Dariusz Muszer, Baśnie
norweskie, przedmowa Dariusz Muszer, Szczecin, Bezrzecze „Forma” i „Fundacja
Literatury imienia Henryka Berezy” 2018
„Był sobie pewien król, który (…)”, „Gdy Pan Jezus i
święty Piotr chodzili jeszcze po ziemi, przybyli pewnego dnia do (…)”, „Żył
sobie ongiś pewien biedny człowiek, który (…)”, „Był sobie pewien chłop, który
(…)”, „Żyła sobie kiedyś pewna stara kobieta, która (…)”, „Daleko, daleko stąd
(…)” – takimi słowami Dariusz Muszer wprowadza nas w świat baśni norweskich. Pierwsze,
co nas zaskakuje to objętość książki. Ponad czterysta stron kryje w sobie dziewięćdziesiąt
baśni o różnej długości: jedne zajmują niecałe pół strony, inne kilka, jedne są
jednowątkowe, a inne przypominają streszczenia wielowątkowych, rozbudowanych
powieści fantastycznych. Tematyka także jest bardzo różnorodna: jedne
przypominają bajki z motywami zwierzęcymi pokazującymi przebiegłość niektórych
zwierząt, inne objaśniają świat, wygląd zwierząt, tłumaczą zjawiska przyrodnicze,
a jeszcze inne pozwalają nam wejść w relacje międzyludzkie, przyjrzeć się
zawiści, uprzedzeniom, dyskryminacji (od wiekowej przez majątkową po płciową) i
niesprawiedliwości. Nie zabraknie w nich również nawiązania do apokryfów. Motyw
Jezusa, świętego Piotra czy Marii ubrany jest w baśniową otoczkę, w której
czary i cuda są sobie równe. Wydźwięk wszystkich jest jeden: spryt,
pracowitość, umiejętność myślenia, upór, bezwzględność i dobre serce,
bezwzględne posłuszeństwo oraz pobożność pomagają osiągnąć cel. Natomiast próba
przeciwdziałania przeznaczeniu, plotkarstwo, zawiść, uprzedzenia, przechwalanie
się, pomówienia, podporządkowanie regułom (innym razem łamanie ich) nie może
skończyć się dobrze. W będących wynikiem wielopokoleniowej pracy anonimowych twórców
utworach znajdziemy motywy znane nam z baśni braci Grimm i Charles'a
Perraulta. Odkryjemy w nich bardzo dobrze znany nam z „Pani Zamieci” motyw „sióstr”:
faworyzowanej córki macochy i poniewieranej córki ojca, który z różnych powodów
nie jest w stanie stanąć w obronie własnego dziecka. Przetwarzany na wiele sposobów:
od znanego nam motywu wpadnięcia do studni i służby zakończonej nagrodą w
przypadku pracowitej dziewczyny i kary dla leniwej. Tyle, że w norweskich baśniach
zamiast wróżki częściej pojawiają się trollice czujące obowiązek zapłaty, ale
niechętne do jej dokonania, dlatego stosujące różne chwyty mające nagrodzonego bohatera
pozbawić nagrody, a później starać się go okraść. Tak jak u Grimmów i Charles'a
Perraulta dobrym i pracowitym ludziom sprzyja przyroda, pomagają siły nadprzyrodzone
oraz postacie biblijne. Często pojawia się również motyw trzech braci.
Najmłodszy jako najmniej doświadczony i najsłabszy traktowany jest tu z
pogardą. Szybko okazuje się, że sama siła to mało. Do osiągnięcia celu często
potrzebny jest spryt i pomoc magicznych zwierząt, zaklętych w nie przez trolli
ludzi. Pracowici ludzie bywają też wynagradzani przez siły przyrody. I tak
opowieść o wietrze Północnym pozwala wejść w motywy samo nakrywającego się
stolika (tu obrusa), kijów samobijów, złotodajnych osłów. Będą też złote kaczki,
magiczne lipy. W książce nie zabraknie też motywów spółek niedźwiedzia z lisem.
Znane nam z bajek przygody tu podano w formie nieco dłuższej, napisanej prozą. Nie
może też zabraknąć diabła: pokonanego przez spryt ludzi, którzy zawierzyli mu
swoją duszę.
To, co może zaskoczyć polskiego czytelnika to
odmienny układ sił społecznych, mniejszy rozłam między władcami, ich służbą i
chłopstwem, dlatego przejście z jednej klasy do drugiej nie jest takie
zaskakujące. Władcy nie mają tu majestatycznych zamków tylko bardziej coś w
rodzaju dużych zagród, o które trzeba dbać. Kolejne zaskoczenie przychodzi,
kiedy uzmysławiamy sobie, że biedni bohaterzy nie zachowują się uniżenia wobec
bogatych. Chociaż pogardę dla biedniejszych u tych drugich można spotkać. Zwykle
wówczas majętny bohater uzmysławia sobie, że popełnił błąd. Bardziej też
ceniona jest tu pracowitość niż pozycja społeczna. Zaradny chłop ma większe
szanse na zdobycie ręki księżniczki niż leniwy książę. To troszkę przypomina idealne
społeczeństwa kreślone przez José
Ortegę y Gasseta marzącego o społeczeństwie, w którym przynależność do elity
nie jest dziedziczona tylko trzeba sobie ją wypracować. Praca w baśniach
norweskich jednak nie wygląda tak jak my byśmy sobie to wyobrażali. Co prawda
jest trud, ale jest to trud innego rodzaju: bardziej intelektualny niż
fizyczny. Awansujący bohaterzy zwykle udają się na długie wyprawy, okradają i
zabijają trolle przypominające wielogłowe monstra lub smoki albo znanych nam olbrzymich,
żarłocznych wielkoludów i wilkołaków podkarmiających ludzi, aby móc ich zjeść. Motyw
znany z „Jasia i Małgosi” tu dostaje kostium młodzieńca pragnącego uchronić się
przed karą dla ofiary pomówień. Młody mężczyzna woli udowodnić królowi, że
potrafi to, o czym mówią jego wrogowie niż tłumaczyć się i stracić życie. Zamknięty
w trollowej komórce i bardzo dobrze karmiony podsuwa swoim nadzorcom gwóźdź,
patyk, aby uniknąć szybkiego zjedzenia, a następnie podstępnie zabija trollicę
i daje jej ojcu (zamiast siebie) do zjedzenia. Zło zostaje tu surowo ukarane, a
dobry chłopak zyskuje duże bogactwo pozwalające mu na poślubienie księżniczki i
tym samym awans społeczny.
„Baśnie norweskie” zachwycają, pozwalają nam
przenieść się do świata baśni, motywów przetwarzanych w książkach norweskich
pisarzy, poznać odmienne zależności społeczne, nieco inne wykorzystanie znanych
motywów. Ponad to Dariusz Muszer w przedmowie uświadamia czytelników, że baśnie
– wbrew naszym przekonaniom – to nie utwory dla dzieci tylko dla dorosłych: tworzone
przez nich i dla nich. Wyłaniająca się z opowieści brutalność bliska jest tej
znanej z oryginalnych baśni braci Grimm i Charles'a Perraulta.
Mają też podobne początki istnienia w formie piśmiennej: zebrane i spisane przez
duet badaczy w XIX wieku, dzięki którym nie tylko poznaliśmy te opowieści, ale
i mogliśmy wejść w okoliczności ich powstania. Nurt narodowo-romantyczny skłonił
wówczas pisarzy i badaczy do poszukiwań w ludowych motywach, sięgania do
twórczości średniowiecznej przetwarzanej przez kolejne pokolenia. Zawarte w „Baśniach
norweskich” utwory to wynik prekursorskiej pracy Petera Christena Asbjørsena i Jørge’a Moe’a.
Przetłumaczone przez Dariusza Muszera baśnie językowo nawiązują do znanej nam
baśniowej stylistyki, ale pozwalają poznać świat nieco innych wartości i
zależności. Autor przybliża nam również początki języka norweskiego będącego zaskakującym
zlepkiem kilku. Z przedmowy dowiemy się również, w jaki sposób baśnie
zawędrowały do miejskich domostw. Czytając kolejne utwory uświadomimy sobie, że
pojawiają się w nich elementy znane z książek wybitnych pisarzy wychowanych w
kulturze nordyckiej.
„Baśnie norweskie” to prawdziwa uczta dla każdego,
kto lubi wchodzić w świat odmiennej kultury, poznawać inne spojrzenie i skróty
językowe. Na pewno będzie to książka przydatna również dla ludzi uczących się
norweskiego. Baśnie pomogą w zrozumieniu wielu frazeologizmów, skojarzeń
językowych. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz