Historię piszą zwycięzcy – głosi mądre spostrzeżenie. Zapomina się o tym, że przez wieki pisali ją tylko mężczyźni i w ten sposób przemilczali dokonania kobiet. Jeśli dokładnie przyjrzymy się przeszłości to ze zdziwieniem odkryjemy, że płeć piękna często była lepiej wykształcona niż myślimy i niejednokrotnie jej edukacja przewyższała tę męską. Do tego potrafiła prowadzić swoją grę polityczną, aranżować sojusze, prowadzić do zbrodni, niszczyć przeciwników, pomagać przyjaciołom. Właśnie to wszystko znajdziemy w książce „Złota królowa. Elżbieta Łokietkówna” Doroty Pająk-Pudy, autorki „Matki Jagiellonów”, którą niedawno polecałam i „Sonki”. Bardzo cieszy mnie to, że coraz więcej książek jest o dokonaniach kobiet. Może głośne mówienie o naszym wpływie, ciągłej walce, mierzeniu się z dyskryminacją w końcu poprawi los naszych córek.
Bohaterka książki Doroty Pająk-Pudy w całej swojej działalności myślała o
budowaniu silnej pozycji dla następców i rodu. Piastowie po wielu latach w
końcu otrzymali koronę. Jej ojciec, Władysław Łokietek, mógł przekazać tron
synowi, Kazimierzowi Wielkiemu. Wychowana przez surową, ale wymagającą matkę,
Jadwigę Kaliską Elżbieta w 1320 roku zostaje żoną dużo starszego króla Węgier
Karola Roberta. Jej życie początkowo jest niepewne. Na nowym dworze czuje się
zagubiona, ale wie, że musi wypełnić obowiązki i nie może pokazać swojej
słabości. Śledzimy jej burzliwe życie, które pozornie toczy się wokół
wychowania dzieci, ale bywa, że trzeba w ich obronie nadstawić własną pierś lub
rękę. A mimo tego była świadkiem jak kolejne jej dzieci odchodzą. Czasami była
do długa śmierć, bo związana z odbieraniem siły i pozycji, zaniedbywaniu
edukacji następców za plecami węgierskich władców. Elżbieta wyjechała z Polski,
ale kraju swoich przodków nigdy nie porzuciła. Stała się matką Ludwika
Węgierskiego, babką Jadwigi Andegaweńskiej.
Pierwszoosobowa narracja sprawia, że mamy odczucie znajdowania się w centrum
akcji, śledzenia poczynań Elżbiety, odkrywania jej emocji. Akcję rozpoczyna
koronacja Władysława Łokietka na króla Polski. Szybko po tym wydarzeniu młoda
księżniczka musi rozstać się z rodziną, aby poślubić męża.
Śledząc losy królowej Węgier widzimy postać wszechstronnie wykształconą,
potrafiącą zawalczyć o swoje, silną i obeznaną w dyplomacji. Widzimy bohaterkę,
która nie dawała zbić się z tropu szowinistom.
W czasach, w których żyła kobiety miały siedzieć cicho i rodzić dzieci.
Mężczyźni często byli niepiśmienni, mało wykształceni. Rządziła siła, zdolność
podbicia terenów. Bez nich nie można było powalczyć o władzy. To właśnie jej
matka wiedziała, że poza zapałem do walki potrzebne jest zawiązywanie
korzystnych sojuszy i dzięki temu uzyskanie dla dzieci dostępu do tronów.
Elżbieta idzie w jej ślady. Krok po kroku planuje przyszłość swoim dzieciom.
Życie jednak jest okrutne i potrafi zaskakiwać. Jak nie zdradą to epidemiami.
Elżbieta Łokietkówna to postać barwna. Władczyni korespondowała z większością
europejskich dworów, a nawet papieżem. Do tego wiele podróżowała. W czasach,
kiedy kobiety odbywały podróż do męża lub klasztoru ona zwiedziła Węgry,
pojechała do Rzymu, Neapolu, Akwizgranu, Tyrolu, a ponad to wielokrotnie
kierowała krajem. Jakby tego było mało wywalczyła dla swojej wnuczki pozycji
króla, co w tamtych czasach było rzadkością.
Minusem publikacji było zbyt szybkie przeskakiwanie od wydarzenia do
wydarzenia, przez co czasami można było zagubić się w akcji. O ile początkowe
przeskakiwanie z zagubionej na nowym dworze nastolatki, która musi słuchać jak
mąż ją zdradza do poziomu bycia zarządczynią dworu i szanowaną żoną króla nie
powodowało dużej dezorientacji to przy śmierci żon synów lub dwórek można było
się pogubić. Czasami brakowało wypełnienia, które w prostszy sposób wskazałoby,
o której osobie jest dany fragment. Do tego pojawiają się fragmenty wypaczające
obraz wydarzeń (zamach na rodzinę królewską przez Zacha, rozwój dzieci tak
jakby roczne miało kilka lat, mylenie dat urodzin). Całość bardzo poszatkowana.
W wydarzeniach często nie ma logicznej ciągłości. O ile w opowieści o „Matce
Królów” można było się odnaleźć przez odniesienie do znanych wydarzeń tu miałam
wrażenie, że jak łączę z historią to mi się niestety troszkę gubi usytuowanie.
Możliwe, że jest to wynik tego, że na historii zawsze skupiano się na czynach
królów i z perspektywy ich zwycięstw pisano dzieje, a tu nagle mamy kobietę
rodzącą kolejne dzieci i aranżującą rozejmy oraz budującą siłę dynastii. Mimo
tych niedociągnięć warto sięgnąć po tę publikację z bardzo ważnego powodu:
uświadamiamy sobie jak bardzo wkład kobiet w budowanie państw jest
przemilczany. Do tego poznajemy klimat tamtych czasów, stajemy się świadkami
bogactwa, uzmysławiamy sobie niesamowitą przekupność i dwulicowość hierarchów Kościoła
katolickiego, wchodzimy w klimat budowania otoczki wokół wiary, budowania jej
potęgi i tajemniczości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz