Etykiety

wtorek, 4 lutego 2014

cudowna komuna

Moja babcia –wiekowa kobieta - często z nostalgią wzdycha za komuną. Wtedy jej zdaniem żyło się lepiej i ludzie byli lepsi, a człowiek wiedział, co go czeka w pracy. Współczesna Polska to w jej oczach kraj przeszkód: najpierw dziwne kasy chorych, później dziwny NFZ i skomplikowane reguły chodzenia do lekarza. Do tego dochodzą „straszne” ceny, bezrobocie. Komuna dla niej jest wspomnieniem raju, który zapewne rajem nie był.
Jeszcze przed wojną – kiedy była zaledwie dzieckiem – musiała ciężko pracować, ponieważ międzywojnie nie było czasami najbogatszymi. Jej rodzice posiadali spore gospodarstwo i sporą grupkę dzieci, które musiały uczyć się i pracować. Po szkole pasała gęsi, a później jak już była starsza, odpowiedzialniejsza – krowy. W wojnę nie mogli uprawiać ziemi, hodować zwierząt, ale i tak starali się to robić w ukryciu przed Niemcami.
W pierwszym roku wojny straciła ojca. Jej matka została z trzema nastoletnimi synami i troszkę młodszą od nich córką. Dzieci trzeba było wykarmić, więc musiały one pracować i uczyć się. Do tego dochodziła praca u Niemca. Małe racje żywieniowe (400 g chleba i nic więcej) zmuszały ludzi do „kombinowania”. Również wdowa po żołnierzu starała się przechytrzyć wroga. Do jednego z jej pomysłów była hodowla świni w piwnicy domu, aby dzieci nie sam suchy chleb jadły. Na szczęście nigdy nie zostało to wykryte przez okupanta, mimo że istnieli „życzliwi” donoszący wrogowi.
Po wojnie bracia pożenili się i powyprowadzali do teściów, a babcia została sama z matką. Niedługo poznała dziadka – równie sentymentalnie wzdychającego za czasami komuny – który był zmuszony służyć w wojsku komunistycznym. Pobrali się po jego powrocie. Mieli kilkoro dzieci. W sklepach nie było niczego, a jak coś było to nie było ich na to stać – takie normalne małżeństwo tuż po wojnie.
Dziadek zawsze miał pracę i lubił robić to, co robił. Babcia zajmowała się gospodarstwem i dziećmi. Oboje pracowali ciężko, a system nie ułatwiał im życia. Mieli co jeść, ponieważ większość produktów pochodziła z ich gospodarstwa. We wsi (małe miasteczko) panowała bieda. Ludzie wyjeżdżali do dużych miast szukać pracy, uciekali do USA za lepszą przyszłością dla siebie i dzieci. Paczki z Ameryki ratowały niejedną rodzinę, ale bardzo szybko się kończyły z powodu śmierci tych, którzy wyjechali, a ich dzieci już nie znały krewnych z biednej ojczyzny, więc nie wysyłały.
Środki czystości były na wagę złota, ręczniki, pieluchy gromadzono latami, by uszyć z nich ubrania (modne swego czasu spódnice z tetry). W sklepach nie było zabawek. Dzieci ciężko pracowały z rodzicami w polu. Niewielu posiadało w swoim domu telewizor. Moi dziadkowie dorobili się tego użytecznego mebla, na który zresztą nie mieli wiele czasu.
Nie było samochodów. Dziadek do pracy jeździł rowerem, a nie było wcale tak blisko, bo koło dwudziestu kilometrów. Latem to pewnie nie był problem, ale zimą… Autobusy zaczęły kursować dopiero znacznie później, ale i dziadek zmienił wówczas pracę na taką na miejscu, by móc pomóc w polu i przy dorastających dzieciach.
Do dziś został mu nawyk jedzenia obiadu o konkretnej porze i ani minuty później. Młodość mojej babci nie była usłana różami: młode, biedne małżeństwo miało na utrzymaniu matkę, ponieważ przed wojną nie było ZUSów i starsze osoby nie dostawały emerytur. Do tego dochodziła gromadka dzieci (o antykoncepcji wiedziano niewiele, a ksiądz z ambony głosił, że jest ludobójstwem (i to przekonanie w babci zostało do dziś).
Pierwszy traktor mieli już, kiedy ja byłam mała, a oni byli na emeryturze. Później samochód, jako wyraz zbytku. Zabawek do dzieci nadal nie było w sklepach (nie wspominając takich podstawowych rzeczy jak ubranka czy odpowiednie produkty). Pomarańcze były towarem luksusowym. Podobnie było z czekoladą.
Dziś babcia wiekowa emerytka, razem z dziadkiem nie musi być utrzymywana przez dzieci (jak jej matka i teściowa, ponieważ nie odprowadzały składek ZUS). Może nie pławią się w luksusach, ale z głodu nie umierają. Ich dzieciom niczego nie brakuje (może czasami pracy), wnuki radzą sobie bardzo dobrze i już nie muszą tak ciężko pracować na kawałek chleba. Mamy na co dzień to, o czym oni marzyli w święta. Czasami nie doceniamy tych wygód i marudzimy na złe czasy. Jednak nigdy nie było idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz