Etykiety

niedziela, 28 maja 2017

Maria Towiańska – Michalska "Engram"


http://www.wforma.eu/engram.html
Maria Towiańska – Michalska, Engram, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2015

„W słowniku Władysława Kopańskiego znalazłam kiedyś hasło: ‘Engram – ślad, trwałe udrożnienie, pozostawione jakby w mózgu przez przeżycia psychiczne i stanowiące podstawę pamięci’. Polesie – to mój engram, ślad blizna pamięci” – wyjaśnia pisarka w jednym ze swoich wspomnień, które pozwalają nam wejść w świat jej doświadczeń, przeżyć, wrażeń. Tytuł doskonale odzwierciedla to, z czym mamy do czynienia w środku, czyli spisanymi przeżyciami, które są jak pasma gór lub wyraźne punkty na mapie pamięci pisarki. Dzieciństwo, które ją ukształtowało, dało wiele radości oraz bardzo doświadczyło to świat kontrastów: ostrych zim, upalnego lata, przepychu i skrajnej biedy, ukształtowany, ugładzony i dziki zarazem, przewidywalny i zaskakujący koniecznością szybkiej ewakuacji lub współpracy z inną władzą. To świat, w którym przetrwają tylko ci, którzy – tak jak jej babka – rzetelnie pracując potrafią uchronić rodzinę przed złem wojen, rewolucji, ludzkiej zazdrości, przemian politycznych. Jednak pamięć o przeszłości jest wybiórcza, podporządkowane temu, co wywarło wielki wpływ, wryło się w nią swoją niezwykłością. Jest jak ściany domu, które dają wyobrażenie o tym, jak mogła wyglądać całość, ale brakuje w nim ludzi, sprzętów, życia. Tworzy proste obrazy, które z jednej strony są nieco ogólne, a z drugiej dają wyobrażenie o niezwykłości dziecięcych doświadczeń. Maria Towiańska – Michalska pisze:

„Moja pamięć przypomina pusty dom. Większość wspomnień dotyczy umarłych, nie żywych. Może świat, który przywołuję, to tylko złudzenie, fałszywa rzeczywistość? Nie można sprawdzić, czy tak było, czy nie przyśniło się kiedyś i dopiero teraz przypomniał się dawny sen. Jak posklejać w sensowny obraz rozsypujące się kawałki?”

Maria Towiańska – Michalska przywołuje kolejne obrazy ze swojej przeszłości, próbuje utrwalić świat, który pozostał w jej pamięci, przekazać innym swój „engram”, boryka się z dylematami związanymi z dokładnym umiejscowieniem w czasie: „Jeśli ma to być opowieść historyczna, muszę sprawdzić fakty. Kto jeszcze może pamiętać, kogo można by zapytać, jakie było lato na Kresach Wschodnich, w Łunińcu w 1936 roku?”.

Czasami się dziwi: „Kiedy byłam mała… Nie do wiary, że byłam kiedyś małą dziewczynką. Jak to – nie do wiary? Przecież pamiętam, że byłam małą dziewczynką. Nawet lepiej pamiętam tamte dawne czasy niż to, co się działo tydzień temu. To podobno ‘normalne’. Moim zdaniem trudno nazwać normalnością coś, co wynika ze zniszczenia, zużycia, starzenia się. Jeśli lepiej pamiętamy to, co było kiedyś niż to, co było wczoraj, to dlatego, że kiedyś byliśmy normalni, a teraz nie. Młody umysł uważa, rejestruje fakty, tworzy tematyczny system informacji, zamyka w odpowiednich katalogach, szufladach, zapamiętuje, gdzie co się znajduje, żeby nieomylnie odszukać, kiedy zajdzie taka potrzeba. Staremu człowiekowi życie wrzuca do pamięci rozmaitości, a on z tego robi totalny bałagan”.

Zbiór wspomnień pełen jest refleksji, ale najważniejsza jest tu autorefleksja, spojrzenie na siebie z boku i zdziwienie: „Moja zewnętrzność uległa z wiekiem zasadniczej zmianie. Umysł nie jest tak sprawny jak dawniej, nogi chodzą wolniej, myśli bywają rozproszone. Pomimo to istota mojej osoby, jądro osobowości, dusza? – może dusza – pozostała niezmieniona. Nadal, podobnie jak w dzieciństwie, lubię gwiazdy”.

„Engram” to przede wszystkim barwna opowieść o przeszłości przeplatającej się z teraźniejszością. Dawne sprzęty (choćby niepozorny kufer) przywołują to, co minęło, nie pozwalają na rozstawanie się z przedmiotami, bo bez nich pamięć jest bardziej ulotna, mimo że mnogość pamiątek ciąży, ale jednocześnie pozwala na sentymentalne podróże, porządkowanie tego, co minęło, zachowanie w pamięci obrazów dziwnego, półsierocego sielskiego życia gdzieś na Kresach Wschodnich, które nie są już tą samą niezwykłą krainą: ludzie odeszli, wiele pamiątek po nich przemija, codzienność i brak utrwalania ich w pamięci kolejnych pokoleń powoduje zanikanie. Maria Towiańska – Michalska stara się jednak utrwalić to, co jeszcze pamięta z czasów niemal mitycznej II Rzeczypospolitej rozciągającej się gdzieś daleko na wschód. Jej wspomnienia są bardzo żywe. Przemawiają do czytelnika zapachami, kolorami, wrażeniami, dźwiękami, tętniącym życiem. na które pisarka patrzy z jednaj strony z sentymentem, a z drugiej z humorem, dzięki czemu jest to obraz malowniczy, radosny i – mimo trudów życia – fascynujący.

„Kiedyś uważano starość za ukoronowanie życia. Trudno w to teraz uwierzyć. Starość nigdy nie była łatwa. Można ją najwyżej obłudnie polakierować po wierzchu, żeby człowieka oswoić z tym, co go czeka. W istocie rzeczy starość zawsze jest starością i można się tylko zastanawiać, czy lepsza jest szczerość w jej ocenie, litościwy fałsz.

Czas tak bardzo przyśpieszył. Nawet młodzi nie zawsze nadążają. Biegnąc, coraz szybciej dostajemy zadyszki, a i tak zostajemy w tyle, rezygnujemy z wyścigu i planów na przyszłość. Życie bez marzeń i złudzeń jest bezpieczniejsze. Jeżeli teraźniejszość staje się zbyt dokuczliwa, można powrócić do wspomnień. Ubarwić je, upiększyć, usunąć z nich to, co niemiłe, a przede wszystkim własne pomyłki i błędy.

Jestem w dobrej sytuacji. Mam jeszcze plany, marzenia i możliwości zmian. Kiedy samotność staje się nie do zniesienia, a gazetowe publikacje na temat wykluczenia i eutanazji wpędzają w depresję, zaczynam myśleć o wizycie u córki, która mieszka w Ameryce. Mogę pomieszkać u niej, dopóki nie zacznie mnie drażnić odmienność amerykańskiego stylu życia. W takich sytuacjach też mam dobre wyjście. Wracam do Polski, żeby po jakimś czasie znowu wybrać się do Ameryki. Dzięki temu w moim życiu wciąż coś się dzieje i zmienia.

Nie można jednak zmienić kierunku drogi nieuchronnie prowadzącej do wiadomego celu. Ważne, żeby na tej ścieżce coś dla siebie znaleźć: ciepłe uczucia, niespodzianki, oczekiwanie. To prawda, że czasami można potknąć się o własne błędy, niecierpliwość albo upór. Takie jest życie, dopóki trwa. Nie warto jednak umierać przed śmiercią”.

Teraźniejszość pisarki toczy się między przeszłością - próbami dostosowania do zmian, jakie zachodziły w czasie wojny i po niej – oraz teraźniejszością pełną radości z prostych rzeczy, wypraw na Białoruś i do Ameryki, poznawania ludzi, otwartości na świat. Ciągłego planowania przeplatanego ze wspomnieniami.

„Engram” wraz z „Ameryką w tle” stanowią piękny obraz wspomnień, życiowych opowieści przekonujących czytelnika, że życie pisze własne zawiłe scenariusze. Dziwne losy Marii Towiańskiej-Michałowskiej, urodzonej w Lidzie, wychowanej w Łunińcu na Polesiu. Zmuszonej do nauki i dorastania w środkowej Polsce, uporania się z powojenną biedą, pogodzenia z losem tułaczki, która swoje korzenie zapuszcza w Szczecinie.

W jej opowieściach przebija mit i tęsknota za Kresami. Dworek ze służbą, zwierzętami, pachnącymi ziołami, a dookoła wielka przestrzeń, której nie doświadczy nikt mieszkający w mieście. Nieposkromiona przyroda na wyciągnięcie ręki: w lesie sarny, wilki, na polach bażanty, kaczki. W takim otoczeniu w ludziach budzą się instynkty pierwotne. Polowania to element życia taki jak hodowla i uprawa. Wszystko jest tu w równowadze, którą łatwo zachwiać. Wystarczy powstanie, wojna, śmierć, migracja. Kresowi ludzie jednak są silni. Nie dają się zmieść z powierzchni ziemi, nie oddają łatwo swojego życia. Walczą do ostatniej chwili. Klimat sprawił, że ci, którzy przetrwali są silni i uparci. Bardziej niż inni dążą do własnych celów i czasami całkowicie im się oddają. W takich warunkach wychowywała się mała Maria, która straciła matkę, a ojciec nie miał czasu na edukację dziecka. Pozostała mieszkająca na odludziu babcia pielęgnująca tradycje w domu, z którego droga wiodła w świat, z dala od znanego z dzieciństwa otoczenia.

Maria Towiańska-Michalska zabiera nas  w swoich książkach w świat swoich wspomnień, doświadczeń, odczuć krążących wokół tego tajemniczego słowa, które z czasem nabierało kształtów, wyrazistości, można było usytuować na mapie, a później samemu go doświadczyć. Zderza Amerykę z Kresami i Polską. Bezgraniczność i dzikość kraju dzieciństwa współgra z ujarzmioną dzikością i bezkresem kraju odwiedzanego u schyłku życia wymuszającego oddawanie się wspomnieniom. Pisarka niczym Proust pozwala swoim myślom biec swobodnie do czasów dzieciństwa i młodości. Są to spojrzenia wyolbrzymiające, przerysowujące i zaczarowujące otoczenie, nieznane słowa. Tomy „Z Ameryką w tle” i „Engram” są bardzo bliskie stylistycznie i tematycznie. Tworzą spójną całość pozwalającą pisarce nakreślić spójny obraz jej życia. Pokazuje nam jak bardzo różne i jednocześnie podobne są do siebie wszystkie miejsca, w których była. Pomaga dostrzec niezwykłą różnorodność, odkryć jak bardzo odmienne miejsce może przywołać odległe wspomnienia. Krajobrazy, ludzie, tradycje, zachowania są tu Proustowskimi magdalenkami. I tak w książce „Z Ameryką w tle” przygotowania do Wigilii na nowym lądzie stają się pretekstem do powędrowania do rodzinnego domu, gdzie w czasie wojny pomagała babci przygotowującej idealną Wigilię, Niemiec zasiadał z nimi do stołu, gdzie czuła się obco i jednocześnie swobodnie, gdzie łączyły się różne światy, odmienne podejście do życia. Ta sama różnorodność będąca elementem życia na Polesiu jest także częścią amerykańskiej codzienności: zadowoleni z codzienności żyją obok biorących udział w wyścigu szczurów, który przebija też w „Engramie”, w którym próba zamknięcia polskiego rozdziału życia i jednocześnie otwieranie białoruskiego i amerykańskiego  stają się pretekstem do wspomnień, łączenia faktów, dostrzegania życiowych paradoksów najlepiej widocznych na przykładzie możliwości jakie daje mądry system edukacyjny młodym ludziom oraz jak wielką stratą jest niewykorzystanie potencjału młodych. Tkwiąca pamięcią w przeszłości pisarka bardzo solidnie stoi w teraźniejszości, dzięki czemu jej wspomnienia to także mądre refleksje, próby pokazania, co jest do naprawy. Każda opowieść niesie ze sobą nierzucający się w oczy morał. Pisarka przekonuje czytelnika, że trzeba być jak chwasty radzące sobie w każdej sytuacji, dbać o relacje w rodzinie, a nie tylko własną karierę, uczyć się, cenić własną wartość. Sentymentalne przeplatanie się teraźniejszości z przeszłością zmieszano z opowieściami o bliskich relacjach, kontynuowaniu rodzinnej tradycji żeglarskiej, wychowaniu dzieci, zmieniających się priorytetach. Lektura bardzo przyjemna, sentymentalna i pouczająca. Polecam!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz