Natasza Socha, Dwanaście
niedokończonych snów, Bielsko-Biała „Pascal” 2017
Święta to taki czas, w którym magia się dzieje czy
tego chcemy czy nie.
„Boże Narodzenie tak naprawdę ma bardzo ułatwione
zadanie. Trzeba je kochać, bo wkomponowało się w najbardziej ponury okres roku.
Krótkie dni, długie noce. Ciemność zabierająca jasność dnia, dominujące popiel
i szarość. Mokre poranki, chłodne popołudnia, zamarzające wieczory. Najpierw
preludium wygrywa listopad, potem grudzień przejmuje pałeczkę. I nagle pojawia
się Boże Narodzenie. Błyszczące, kolorowe, z powtarzającym się cyklem narodzin,
z wiarą, że ten ponury okres niedługo się skończy, że właściwie styczeń to już
przebiśniegi, a przebiśnieg zapowiada wiosnę.
Okołoświąteczna wiara w cuda”.
Czas przed świętami to okres pełen magii,
spełniających się życzeń, dziwnych wydarzeń, odmieniania swojego życia,
przewracania do góry nogami priorytetów, godzenia z własnymi słabościami,
wybaczania sobie błędów. Tego właśnie doświadczą kolejni bohaterowie świątecznej
książki Nataszy Sochy „Dwanaście niedokończonych snów”. Historia zaczyna się
bardzo spokojnie od wejścia w pudełkowy świat eterycznej Momo (Monika Morys),
jej matki porzuconej przez partnera i ciotki Rebeki wyrażającej swoje myśli
czasami zbyt dosadnie. Podobnie, jak we wcześniejszej świątecznej publikacji,
„Biuro przesyłek niedoręczonych”, spotykamy tu dorosłą bohaterkę poszukującą
swojego miejsca w życiu. W obu lekturach spotykamy niezwykłą, tajemniczą i
ulatniającą się Milę, która pomaga odmienić życie, zachęca do odwagi. Nic poza
tym obie te książki nie łączy. Nie trzeba znać jednej książki, by sięgnąć po
drugą.
W „Dwudziestu niedokończonych snach” mamy po raz
kolejny bohaterkę nieśmiałą, wycofaną, przemykającą się przez życie i
nieprzejmującą się rozwodem, który okazał się uwieńczeniem nudnego, pustego
emocjonalnie związku, do którego doskonale pasuje opis: „Są ludzie, którzy lubią
być zaskakiwani, większość jednak wybiera emocjonalny letarg. Zwłaszcza w
relacji z najbliższą osobą”.
Wchodzimy w świat samotnej, wycofanej emocjonalnie
kobiety, która przestała doświadczać emocji po odejściu ojca.
„Momo ma dwadzieścia osiem lat.
To za dużo, by śnić o rycerzu, i za mało, by z tego
zrezygnować”.
Za to odpowiednio dużo by być samodzielnym, mieć
nudne, poukładane życie, wprowadzić niezwykły minimalizm sprawiający, że dom
kojarzy się z hotelowym apartamentem, w którym dopiero ktoś na zamieszkać. Temu
zaskakującemu trwaniu w próżni z boku przygląda się Pati (matka), która
chciałaby wprowadzić jakieś zmiany w życie córki, ale w kontakcie ubranej na
czarno i mieszkającej w idealnie białym mieszkaniu czuje się bezradna.
„Nie można za kogoś zjeść obiadu, nie można za niego
przeczytać książki i ubrać czerwoną sukienkę. W ogóle nie można za kogoś zrobić
więcej, niż ktoś sam chce, a najmniej są z tym pogodzeni właśnie rodzice.
Zwłaszcza matki, które muszą być czasem również ojcami i kompletnie nie wiedzą
jak”.
Tworzone przez Momo niezwykłe rzeczy pełne chaosu są
przeciwieństwem jej życia, w którym każda minuta jest przewidywalna, każda
rzecz ma swoje miejsce, każde wydarzenie dokładnie zaplanowane i przewidywalne.
Taka też ma być Wigilia. Życie płata jej jednak figla i w jej codzienność wkradają się zadziwiające sny
inspirujące do tworzenia nowych rzeczy, wyjścia do piekarni na kawę. Tak
zaczyna się jej znajomość z Milą wcielającą się tym razem w rolę piekarki
gotowej o każdej porze dnia i nocy poczęstować gorącym napojem i rogalikiem.
Otwarcie się na świat doznań wywraca życie Momo do góry nogami i pozwala
rozwikłać zagadkę w odległej przeszłości.
„Dwanaście niedokończonych snów” Nataszy Sochy
przepełnione jest magią i przewidywalną fabułą, którą bohaterzy ubarwiają swoimi
osobowościami. Po raz kolejny do rąk czytelników trafia opowieść o marzeniach i
pragnieniach, które pewnego świątecznego dnia zostaną spełnione i nasze życie
nabierze kolorów, wedrą się w nie intensywne zapachy ziół, owoców, wypieków, a
wszystko to w towarzystwie najbliższych. Takie święta będą przypominały te z
czasów dzieciństwa, kiedy to dostawaliśmy wymarzoną zabawkę i nie będzie to
wyśmiana przez ciotkę Rebekę Barbie, a dom pachniał goździkami, cynamonem,
miodem, żywą choinką i pomarańczami, które właśnie w tym okresie trafiały do
sklepów i tylko wtedy można było rozkoszować się ich smakiem.
Natasza Socha z wielką wprawą kreśli portrety
poszczególnych postaci. Każdy jest tu niezwykły, niepowtarzalny, ma swoją gamę
zalet i wad, na które trzeba przymknąć oko, by odkryć wartość tych, którzy
tworzą z nami niezwykły organizm jakim jest społeczeństwo. Pisarka dzieli się
ze swoimi czytelnikami poglądem, że nic, co robimy nie pozostaje bez wpływu na
świat. Każdy najmniejszy gest ma znaczenie, dlatego musimy unikać zła i
wzajemnie sobie pomagać oraz próbować zrozumieć decyzje innych, akceptować je i
wychodzić naprzeciw bliskich z otwartym sercem, które pomoże nam znaleźć
przepis na szczęście.
„Poza tym nie ma jednego hygge. Każdy ma własne algorytmy szczęścia i to, co dla jednego
jest metafizyczne, innego zabija ckliwością”.
„Podobno nie popełniamy w swoim życiu błędów, a każda
decyzja, nawet ta, która po jakimś czasie okazuje się nietrafiona, tak naprawdę
jest tylko kolejnym elementem składającym się na nasze doświadczenie. Każdy
wybór czemuś służy, podobnie jak każdy brak wyboru”.
„Każdy wybór czemuś służy, podobnie jak każdy brak
wyboru”.
„Śnimy, żeby zobaczyć różne warianty własnego życia”.
„Wydawać by się mogło, że dojrzałość docenia czas, a
czas doceniony w nagrodę zwalnia, ale to nieprawda. Im głębiej w życie, tym
szybszy bieg, nawet jeśli człowiek już nie nadąża”.
„Zakochanie to
nie decyzja. Brak w nim logicznego wyjaśnienia, brak racjonalizmu”.
„Podróżowanie jest wyzwaniem. Zmusza człowieka do
zaufania obcym ludziom, obcym sprzętom, obcym miejscom do mieszkania. Nic nie
jest takie, jak sobie wyobrażamy, a wewnętrzna równowaga zostaje gwałtownie
zachwiana. Zarazem mówi się, że podróżowanie jest magiczne i że wraca się z
niego kompletnie odmienionym”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz