Etykiety

piątek, 23 czerwca 2023

Lemony Snicket "Seria niefortunnych zdarzeń"


Za pisanie o kolejnych tomach „Serii Niefortunnych Zdarzeń” zabierałam się od kilkunastu dni. Zastanawiałam się jak podejść do tematu, aby z jednej strony pokazać Wam, o czym jest seria, a z drugiej skupić na najnowszych tomach. Kompromisu raczej nie osiągnęłam. No chyba, że mamy tu na myśli kompromis w wersji takiej jak od 1993 serwują kobietom w tym kraju politycy: my Wam powiemy, co dla Was lepsze. To ja Wam mówię, że to jest absolutnie fantastyczna seria. Za każdym razem kolejne tomy czytam kolejne tomy po kilka razy na głos, ponieważ moja córka uwielbia słuchać czytania i zawsze zaskakuje mnie, że ponownie chce słuchać, bo naprawdę rzadko wraca do książek. A tu robi to z zapałem i pilnuje, żeby niczego nie pominąć (zwłaszcza, kiedy jest to kolejne czytanie). Mnie w tych książkach uderza niesamowita trafność opisów paradoksów. Wszystkie te zderzenia z szybą biurokracji: po drugiej stronie widzisz rozwiązanie, ale biurokraci ci na nie nie pozwolą, chociaż prawo leży po Twojej stronie (czyli celnie wskazujesz zagrożenie w postaci hrabiego Olafa), bo ufają temu, co im się wydaje. To jest tak świetna parodia każdego aspektu naszego życia, że zdecydowanie każdy powinien ją przeczytać. Gdybym była polskimi politykami to bym Wam nakazała w ramach kompromisu czytelniczego. I właśnie z tego powodu opowiem Wam o całej serii, bo jest tego warta.
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
„Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa to historia przerysowana. Nie ma w niej nic dobrego. Każde złe wydarzenie prowadzi do kolejnego złego i tylko cudem udaje się bohaterom przetrwać, przeżyć zaskakujące przygody, które przywodzą na myśl „Proces” Franza Kafki. Podobnie jak bohater czeskiej powieści tu dzieci wpadają w nurt wydarzeń, na które nie mają wielkiego wpływu. Dryfują ku zatraceniu, a towarzyszący im ludzie bezmyślnie wykonują polecenia, rozkazy, poddają się sile sugestii. Cała seria jest świetną satyrą na wszystko, z czym mamy do czynienia. Jest tu ogrom biurokracji, skupienie się na tym, co mają do powiedzenia dorośli, odebranie głosu dzieciom. Podoba mi się w niej to, że nawiązuje do różnorodnych powieści, w których są zarówno zamknięte społeczności religijne z absurdalnymi przepisami, podróże podwodne, poszukiwanie tajemniczego przedmiotu niczym świętego Grala. Nim jednak zawędrujemy z bohaterami tak daleko trzeba zacząć tę przykrą przygodę.
„Jeżeli sami kiedyś straciliście kogoś bardzo ważnego, to dobrze wiecie jak się czuli - a jeśli nie, to i tak nie zdołacie sobie tego wyobrazić”.
„Przykry Początek” to pierwsza księga opowiadająca los rodzeństwa Baudelaire: Wioletki, Klausa i Słoneczka. Poznajemy tu bardzo inteligentne i pomysłowe dzieci, które prześladuje pech. Wszystko zaczyna się od pożaru domu, w którym giną rodzice. Cała opowieść przesiąknięta jest smutkiem. Nawet zwyczajny, piknikowy dzień jest przygnębiający, bo pochmurny. Dzieci jednak widzą w tym zaletę: mają wówczas plażę wyłącznie dla siebie. W takich warunkach mogą przeprowadzać eksperymenty, puszczać wodze fantazji, rozwijać zainteresowania.
Na pierwszych stronach poznajemy bohaterów, w których los wchodzimy coraz bardziej. Mamy tu 14-letnią Wioletkę uwielbiającą wymyślać różnorodne konstrukcje, 12-letniego Klausa uwielbiającego czytać książki i zdobywać wiedzę i Słoneczko będące niemowlakiem, ale już przejawiające zamiłowanie do gryzienia. W wyniku pożaru stają się bezdomnymi sierotami, które trafią do opiekują wskazanego przez pracującego w banku pana Poe. Ten zawozi ich do najbliższego krewnego, hrabiego Olafa, o którym dzieci nigdy nie słyszały, chociaż mieszka dość blisko nich.
Wydawałoby się, że nie będzie gorszej wiadomości od śmierci rodziców i utraty domu. Nic bardziej mylnego. Dom, do którego trafiają jest w fatalnym stanie. Nie tylko jest nieprzystosowany do dzieci, ale jest zaniedbany. Najlepiej obrazowałoby go słowo ruina. Właściciel jest antypatycznym człowiekiem dającym dzieciom całe mnóstwo obowiązków i planujący przejęcie ich majątku.
„Gabinet gadów” zabiera nas na kolejne spotkanie z bohaterami. Wioletka, Klaus i Słoneczko muszą dojść do siebie po kiepskich doświadczeniach w domu Hrabiego Olafa. Tym razem ma być lepiej, rodzeństwo trafia do domu Doktora Montgomery’ego kochającego gady na naciskiem na żmije. Dzieci będą tu miały sporo wyzwań związanych z mieszkaniem u ekscentrycznego wujka. Poza koniecznością znoszenia niemiłych zapachów muszą uważać na jadowitego węża. Do tego pojawi się depczący dzieciom po piętach Hrabia Olaf zamierzający przejąć majątek Baudelaire’ów.
Trzeci tom zabiera nas w okolice „Jeziora Łzawego”, gdzie po tragicznym zakończeniu z poprzedniego tomu mają w końcu znaleźć bezpieczne miejsce na ziemi i kochającą opiekunkę, którą ma być ciotka Józefina, wdowa, której niedawno w jeziorze zginął mąż. Dzieci szybko się przekonają, że miłująca gramatykę i niesamowicie lękliwa kobieta nie zapewni im dobrego życia. Mieszkanie w chłodnym domu na skarpie to nie jedyne wyzwanie. W porcie zamieszka też hrabia Olaf, który wykorzysta wszelkich możliwych sposobów, aby dobrać się do Baudelaire’ów.
W trzecim tomie pojawią się zagadki do rozszyfrowania, wyzwania, którym trzeba będzie stawić czoło. Do tego nie zabraknie tematu lęków i pokonywania ich. Dzieci po raz kolejny okażą się zaradniejsze od dorosłych, którzy mają się nimi zaopiekować.
Czwarty tom pt. „Tartak tortur” zawiera historię zamieszkania dzieci w małej mieścinie w Tartaku Szczęsna Woń, w którym są wykorzystywane jako darmowa siła robocza. Podobnie jest z innymi robotnikami, którzy za dach nad głową pracują bardzo ciężko. Ich nowy opiekun jest człowiekiem, o którym niewiele wiadomo poza tym, że lubi cygara i potrafi robić dobry interes na wyzysku i manipulacji. Jednak to nie jest najgorsze w całej opowieści, bo poza fatalnymi warunkami młodzi bohaterzy po raz kolejny staną oko w oko z Hrabim Olafem. Tym razem będą musieli stawić czoło wpływowi hipnozy i wykorzystaniu nauki do złych celów.
Piąty tom pt. „Akademia antypatii” to opowieść o szkole, w której przemoc wobec uczniów postawiona jest na pierwszym miejscu. Nie ma tu rozwijania zainteresowań uczniów. Wręcz przeciwnie: nudne zajęcia, podział uczniów na dwie klasy i spełnianie kaprysów nauczycieli uosabiających całe zło, z którym mamy do czynienia w przypadku fatalnych nauczycieli. Każdy dorosły jest tu egocentrykiem pragnącym uwielbienia i bezwzględnego słuchania. Dyrektor jako niespełniony skrzypek wykorzystuje swoją posadę do torturowania dzieci codziennymi koncertami, nauczyciel opowiadający nudne historie dzieli się z uczniami szczegółami ze swojego życia i każde uczyć się ich na pamięć, nauczycielka kochająca mierzenie różnych przedmiotów każe dzieciom wszystko mierzyć i zapamiętywać wymiary, a nauczyciel wuefu znajdzie program aktywizacji sierot, którego najważniejszym punktem będzie kult codziennego (a raczej całonocnego) biegania. Pomyślicie, że to bardzo oderwane od życia? A uczyliście się kiedyś nudnych faktów przypisanych do dat bez wyjaśnienia, co kryje się pod tymi zdarzeniami? A może musieliście znać ilość wyprodukowanych przez dany kraj zasobów? A może mieliście wuefistę, przez którego do dziś nienawidzicie sportu?
W piątym tomie pojawiają się nowi bohaterzy. Są to trojaczki Bagienne, z których zostało tylko dwójka rodzeństwa. Zobaczymy w jaki sposób współpraca pomaga Baudelairom przetrwać.
W szóstym tomie pt. „Winda widmo” wprowadza nas w świat ciągłej pogoni za modą. To właśnie przez te zabiegi nasi bohaterzy trafiają do gigantycznego apartamentu państwa Szpetnych mieszkających przy Alei Ciemnej. Skupiona na bycie na topie pani domu chętnie adoptuje sieroty, bo są one w modzie. Dba też, aby modnym budynku, w którym mieszka było ciemno, bo jasność nie jest w modzie. Cokolwiek w życiu robi kieruje się tym, w jaki sposób będzie oceniana przez otoczenie. Jest to świetna karykatura podkreślająca jak bardzo stajemy się niewolnikami podążania za trendami. W tle oczywiście nie zabraknie hrabiego Olafa, który tym razem przebierze się za najmodniejszego licytatora aukcji, dzięki której Szpetni mają być jeszcze bardziej bogaci.
W tym tomie pojawia się problem nierówności społecznych i dążenia do podtrzymania jej. Zobaczymy bohaterów, którzy popisują się pieniędzmi i nie bardzo wiedzą jak je wydawać, bo wszystko mają i zaczynają tworzyć sztuczne potrzeby oraz nakręcać się modami. Ich stosunek do ludzi biednych i zatroskanie jest podsumowane tym, że nie mogą rozdawać pieniędzy, bo wtedy biedni przestaliby istnieć, a gdyby biedni przestali istnieć to oni nie byliby bogaci.
Muszę przyznać, że po "Serię niefortunnych zdarzeń" sięgnęłam przypadkowo i bez przekonania, bo tytuł zdecydowanie nie zachęca. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron odkryłam, że rewelacyjnie czyta się je na głos, a dla mnie to niesamowicie ważne. Do tego zwroty do czytelnika polecające odłożenie lektury zdecydowanie zaintrygowały córkę. Po pierwszym tomie wiedziałyśmy, że będziemy wyglądać kolejnych. Po drugim niecierpliwiłyśmy się, kiedy pojawią się kolejne i niesamowicie bardzo się cieszę, że tym razem miałam dwa tomy od razu, jednego dnia, bo naprawdę czyta się bardzo przyjemnie także na głos. Przez tekst się płynie.
„Gdy dzieci popadają w kłopoty, mówi się często, że dzieje się tak z powodu niskiej samooceny. ‘Niską samoocenę’ przypisuje się dzieciom, które niezbyt dobrze myślą o sobie. Uważają, na przykład, że są brzydkie albo nudne, albo że nic nie umieją dobrze robić – albo wszystko naraz – i bez względu na to, czy mają rację, czy nie mają, łatwo zrozumieć, że takie myślenie wpędza człowieka w kłopoty. Jednak w olbrzymiej większości wypadków popadanie w kłopoty nie ma nic wspólnego z niską samooceną. Ma znaczenie więcej wspólnego z konkretną przyczyną kłopotów – potworem, kierowcą autobusu, skórką od banana albo kąśliwą pszczołą – niż z tym, co człowiek myśli sam o sobie”.
Daniel Handler, piszący pod pseudonimem Lemony Snicket, wykreował rewelacyjną opowieść, którą fantastycznie przetłumaczyła Jolanta Kozak. „Seria niefortunnych zdarzeń" to opowieść o rodzeństwie, któremu ciągle przytrafia się coś złego. Spotykamy się z lękami bohaterów, które są pokazane tak jak je dzieci przeżywają. Każde wyzwanie urasta do rangi zagrożenia i wielkiej próby, której początkiem jest strata rodziców. Seria zabiera nas w świat dziecięcych emocji i pozwala zrozumieć, a młodych czytelników zachęca do opowiadania o własnym punkcie widzenia, doświadczeń, które często nie są lekkie i przyjemne, bo dzieci doznają wielu przykrych rzeczy: od mierzenia się z przemocą rówieśniczą, przez tę, z którą mają do czynienia w domu po serwowaną im w szkole. Wielkim plusem jest to, że bohaterzy "Serii niefortunnych zdarzeń" nie są bierni. Wioletka, Klaus i Słoneczko, dzięki swoim zainteresowaniom, otwartości i wykorzystywaniu wiedzy stawiają czoło przeciwnościom losu.
„Gdy człowiek jest nieszczęśliwy, często ma chęć unieszczęśliwić innych wokół siebie, chociaż to nigdy nie pomaga”.
Teoretycznie jest to książka dla młodych czytelników. Jednak sięgnąć może po nią każdy. Seria przyniesie wiele ciekawych spostrzeżeń, pouczających scen. Patrzymy na swoją codzienność w krzywym zwierciadle uwypuklającym wiele społecznych bolączek, podkreślających jakie aspekty naszego życia i otoczenia powinny być zmienione. Do tego napisana jest takim językiem, że przez tekst niemal się mknie.
„Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: „Nigdy nie jedz jabłek”. A z pierwszej wojny światowej wynika morał: „Nigdy nie dokonuj zamachu na arcyksięcia Ferdynanda””.
Duże litery, ciekawe i często zabawne spostrzeżenia zaskakują, urozmaicają akcję, nadają specyficznego tempa akcji i sprawiają, że książkę czyta się szybko, łatwo i z zainteresowaniem. Solidna oprawa i nieliczne szkice dopełniają całość. Bardzo zaskoczyło mnie zaangażowanie córki w tę historię. Jest nią zachwycona.
„Frustracja to ciekawy stan emocjonalny, bo ujawnia często najgorsze cechy osoby sfrustrowanej. Sfrustrowane niemowlę pluje jedzeniem i rozmazuje je po stole. Sfrustrowani obywatele ścinają głowy królom i królowym, po czym zaprowadzają demokrację”.
Zdecydowanie polecam.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz