Katastrofa ekologiczna to coś, co jesteśmy sobie wyobrazić. Mamy na tyle zanieczyszczone środowisko, że wybuch paru wulkanów lub bomb atomowych może pogrążyć naszą planetę w chaosie i przyczynić się do kryzysu, który zakończy radykalizm ekologiczny uwieńczony dyktaturą. Te przejawiają się całkowitą kontrolą obywateli i ich rozrodczości oraz rozluźnieniu więzi społecznych. Jakie narzędzia może wykorzystać władza? Nad tym pytaniem pochyla się Anna Frankowska w książce „Masz jeszcze czas”.
Trafiamy do 2521 roku. Osiemnastoletniej Aleks Has został ostatni rok nauki w
szkole średniej i w sumie nie było by w tej historii nic zaskakującego, gdyby
nie to, że władze całkowicie kontrolują populację. Nie polega to na czynieniu
ludzi bezpłodnymi tak jak w wizjach katastrofistów. Tu realia są o wiele
bardziej wstrząsające. Ludzie mogą mieć dzieci, ale większość z nich
zaprogramowana jest na 19 lat życia. Akurat tyle, żeby ocenić, czy określona
jednostka jest najlepsza z danego rocznika w szkole. Tylko wybrani mogą planować
dalsze życie. To nakręca wyścig szczurów, bo każdy chce żyć dłużej. Wizja
zbliżającej się śmierci motywuje nastolatków do wytężonej pracy oraz
uniemożliwia zawieranie jakichkolwiek relacji. Nie ma tu miejsca na przyjaźń
czy miłość. Nawet rodzice nie są w stanie pokochać własnych dzieci, bo wiedzą,
że przyjdzie im cierpieć. W takim świecie Aleks znajduje przyjaciółkę i miłość.
Doświadcza wzlotów i upadków, silnych emocji, nadziei, miłości i rozczarowań. Niby
mamy zwyczajną opowieść o nastolatkach, ale umieszczoną w brutalnym świecie, w
którym holokaust z wykorzystaniem chipów jest czymś powszechnym. To właśnie ta
wizja straty dziecka sprawia, że niewiele osób decyduje się na rodzicielstwo.
Znajomość daty swojej śmierci sprawia, że bohaterka całkowicie
przewartościowuje swoje życie, wybiera inną drogę niż rówieśnicy. Postanawia
ostatni rok przeżyć jak najlepiej. Jest w jej działaniu pewnego rodzaju
desperacja. Razem z przyjaciółką w osiemnaste urodziny otwiera nowy rozdział
swojego życia. Obserwujemy ewolucję jej nastawienia, śledzimy dylematy. Nastolatka
nie wierzy w to, że może wygrać wyścig o bycia najlepszą, czyli taką osobą,
która uniknie „wyłączenia”. Właśnie to skłania ją do realizowania innych
planów. Razem z przyjaciółką postanawia się dobrze bawić. I pewnie ten ostatni
rok życia upłynąłby jej na beztrosce, gdyby na jej drodze nie stanął Dorian,
nieliczny z ocalałych kilka lat wcześniej. Ta znajomość ją zmienia. Aleks coraz
więcej czasu poświęca na refleksję i pisanie oraz doświadczanie życia.
„Masz jeszcze czas” to powieść, która podsuwa wiele ważnych problemów. Pokazuje,
w jaki sposób ludzie zachowują się w obliczu totalitaryzmu, jak wiele twarzy
może on mieć, jak każdy pretekst do całkowitego podporządkowania ludzi,
prowadzenia selekcji, legalizacji holokaustu jest wykorzystany. Tu na pierwszym
miejscu stawiane jest dobro planety, dbałość o przyrodę. Ludziom towarzyszy
ciągły strach i indoktrynacja. Anna Frankowska ciekawie opisała to, co może
czuć potencjalna ofiara systemu i pod tym kątem książka jest ciekawa. Mam jednak
do niej dużo zastrzeżeń. Dotyczy ona czasu umiejscowienia akcji. Realia w
jakich żyją ludzie w 2521 roku powinny być całkowicie inne, wynalazki bardziej
nowoczesne. Niby mamy chipy, a ludzie tu nadal posługują się ajfonami i
telefonami komórkowymi. To tak jakbyśmy z powozów konnych korzystali w celu
dostarczenia poczty, bo tak to wyglądało 500 lat temu… Zabrakło pisarce wizji
przyszłości, albo troszkę zagalopowała się z odległą przyszłością. Wystarczyło
umieścić akcję, gdzieś za 20 lat i już wszystkie opisane elementy nie raziłyby
w fabule. Zwłaszcza, że bohaterzy słuchają XX -XXI wiecznej muzyki, oglądają
filmy z tego okresu, sięgają po literaturę z XIX wieku. To tak jakbyśmy my na co
dzień zaczytywali się w dziełach średniowiecznych i renesansowych twórców,
których z powodu ewolucji języka często mamy problem ze zrozumieniem bez
specjalistycznego przygotowania. Potwierdzenie płatności telefonem? Mamy to
obecnie. Dyskoteki obsługiwane przez barmanów zamiast przez specjalistyczne roboty.
Do tego porównuje ludzi do obecnie znanych gwiazd, których nikt za 500 lat nie
będzie pamiętał tak jak my nie kojarzymy trubadurów. Uważam, że pisarka zagalopowała
się z czasami, w których umieściła akcję.
„Masz jeszcze czas” Anny Frankowskiej to powieść zmuszająca do refleksji.
Zachęca do zastanowienia się, w jakim kierunku podąża polityka, jakie pomysły
mają rządzący, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby zostało nam niewiele czasu.
Czy nadal robilibyśmy rzeczy, które robimy?
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz