Astrid
Lindgren, Louise Hartung, Ja także żyłam!
Korespondencja, red. Jens Andersen i Jette Glargaard, tł. Elżbieta
Kaźmierczak, Anna Węgleńska, Warszawa „Nasza Księgarnia” 2018
Swoją
przygodę z książkami Astrid Lindgren zaczęłam trzydzieści lat temu i mimo
upływu czasu nadal lubię napisane przez nią historie. Teraz patrzę na nie
oczywiście nieco inaczej, bo z perspektywy rodzica, który jest świadomy tego
jak wiele ograniczeń stawiano dzieciom sto lat temu, w jak brutalnych czasach
one żyły i jak niesamowicie wiele trudu trzeba było włożyć, aby mimo złych
wzorców u dorosłych wyrastały na mądrych i empatycznych ludzi. Skąd u pisarki
ta niesamowita wrażliwość i otwartość? Nie wiem, ale to pytanie sprawia, że
chętnie sięgam po jej biografie, dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok
książki „Ja także żyłam! Korespondencja”. W publikacji tej znajdziemy niezwykłe
listy, bo pokazujące jaką osobą była nie tylko Astrid Lindgren, ale też jej
wieloletnia znajoma z Berlina, Louise Hartung. Obie niezwykłe, aktywne,
twórcze, działające społecznie i z poczuciem misji ratowania powojennych
pokoleń, których rodzice wychowali się w czasie wielkiej wojny i brali udział w
II wojnie światowej. Te sąsiadujące ze sobą kataklizmy wywołane ideologiami
sprawiły, że wielu artystów miało poczucie zmieniania świata, wychowywania
wrażliwszych pokoleń. Czy im się udało? Pewnie w jakimś stopniu tak, ponieważ
nie mamy jeszcze wojny. Jednak to nie jest praca na jedno czy dwa, a nawet pięć
pokoleń tylko dużo dłuższa i od nas, naszej wrażliwości, umiejętności stawania
się wzorem zależy jak będzie wyglądała przyszłość. Fundamenty i wskazówki mamy
dobre. W Polsce dał je nam Janusz Korczak, we Włoszech Mari Montessori, w Niemczech Louise Hartung, a w Szwecji Astrid
Lindgren. Wszyscy stawiali na empatię, podsuwanie dzieciom wartościowych,
rozwijających zainteresowania i wrażliwość materiałów. To poczucie konieczności
zmiany świata na lepsze przebija od pierwszych listów powstałych po
odwiedzinach w Niemczech w ramach edukowania kolejnych pokoleń, promowania
czytelnictwa dla najmłodszych. Wówczas Loiuse Hartung, niemiecka artystka i
coraz ważniejsza persona w kulturowym światku odnawiających się po wojnie
Niemiec zabrała szwedzką pisarkę na potajemną wycieczkę po Berlinie Wschodnim
należącym do ZSRR i jeszcze nieoddzielonym od RFN-u murem. Początki stawiania przeszkód
z drutów kolczastych miały na wiele lat podzielić miasto na dwa światy, którymi
już po wojnie były, ponieważ najwytworniejsze i najbogatsze dzielnice miasta
pokrywały ruiny, a na ulicach grasowali radzieccy żołnierze. Berlin Zachodni
jest tu wielkim kontrastem do tego pełnego cierpienia świata. To zestawienie
powoli podnoszącej się z upadku metropolii z ruinami poruszyło Astrid Lindgren
i stało się początkiem listownej oraz telefonicznej wymiany myśli z
przewodniczką, która w czasie wojny jako opozycjonistka doznała wielu krzywd i
której sytuacja po wojnie wcale nie była lepsza. Jednak ciążka praca, dawanie
przykładu pozwoliły jej osiągnąć pozycję, w której mogła decydować o treściach
przemycanych dzieciom, dla których wojna była codziennością ich dzieciństwa.
Klimat tych czasów, tragicznych wydarzeń przebija z listów. Dwie wielkie osobowości
podsuwają sobie lektury, muzykę, polecają określone rodzaje sztuki, zapraszają
do siebie i korespondują ze sobą także w czasie podróży. Jest między nimi
niezwykła więź, która nie każe im skupiać się na sobie, swoich osiągnięciach
tylko na poczuciu konieczności rozwijania siebie oraz dzieci, w których drzemie
niezwykły potencjał. Z tej korespondencji wyłania się też niezwykły obraz lat
młodzieńczych bohaterek, których życie z powodu wojen lub braku odpowiedniej
pomocy medycznej pozbawiało bliskich. Tę sytuację doskonale podsumowują słowa
Louise Hartung: „Długie lata życia ze świadomością, że codziennie można
je stracić, dokładnie rzecz biorąc przyzwyczajanie się do śmierci jako
wydarzenia do którego może dojść każdego dnia, nauczyło mnie nie odkładać ani
nie zaniedbywać niczego, z czego z jakiegokolwiek powodu nie chciałabym w życiu
rezygnować”.
Listy te pomagają nam lepiej wejść w codzienność
wielkiej pisarki, poznać jej nawyki, relacje z ludźmi i przede wszystkim
przeżycia: „Twierdzi Pani, że nic Pani o mnie nie wie, cóż, nie ma zbyt wiele
tego, co warto o mnie wiedzieć. Sądzę, że większość moich przeżyć to doznania
wewnętrzne” – pisze kochająca samotność i spokój Astrid Lindgren.
„Ja także żyłam!” pozwala nie tylko lepiej poznać
charaktery ich autorek, ich życie, zainteresowania, ale też pomaga prześledzić
zmiany, jakie zachodziły wówczas nie tylko w Europie, ale i na świecie. Widzimy
narastające napięcie, powstającą Żelazną Kurtynę dzielącą ludzi na dobrych i
złych, przy czym źli byli zawsze ci, którzy znajdowali się po przeciwnej
stronie. Widzimy starania ludzi, aby przełamać te polityczne bariery i stworzyć
świat otwarty i przyjazny. Do tego zdobędziemy wiele cennych wskazówek na temat
ówczesnych zainteresowań kulturowych. A to wszystko to wzbogacone niewielką ilością zdjęć pozwalających wyobrazić sobie ówczesne życie.. Dla mnie było to bardzo ważne, ponieważ
frankistowska Hiszpania, w której wychował się Pedro Almodóvar, którego filmami
się zajmuję, bardzo czerpała z twórczości i filozofii niemieckiej. Także i u
tego hiszpańskiego reżysera widzimy wiele odwołań i wiem, że na pierwszym
czytaniu tej lektury nie poprzestanę, że będę się w nią wczytywała oglądając
filmy i to jest właśnie zaskakujące i piękne. Tym bardziej, że jest to książka
pouczająca.
Polecam również:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz