My – medialni rodzice dzieci niepełnosprawnych –
często dostajemy różnego typu wiadomości. Miłe jakoś tak obok nas przemijają, a
te niemiłe pozostawiają bruzdy w pamięci. Przez prawie pięć lat aktywności
medialnej nauczyłam się ważnej rzeczy: te chamskie po prostu trzeba dodawać do
spamu i ich nie czytać, a te dobre pamiętać i o nich mówić/ pisać, bo one
pomagają nie tylko nam, ale i innym rodzicom zmagającym się z codziennością
pełną przeszkód, ale też bogatą w dziecięcy uśmiech. I właśnie na to poczucie szczęścia
staramy się kłaść nacisk. I właśnie z tego powodu podzielę się tu z Wami czymś,
co mnie dziś dobrego oraz budującego spotkało.
Dostałam bardzo miłego i niesamowicie osobistego
maila ze Stanów Zjednoczonych. Nadawczyni to nauczycielka w szkole specjalnej.
Jej przygoda z pracą z dziećmi niepełnosprawnymi zaczęła się 15 lat temu w
Polsce. Ona, osoba po studiach i różnych kursach, studiach dyplomowych
zarabiała mniej niż pracownik jakiegokolwiek spożywczaka. Do tego w jej
regionie panował mobbing stosowany przez miejscową władzę: nie popierałaś to
miałaś pod górkę. Z tym jakoś dawała sobie radę. Nie dawała sobie rady z traktowaniem dzieci niepełnosprawnych i
rodziców jako problemu, którego trzeba się ze szkoły pozbyć stosując wszelkie
chwyty, aby rodzice z braku sił przenieśli swoją pociechę do szkoły specjalnej
chociaż dzieci często miały wielkie zdolności, uczyły się dobrze, miały
osiągnięcia. Chciała pracować w zawodzie, ale nie w takich warunkach. To
skłoniło ją do wyjazdu do Anglii, a stamtąd (już z brytyjskim obywatelstwem) do
USA, gdzie zaczęła pracę w szkole. I tu zaczyna się piękna opowieść: szkoła
jest specjalna, ale kładzie nacisk na rozwijanie talentów dzieci, a nie
przetrzymywanie ich i wypychanie po skończeniu odpowiedniego wieku. Uczniowie
mogą kształcić swoje zdolności plastyczne i techniczne: od układanie bukietów
kwiatów (bez problemu później dostają pracę w kwiaciarniach), po ozdabianie
ciast (cukiernie stoją przed nimi otworem), malowanie obrazów i wiele, wiele
innych umiejętności, które są w stanie nabyć dzieci z ZD, ASD (autyzmem) czy
upośledzeniem umysłowym. A teraz coś, czego większość ludzi nie jest w stanie
pojąć: bardzo duża ilość tych dzieci oraz dorosłych uczniów jest analfabetami,
ponieważ nie są w stanie opanować umiejętności pisania przy jednoczesnej
znajomości alfabetu. I wcale im to nie przeszkadza w realizowaniu się,
znalezieniu pracy, budowaniu wiary w to, że mogą żyć na normalnym poziomie bez
konieczności egzystowania na zasiłku. Kolejna ważna rzecz: rodzice ucznia mogą
zapisać do tej szkoły uczeń każdym wieku. Współpracują z takimi firmami jak
Helping Hands Florist pozwalającymi niepełnosprawnym budować wiarę w siebie i
swoje możliwości, rozwijać umiejętności społeczne, ułatwiają wychodzenie do
ludzi, wtapianie się w społeczeństwo.
Piękna, długa opowieść, która pozwoliła mi spojrzeć
na moje działania z innej perspektywy, podbudować wiarę w to, że to, co robimy
ma sens, rozwiać nadmiar wątpliwości.
W naszym świecie segregacji brakuje właśnie takich
ludzi, którzy są w stanie powiedzieć o tym, co im się nie podoba, opowiedzieć o
tym, co ich zachwyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz