Jedni upadają, aby inni mogli szybować ponad przeciętnością, bo w przyrodzie
musi być równowaga – takie słowa można by dopisać jako uzupełnienie myśli
Karola Wedla przekonującego: „Każdy zysk niesie ze sobą stratę, a każda strata
przynosi zysk. Musi być jakaś równowaga w przyrodzie”. „Czekoladowa dynastia.
Czas Karola” to opowieść o powodzeniach i klęskach, ostrożności, pracowitości,
zbieraniu kapitału i doświadczenia. Wiek XIX to czas powstawania rodzinnych
firm i budowania marki. Czas rozmachu, pracowitości, zmiany podejścia do wielu
kwestii, przełamywania schematów, pokazywaniu, że ciężką pracą można zdziałać wiele,
a pozycja społeczna wcale nie musi zależeć od urodzenia tylko od tego, ile my
wypracujemy. Idea zaangażowania w to, co się robi, solidności dobrze wpisywała
się w protestanckie podejście „Pracuj i módl się”, którym rodzina Wedlów
kierowała się i właśnie w zaangażowaniu w uczciwe bogacenie się, bycie solidną
firmą przyjazną klientom i pracownikom oraz ciągle rozwijającą się widziała
swój patriotyzm:
„-Pan jesteś szanowanym obywatelem naszego miasta i Polakiem z wyboru, zatem musisz
być patriotą (…).
-Naturalnie, a w moim pojęciu patriotyzm wyrażam usilną pracą u podstaw.
Oczywiście dla mojej rodziny, lecz w końcowym rachunku dla dobra ogółu. Miasto
się bogaci, ponieważ jego mieszańcy żyją zgodnie i dostatnio. Cegiełka po
cegiełce i tak powstaje dom (…)”.
Teresa Monika Rudzka zabiera nas w świat znany z dzieł pisarzy z połowy XIX
wieku. W tym spojrzeniu Warszawa na początku jest brzydką prowincją. Jednak z
czasem rozkwita. I to nie dzięki szlachcie tylko mieszczanom nie bojącym się śmiałych
wizji, wyznaczania ambitnych celów. Do takich aktywnych założycieli należał też
Karol Wedel z żoną Karoliną i służbą. Jako dobry pracodawca wychował solidnych
pracowników, którzy nauczyli się walczyć o swoje i dbać o firmę oraz wspierać
ją w czasie niepowodzeń. Zdajemy sobie sprawę, że osiągnięcie dużego sukcesu
wymaga zaangażowania i działania w grupie. Rodzice Emila pięknie się
uzupełniali. Razem łamali konwenanse, mierzyli wysoko, pracowali.
Nim zawędrujemy do prowincjonalnego miasta znajdującego się pod zaborem
rosyjskim poznamy Joankę Miller, której matka pochodzi z Pleszewa (więc strony znane
mi) i zamieszkująca w Ihlenfeldzie, gdzie poznaje Frau Christine odsyłającą
nastoletnią służącą do Berlina do syna. I w ten sposób los Joanny już na zawsze
będzie związany z rodziną Wedlów. Ich przeprowadzka do Warszawy to pretekst do
pokazania miasta, zmian zachodzących w nim, przyjrzenia się znanym twórcom,
słynnym właścicielom magazynów oraz subiektom. Wśród wielu osobistości
znajdziemy ludzi znanych w środowisku literackim (Henryk Sienkiewicz i Aleksander
Głowacki), ale też pojawią się bohaterzy książek. Pisarka pięknie żongluje obrazami
z kart ówczesnych powieści. Sama „Dynastia czekoladowa. Czas Karola” w pewien
sposób sprawia wrażenie czci oddanej „Lalce”. Każdy z członków rodziny ma
okazję otrzeć się o postaci znane z kart tej powieści. Jednych cenią, a innymi
są zniesmaczeni.
Teresa Monika Rudzka zabiera nas do Warszawy i uzmysławia jak wiele zmian w
niej zachodziło, jak bardzo ludzie angażowali się w sprawy społeczne. Widzimy
bogactwo, ale i skromność z pracowitością, stajemy się świadkami zadzierania
nosa klasy, która coraz mniej się liczyła i przez swój kult lenistwa popadała w
coraz większą biedę. Miasto należy do takich przedsiębiorczych ludzi jak Wedlowie,
Mincle i Gerlachowie. Łęccy i im podobni to echo przeszłości, która odchodzi i
jest coraz mniej mile widziane, bo są synonimem tego, co doprowadziło kraj do
upadku: leni, którzy mają się za lepszych i ciągle „żyli urojeniami,
wyimaginowaną wizją własnej wyższości”. Stajemy się też świadkami trudnego losu
kobiet zależnych od pozycji mężów. Powoli i one biorą los we własne ręce i mogą
śmiało powiedzieć: „Każdy ma własną drogę życia; moją na pewno nie są wyłącznie
prace domowe”.
Opowieść o rodzinie Wedlów to bardzo prawdopodobne losy, niesamowicie
realistyczna i nostalgiczna historia pouczająca, że systematycznością można
wiele zdziałać. Dzięki bohaterom widzimy skrawek historii drugiej połowy XIX
wieku. Pisarka z wprawą przypomina konwenanse, zależności społeczne i
uświadamia, że normy normami, ale czasami trzeba je naginać tak jak to robili
Wedlowie, bo szczęście jest bardzo ważne. Śledząc losy twórcy pijalni czekolady
uświadomimy sobie, że rodzinne interesy nie powstały z dnia na dzień. Wielkie
fortuny budowane były latami i przez kolejne pokolenia dążące do udoskonalania,
wprowadzające liczne zmiany. Wszystko w myśl: „Świat się zmienia, czy nam się
podoba czy nie. Zatem musimy dotrzymać mu kroku”.
Poza losami bohaterów, sytuacją społeczną poznajemy też sposób myślenia osób
mających wizję rozwijania własnej działalności. Obserwujemy ich wzloty i upadki,
widzimy zaangażowanie, ostrożność, niepewność, ale też z drugiej strony wielkie
inwestycje, przeznaczanie dochodów na rozwój, a nie życie ponad stan. Młoda Eli
Wedel w zderzeniu z Izabellą Łęcką wypada bardzo korzystnie: jest rozsądna,
skromna, dobrze wykształcona i stała w uczuciach, marząca o własnej rodzinie.
Bohaterzy nie są tu pomnikowi tylko ludźmi z krwi i kości, a to sprawia, że
czasami podążają złymi drogami: „Mój starszy brat jest naprawdę rozsądny, tylko
najpierw musi popełnić… No, wie mama… te szaleństwa młodości”.
Kilka cytatów z książki:
„Mężczyźni bywali czasem tacy śmieszni, tak ciułali każdy grosz, choć niby
zdawali sobie sprawę, że na tamten świat nic nie zabiorą”.
„Życie w ogóle nie jest sprawiedliwe, choć w dużej mierze od nas zależy, jak je
sobie urządzimy”.
„Energia z czasem się wyczerpuje i nawet największy bojownik musi w końcu
odpocząć, mieć dach nad głową, założyć rodzinę, zapewnić jej utrzymanie, bo
takie jest życie”.
„Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają, zamiast tracić czas nadaremno lub
gnuśnieć w bezczynności”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz