Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieści pisarzy z przełomu XIX i XX wieku. Narracja jest wówczas nieco inna, wolniejsza, wszystko dokładniej opisane i poukładane, a wszystko przez to, że ówcześni czytelnicy jeszcze nie mieli tak dobrze wyrobionego nawyku składania elementów w całość i umiejętności dopełniania miejsc pustych. To, co pisarz chciał zawszeć w książce musiało być opisane. Do tego wiele twórców z przełomów wieków jest nam nieznanych, ponieważ w latach 50. XX wieku zostało objętych cenzurą. I tak właśnie jest w przypadku Jana Łady, który nie był wybitnym pisarzem, ale zawierał alternatywę dla ówczesnego, kładącego nacisk na materializm, światopoglądu pokazując go jako niebezpieczny. W jego powieściach możemy znaleźć duchy, zabawę z siłami nieczystymi i pomoc ze strony kapłanów oraz Boga. Życiorys bardzo dobrze wyjaśnia obecność tych motywów oraz przesłania.
Jan Łada, czyli właściwie Jan Gnatowski był księdzem katolickim, który odbył
dość szerokie wykształcenie w zakresie filozofii i historii sztuki. Ze względu
na działalność wśród młodzieży znajdował się pod obserwacją zaborców. Dopiero w
wieku 32 lat otrzymał święcenia kapłańskie, aby niedługo zająć się
działalnością dyplomatyczną w ramach urzędu sekretarza nuncjatury apostolskiej.
Był też katechetą, wikarym w zaborze rosyjskim, prowadził salon literacki,
tworzył nowele i powieści nawiązujące do romantyzmu, przez co stał w opozycji
do krytycznego realizmu i nowych prądów literackich. Wśród jego prac znajdziemy
zarówno powieści i nowele, jak i prace teoretycznoliterackie. „Białe i czarne
duchy” zawiera trzy utwory: powieść „Białe i czarne duchy” oraz dwie nowele „Lucyfer”
i „Ostatnia msza”. Wszystkie opowiadają o igraniu ze świętością, nieszanowaniu
jej oraz poddawaniu się złym praktykom. Każde z nich są nieco inne, pokazują
odmienne skalanie świętości.
Tytułowa powieść zawiera historię opętania przez regularne używanie hipnozy na
młodej kobiecie. Wchodzimy do czasów, kiedy bardzo popularne były seanse
spirytystyczne. Pojawia się napięcie, oczekiwanie na duchy, jest też demaskacja
oszusta, ale nie zabraknie i prawdziwego mistrza w sztuce potrzebującego
dobrego medium. Piękna młoda kobieta okaże się dobrym obiektem. Każdy rozdział
zabiera nas do kolejnych odsłon mierzenia się z wpływami hipnotyzera oraz jego
umiejętnością nawiązywania kontaktu z siłami nieczystymi. Widzimy tu naiwność
ludzi tęskniących za bliskimi zmarłymi. „Lucyfer” to opowieść o księdzu, który
po utracie wiary zaprzedał duszę diabłu. Z kolei „Ostatnia msza” przenosi nas
do zakonu w czasach zaboru. W czasie likwidacji klasztoru i odprawiania
ostatniej mszy w kaplicy dochodzi do dziwnych zjawisk. Wszystkie bazują na
przestrzeżeniu czytelnika przed odejściem od wiary w ramach Kościoła
katolickiego, więc się w pewnym sensie literaturą propagandową, ale też
jednocześnie stanowią ciekawostkę. Możemy zobaczyć jak bardzo w ciągu stu lat
zmienił się język polski, sposób prowadzenia narracji.
Mamy tu ciekawie skonstruowany klimat grozy, wyłażenia z zakamarków zła, manipulowania
ludźmi, doprowadzenia do bezczeszczenia świętości prowadzące do kary. Atmosfera
zagrożenia narasta. Czasami (jak w przypadku tytułowej powieści) mamy wrażenie,
że zwykłymi środkami uda się ludziom stawić czoło złu. Jednak szybko
przekonujemy się, że „szkiełko i oko” to zdecydowanie za mało. Nawet doskonale
wykształcony lekarz musi przyznać, że jest bezsilny wobec opętania.
W każdej historii następuje zderzenie dobra i zła. Bohaterzy muszą podjąć
decyzję, którą ścieżką chcą podążać. Przesłanie jest jasne: nie wolno porzucać
wiary. Każda opowieść niesie wyraźny, łatwy do odczytania morał.
Utwory są proste, ponieważ zostały stworzone dla szerszego grona odbiorców jako
powieści mające przekonać do określonych wartości w świecie zagrożenia ze
strony materializmy i odchodzenia od wiary. Sama publikacja jest literacką
ciekawostką pozwalającą zobaczyć jak na naszych ziemiach powoli rodził się
horror.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz