Niby wszyscy dookoła tacy wyedukowani i wyzwoleni, ale kiedy z dziecięcych ust pada pytanie „A skąd się biorą dzieci?” często zapada krępująca cisza lub pojawiają się baśniowe wyjaśnienia o bocianach, kapuście, kupowaniu dzieci w szpitalu czy innym przybytku, zsyłaniu przez natchnione anioły itd., itp. Wersji jest wiele. Co dom i rodzina to inna tradycja kłamania dzieciom o sprawach ważnych. W wielu książkach dzieci nadal traktowane są jak kretyni, którym absolutnie nie wolno mówić prawdy o narodzinach, bo to je zgorszy lub sprawi, że będą wyuzdane, zseksualizowane i przez to będą dążyć do seksualnych zachowań (niestety takie przekonania nadal pokutują). Pamiętam jak jeszcze przed narodzinami mojej córki znajoma z wielkim oburzeniem opowiadała o koleżance, która własnemu dziecku powiedziała, że w brzuchu rośnie przyszłe rodzeństwo, bo przecież nie powinna opowiadać o tak intymnych sprawach. A czy ciąża jest aż tak gorszącą sprawą skoro ją widać na pierwszy rzut oka? Czy demonizowanie aktu poczęcia jest tym, co dzieciom pomaga w zdobywaniu wiedzy i oswajaniu się ze zmianami, uczeniu szacunku i nieprzekraczaniu granic? Zdecydowanie nie.
Rozmowy na temat ciała i seksualności bywają dla rodziców trudne i krępujące
bez względu na wiek dziecka, ale trzeba nauczyć się mówić o sprawach, które nas
dotyczą, przygotować dzieci do dorosłości, nauczyć ich szacunku, poszanowania
granic intymności i odpowiedzialności za czyny. Ważne, aby nasze rozmowy były
dostosowane do wieku rozmówcy oraz granic jego zainteresowań. Jeśli pojawia się
temat ciąży to możemy nawet małym dzieciom opowiedzieć o niej prosto, co
udowadnia nam Agnieszka Kacprzyk w książce „Skąd jestem?” z ilustracjami
Marianny Sztymy.
Lektura uzmysławia nam, że edukację seksualną warto zacząć od nazywania części
ciała. A kiedy nasze pociechy poznają różne części ciała? Zdecydowanie jeszcze
przed pójściem do przedszkola. Baa, często razem z nauką mówienia mamy wskazywanie
części ciała. Proste, zwyczajne, bez tabu, skrępowania. Kiedy już mamy tę
podstawową bazę wyjściową możemy spokojnie czekać na zadanie pytania i stawić
mu czoło samodzielnie lub z lekturą. Myślę, że w tym drugim przypadku będzie
łatwiej, bo to, co powiemy jest już wielokrotnie przemyślane, a wiedza odpowiednio
dawkowana.
„Skąd jestem?” to opowieść o kilkuletnim Leosiu, któremu rodzice oznajmiają, że
w brzuchu mamy jest jego siostrzyczka. Chłopiec w prosty sposób dowie się skąd
się tam wzięła, co robi, jak się żywi i w jaki sposób pojawi się na świecie. Dostrzega,
że brzuch mamy jest coraz większy i większy, przez co ma ona mniej siły na
zabawę. Dowiaduje się też, że i on był w mamy brzuchu, a po narodzinach odcięto
mu pępowinę, przez którą się żywił i dzięki temu ma ślad na brzuchu w postaci
pępka.
Agnieszka Kacprzyk posługuje się prostym, naturalnym, nieco potocznym językiem.
Dialogi między rodzicami a dzieckiem pokazują nam, w jaki sposób podejść do
tematu seksu, ciąży, porodu, rodzicielstwa. Znajdziemy tu proste, obrazowe
wyjaśnienia pozwalające dziecku wyobrazić sobie wszystkie poruszane kwestie.
Dowiaduje się, że mama dostaje od taty nasionko, które w jej brzuchu rośnie. A
jak ono się tam znalazło? Też odpowiedź jest prosta: „Spójrz. Ten klucz pasuje
do dziurki. Podobnie jest z cipką. Siusiak też do niej pasuje”. Leoś dowiaduje
się też o tym, że aby posiadać takie nasionka i zostać tatą musi być dorosły.
Na razie to wyjaśnienie przedszkolakowi wystarczy, a kiedy już nie będzie
starczało przyjdzie czas na opowieść o dojrzewaniu. Pojawia się tu też temat
miłości, czułości, pragnienia bycia rodzicem.
Wielkim plusem jest tu mówienie o narodzinach w prosty sposób. Autorka nie
zastępuje nazw organów płciowych wyszukanymi wyrazami, ale używa potocznych,
powszechnie znanych nazw. I właśnie może z powodu traktowania dziecka poważnie
mamy odczucie dużej miłości, zrozumienia, gotowości do pokazania i objaśnienia
mu świata na poziomie jego gotowości.
Całość uzupełniają proste, ale i wymowne jak ujęcie noworodka w objęciach
płatków kwiatów. Dobrze zszyte strony oprawiono w solidną, kartonową okładkę,
dzięki której jest to lektura estetyczna i trwała. Mojej córce bardzo się
podoba. Zwłaszcza, że widzimy w tej lekturze spokojne wyjaśnienia rzeczy
bliskich dziecku, brak tworzenia aury wstydliwości i poczucia, że intymność
jest grzeszna, więc należy o niej rozmawiać cicho. Oczywiście intymne tematy są
poruszane w domu, kiedy każdy ma czas na to. Widzimy małego bohatera pewnego
tego, że rodzice zawsze odpowiedzą na jego pytania. Ciekawość świata Leosia nie
jest tłamszona zbywającymi odpowiedziami, że dowie się jak będzie większy lub
dowie się w szkole. Rodzice pozwalają mu ma poszerzanie wiedzy i jest on z tego
dumny, przetrawia uzyskane wiadomości i wie, że i on kiedyś będzie mógł zostać
tatą. Do tego mamy tu piękne pokazanie pewnego rodzaju równości ze zwierzętami,
porównanie do ich sposobu rozwoju i karmienia młodych, dzięki czemu do
dziecięcego słownika trafia też słowo ssaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz