Etykiety

wtorek, 18 grudnia 2018

Karen McCombie "Szkoła im. św. Zgryzoty dla dziewcząt, duchów i babć na gigancie" il. Beckaa Moor


Karen McCombie, Szkoła im. św. Zgryzoty dla dziewcząt, duchów i babć na gigancie, il. Beckaa Moor, tł.Marta Machałowska, Warszawa „Zielona Sowa” 2018
Spokojną egzystencję Dani zakłóca bzik matki na punkcie pingwinich zadków. Co zrobić, kiedy jest się zapalonym naukowcem i jednocześnie matką? Czy można realizować się naukowo i zajmować dzieckiem? Jest to trudne, ale… przecież są rozwiązania pomagające dzieciom w nabraniu samodzielności, a ich rodzicom w realizacji niedługich (rocznych) celów bez konieczności martwienia się o bezpieczeństwo pociechy. I tym sposobem Dani trafia do bardzo dobre szkoły im. św. Gryzeldy. Tam okazuje się, że ta renomowana placówka niedawno przeszła prawdziwą metamorfozę i nie tylko nie ma tu już mundurków oraz sztywnego regulaminu, ale i połowy dotychczasowego personelu. Z każdym dniem odchodzą kolejni pracownicy niemogący poradzić sobie z pracą w chaosie. Także nowa uczennica nie jest zadowolona z pobytu w tym miejscu. Marzy o tym, aby wrócić do domu, ale z czasem odkrywa uroki nowego miejsca i znajduje nowych przyjaciół,  a nieliczne klasy oraz szkoła opanowana przez ośmiolatki wydaje się mieć swój urok. Do takiego właśnie świata zabiera nas pierwszy tom z serii „Szkoła im. św. Zgryzoty”.
W drugim tomie częściowo zaaklimatyzowana bohaterka ciągle jeszcze nie może się przyzwyczaić do zmian, dziwnego zachowania dyrektorki i uczniów. Na szczęście nie jest w tym osamotniona. Ale tylko przez chwilę, bo zaskoczona zmianami kucharka, pani Płotek, odchodzi z hukiem drzwi. Uczniowie będą musieli poradzić sobie z samodzielnym przygotowywaniem posiłków, sprzątaniem i nauką. Jakby tego było mało do ich obowiązków dochodzi nakręcenie na konkurs filmu o prowincji, w której się znajdują i jej urokach. Aby zadanie było niełatwe będą mieli konkurencję w postaci różnych szkół, wśród których na prowadzenie wybija się placówka dla (zarozumiałych) chłopców. Dziewczyny oczywiście nie mogą się dać i koniecznie muszą stworzyć coś niezwykłego. Szybko okazuje się, że z organizacją i rozdzielaniem ról jest u nich dość kiepsko: każdy chciałby robić wszystko i w ten sposób nikt nie potrafi nic zrobić. Na szczęście mała interwencja i motywacja Lulu (dyrektorki) motywuje dziewczynki do wspólnego działania i wyjaśnienia paru zagadek, których bohaterami są duchy i pojawiające się z zaskoczenia babcie. No, dobra, może nie w liczbie mnogiej, ale za to tak żywotna, że doskonale robi za tłum staruszek.
Mam dość mieszane uczucia do tej lektury. Z jednej strony książka ze świetnym pomysłem na akcję, a z drugiej czegoś mi w niej brakowało. Akcja jest szybka, rozdziały niedługie, fabuła interesująca i pouczająca oraz pokazująca, że szkoła wcale nie musi być nudna, a internat kojarzyć się z więzieniem tylko bardziej z domem, w którym dyrektorka nie jest nadzorcą tylko opiekunką zastępującą rodziców wszystkim uczniom. Tekst wzbogacono czarno-białymi ilustracjami doskonale odzwierciedlającymi zawarte w nim wydarzenia. Gdybym miała napisać jednym zdaniem o tej książce to stwierdziłabym, że to lekka opowieść o urokach nieco odmiennej edukacji pozwalającej wykształcić silne kobiety z ważnymi umiejętnościami i wiarą we własne możliwości.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz