archiwum pisarza |
Najważniejsze, że
nas jako przedstawicieli młodzieży, wpuszczali na salę bez biletów. Bilety na
taką imprezę były bardzo drogie i na pewno nie stać by nas było na taki
niedzielny wydatek. Każdy wolałby za te pieniądze kupić sobie, albo lody u
Chodubskiego, albo ciastka do wyboru, bo
napis nad ladą informował „każde ciastko dwa złote”. W dodatku wszystkie wyroby
u niego były najlepsze w mieście, więc nie byłoby kłopotów z wydaniem
pieniędzy.
Po prostu dzisiaj mój
najlepszy kolega Kaziu Lasota, niespodziewanie zapowiedział, że tuż po kościele
pójdziemy na Jeleniogórską, bo tam czekają, jak co niedzielę, nie lada
atrakcje. Kaziu zaczął uczestniczyć w tych atrakcjach począwszy od poprzedniej
niedzieli, a te niedzielne nie lada atrakcje, to walki bokserskie w sali
Miejskiego Domu Kultury.
- Nie pożałujesz,
chłopie, ja byłem w poprzednią niedzielę, to mówię ci, chłopie, że do ostatniej
walki nie było wiadomo kto wygra. Nasi „Włókniarze” chłopie, pokonali
„Górników” w ostatniej walce. A nasz
pięściarz wagi ciężkiej, chłopie, Henio Randzio znokautował przeciwnika już w
pierwszej rundzie. Warto było zobaczyć taka walkę, chłopie, - Kaziu był trochę
mniejszy ode mnie, ale relacja z walki i pokaz gestów jakimi Randzio powalił na
deski przeciwnika sprawiły, że nabierałem do niego respektu. A przerywnik
„chłopie” dodawał powagi całej relacji i czułem się dzięki niemu
dowartościowany.
Ene |
Kwadrat na
podwyższeniu, ograniczony potrójnymi linami, stał na środku i było to jedyne
oświetlone miejsce na sali. Podejście tuż przed ring nie gwarantowało dobrej
widoczności, bo krawędź podwyższenia sięgała naszych nosów. Natomiast z końca
sali zagwarantowany był jedynie widok pleców rozwrzeszczanej widowni szczelnie
otaczającej ring. Miejsc siedzących było
niewiele i chyba były tylko dla najważniejszych. Samo wejście bez biletu było i
tak wielkim sukcesem, więc brakiem miejsca nie przejmowaliśmy się wcale. Kaziu
jako bywalec na arenie bokserskiej miał upatrzony świetny punkt widowiskowy.
Zasunięte kotary skrywały również grzejniki umieszczone pod oknami. Kaziu stał
tam ostatnio, więc zamierzaliśmy zdobyć te kaloryfery, skąd widoczność będzie pierwsza klasa.
Sędzia ringowy, to
ten, który jako trzeci ma prawo przebywać na terenie udeptanej ziemi walczących pięściarzy. Ubrany
był całkiem na biało. Biała koszula koniecznie z długimi rękawami, włożona do
białych spodni przepasanych ciemnym paskiem. Pod szyją ciemna muszka, że to
niby elegancja Francja. Sędzia ringowy, w tym białym stroju i w muszce pod
szyją, wyglądał dość komicznie, bo skakał obok zawodników jakby mata na
podłodze była bardzo gorąca i on nie mógł przez to ustać w jednym miejscu. Podskakiwał
więc wokół zawodników, a niekiedy wykonywał gwałtowne zwroty, uniki, popisowe
ominięcia, również podskakujących zawodników i ani na chwilę nie spuszczał z
nich wzroku. Chodziło o to, żeby w każdym momencie walki, krótką, głośną komendą – break - zmusić poskręcanych
ze sobą zawodników do krótkiej przerwy. Każde przewinienie dotyczące przekroczenia
zasad walki, było natychmiast tłumaczone zawodnikom przez sędziego w jego
sędziowsko - pięściarskim języku migowym, który pięściarze świetnie rozumieli.
Due |
Kiedy miał
pretensje do któregoś ze zwaśnionych pięściarzy, pokazał na swojej głowie
czoło, to znaczyło, że ten zbytnio pochyla swoją głowę, lub jeśli któryś
uderzył przeciwnika w tył głowy, co nie jest zgodne z zasadami walki, wówczas
sędzia pokazywał ręką na tył swojej głowy. Wtedy ten napomniany opuszczał ciężkie
ręce wzdłuż ciała i na znak, że zrozumiał upomnienie i że nie będzie już więcej
tego robił, skłaniał pokornie w kierunku sędziego swoją spoconą głowę. Może
chciał, aby sędzia, kiedy będzie wydawał werdykt o zwycięstwie, zapamiętał go
jako zawodnika dobrze ułożonego i posłusznego i aby to jego rękę podniósł do
góry po walce.
- Cała walka trwa,
chłopie, trzy rundy, każda runda trwa trzy minuty, możesz, chłopie, wygrać na
punkty, jeśli zbierzesz więcej trafnych uderzeń niż, chłopie, twój przeciwnik.
Możesz też wygrać przed czasem, chłopie, ale musisz unieszkodliwić przeciwnika
trwale i wyeliminować go z walki przez nokaut. Jak, chłopie, facet leży na
deskach i nie podniesie się w czasie dziesięciu sekund, które sędzia wylicza mu,
chłopie, przed nieprzytomnymi oczami, wygraną masz, chłopie, pewną – Kaziu
udzielał mi wstępnej instrukcji zasad walki, podczas naszej wspólnej wspinaczki po stromych zboczach kaloryferów. Kiedy
wreszcie zdobyliśmy wierzchołki i zacząłem utrzymywać równowagę na szczytach
kaloryfera, walki już trwały. Było to widać po podskakujących na ringu trzech
facetach, co było słychać, po wrzawie jaka towarzyszyła każdej akcji na
oświetlonym i ogrodzonym linami
kwadracie, oraz co było czuć, po dusznym powietrzu przepełniającym nie wietrzoną
salę, ostrym ludzkim pocie, tumanie kurzu spod nóg, wznoszonym przez skaczących po ringu. Odgłos ciosów zadawanych
skórzanymi rękawicami przebijał się przez wrzaski widowni. Po chwilowej
przerwie rozpoczęła się ostatnia walka decydująca o zwycięstwie, walka w wadze ciężkiej, nasz „Włókniarski” Henio Randzio
i jakiś tam „Górnik”.
Rike |
Sala szalała. Od
początku widać było wyraźnie, że sędzia chce, żeby nasz Randzio koniecznie
przegrał. O byle co zwracał mu uwagę. A to, że idzie do przodu głową, a to, że
specjalnie trzyma przeciwnika, żeby mógł sobie w tym czasie trochę odpocząć, a
to znowu, że nasz pięściarz uderza przeciwnika poniżej pasa.
O, tego już było
za wiele. Cała, caluteńka sala przejrzałą zamiary tego stronniczego sędziego i
jak na zawołanie zaczęła wrzeszczeć zgodnie:
- Sędzia zły duch,
sędzia zły duch … - nie za bardzo wiedziałem co znaczy to zaklęcie, ale skoro
wszyscy tak krzyczeli, to ja nie chciałem być gorszy i krzyczałem najgłośniej jak tylko mogłem,
– Sędzia zły duch,
sędzia zły duch …
Chciałem przez to
moje zaangażowanie gardłowe pokazać Kaziowi, że nie żałuję, że dałem się
namówić na takie atrakcje niedzielne, że jestem mu wdzięczny za ten bezpłatny
kurs boksu, bo być może pokaz prawdziwej walki pomoże mi pokonać nawet Sagana,
największego rozbójnika w naszej klasie. który nie wiadomo dlaczego coraz
częściej chciał bić się ze mną po
szkole.
Spotkał mnie
jednak srogi zawód. Musiał zaistnieć jakiś poważny powód, bo Kaziu zeskoczył na
podłogę i krótkim gestem polecił mi zrobić to samo. Jeszcze będąc na szczycie
zorientowałem się, że coś mu widocznie nie pasuje, że jakoś moje wrzaski nie
przypadły mu całkiem do jego gustu. Całkiem nieświadomy powagi sytuacji
poszedłem w jego ślady. Kaziu wyszedł z sali przed końcem walki, ja za nim. A
już po wyjściu z sali, kiedy jeszcze oczy z ciemności nie przestawiły się na światło
słoneczne, Kaziu zatrzymał się nagle i złapał mnie za klapy nieistniejącej
marynarki:
- Nie, sędzia zły duch,
chłopie, tylko sędzia z ringu … sędzia z ringu…idioto, chłopie…
Bardzo jest Pani kochana - dziękuję.
OdpowiedzUsuń