływa aura intelektualnego oświecenia i ludzkiego
szacunku. W prawdziwym życiu różnie z tym bywa. David Lodge zabrał swoich
czytelników w świat interesów i interesików wyśmiewając t ten sposób przywary
ludzi nauki. Jednak brytyjski naukowiec robi to w sposób bardzo subtelny i
często niedostrzegalny. Zachowania wykreowanych przez niego postaci w pewnych
granicach można zaakceptować, a sami bohaterowie prowadzą mniej lub bardziej
pasjonujące badania, mają pasje, rozwijają się. Zofia Tarajło-Lipowska
natomiast wrzuca nas w świat pełen paradoksów, miernoty, działania na szkodę
uczelni, przekładania własnych interesów nad postępem naukowym i unikania
jakiejkolwiek pracy na rzecz nauki. Na porządku dziennym są tu wewnętrzne
tarcia, walki o uznanie, stanowiska, granty, akceptacje projektów, finansowanie
publikacji monografii naukowych, sponsorowanie udziałów w konferencjach i
wyjazdów zagranicznych, które są tak naprawdę jedynie spotkaniami towarzyskimi
z podobnymi naukowcami, ale z zagranicznych uczelni, przez co zyskuje wymiar
międzynarodowej współpracy. Uczelniana posadka jest doskonałym źródłem
utrzymania dla tych, którym nie chce się pracować. Donosicielstwo, oszczerstwa,
zazdrość i układy pozwalają miernym badaczom z bardzo dobrym skutkiem nie tylko
zachować posadkę, ale i awansować do grona władz uczelni.
„Śmierć dziekana” zaludniają naukowcy, którzy śmiało
mogą stać się parodiami wszelkich pracowników intelektualnych: zwalczający się,
dbający o posadki, bojący się, że nowo otwarty kierunek może przyciągnąć
studentów i odciągnąć od dawnej oferty edukacyjnej. Do tego dochodzą wątpliwej
jakości badania, bezpodstawne habilitacje, walki o władzę i zatrudnienie.
Spokojna praca naukowca zmienia się w koszmar, w którym mimo wszystko ludzie
biorą udział. W takim środowisku prędzej czy później musiało dojść do tragedii.
Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie nią morderstwo.
Powieść jest doskonałym połączeniem powieści
kryminalnej i satyry. Zofia Tarajło-Lipowska z wielka wprawą prowadzi wątek
detektywistyczny, w którym pojawiają się bardzo dobrze zarysowane karykatury. Każdy
jest tu inny, ma odmienny zestaw wad i prywatną listę interesów. Sieć połączeń
tych list sprawia, że instytut staje się pulsującą tkanką, w której każde
zaburzenie może doprowadzić do zawalenia się domku z kart ambicji. Do takiego
przewrotu dochodzi w chwili śmierci dziekana. Pewnego dnia w holu ląduje ciało
otyłego naukowca, który spadł z czwartego piętra. Komisarz Jacek Cichosz nie ma
wątpliwości, że ktoś musiał mu pomóc w zakończeniu życia. To wymaga prowadzenia
długotrwałego i żmudnego śledztwa pozwalającego obnażyć struktury uczelni.
Naukowcy odpowiadając na jego pytania nie ułatwiają mu sprawy. Każdy ma interes
w tym, aby dokonać zbrodni i ukryć jej sprawcę. Z czasem okazuje się, że coraz
więcej osób mogło chcieć śmierci denata, którego zasługi były mizerne, a rządy
kiepskie. Stosunki między naukowcami wydziału mieszczącego się przy ulicy Gołębiego
Serca z zewnątrz przypominają przepychanki dzieci w piaskownicy: każdy walczy o
łopatkę (władzę) wszelkimi sposobami. W ten sposób nie zabraknie wyzwisk,
pomówień, anonimów, tworzenia grup wzajemnej adoracji. Tytułowa „Śmierć
dziekana” dzięki satyrycznemu obrazowi zyskuje wydźwięk dwuznaczny. Drugie dno
powieści okazuje się bardzo interesujące i zachęca do analizy wszelkich
środowisk pracy.
Zofia Tarajło-Lipowska w bardzo dobrze prowadzony
wątek kryminalny wplecie także romans. Jednak i on zostaje poddany satyrycznemu
wykrzywieniu, przerysowaniu. Śmiała pani dyrektor instytutu stara się o względy
kiepskiego, ale zagranicznego naukowca docenta Muminka, którego bardzo promuje.
„Śmierć dziekana” czyta się bardzo szybko i
przyjemnie. Książkę polecam miłośnikom kryminału, satyry i powieści
psychologicznej. Doskonałe portrety bohaterów sprawiają, że czytelnik nie nudzi
się w czasie lektury.
Według nowych teorii literackich współtwórcą książki jest jej czytelnik. Jeden uczestniczy w tym procesie bardziej, inny mniej. Z satysfakcją stwierdzam, że recenzentka zalicza się do tej pierwszej grupy, być może wychodzi w niej na czoło.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej książki :)
OdpowiedzUsuń