Świat
jest magazynem pełnym materiału do zabawy, las sprzyja aktywności a
praca z farbami przynosi mnóstwo radości. Okazuje się, że nawet tak
zamknięta w swoim świecie mała istota, jaką jest dziewczynka z autyzmem,
może czerpać z tych przyjemności garściami.
To właśnie ta mała osóbka o wdzięcznym imieniu Ola jest dzisiaj bohaterką naszego wywiadu. Jej mama, Anna Sikorska, opowie wam o talencie swojej córki, który jest świadectwem na to, że sztuka niejedno ma imię, a także o sobie, o swojej pasji do czytania, którą skutecznie zaraziła dziecko.
To właśnie ta mała osóbka o wdzięcznym imieniu Ola jest dzisiaj bohaterką naszego wywiadu. Jej mama, Anna Sikorska, opowie wam o talencie swojej córki, który jest świadectwem na to, że sztuka niejedno ma imię, a także o sobie, o swojej pasji do czytania, którą skutecznie zaraziła dziecko.
Klaudia Maksa: Witaj. Dziękuję,
że znalazłaś chwilkę – a jesteś bardzo zajętą osobą – na rozmowę ze mną.
Nie mogę bowiem nie wspomnieć, a propos, że oprócz tego, iż całymi
dniami pracujesz ze swoją autystyczną córeczką
stymulując ją, ucząc i rozwijając twórczo, znajdujesz siłę na to, żeby
rozwijać również siebie. Zanim więc porozmawiamy o Oli, opowiedz nam o
swojej książce, o swojej pasji czytania, o blogu, o planach…
Anna Sikorska:
Planów i marzeń mam zawsze dużo więcej niż jestem w stanie zrealizować,
ponieważ należę do ludzi, którzy ciągle mają wrażenie, że pracują za
mało. Zwłaszcza, że mogę porównać się z kolegami i koleżankami z
uczelni, którzy przynajmniej raz w miesiącu są na konferencji, piszą
sporo naukowych artykułów, jeżdżą na wymiany naukowe do innych krajów,
zdobywają kolejne stopnie awansu zawodowego i granty, wydają książki, a
ja siedzę w domu. Taka troszkę uziemiona, zawieszona, w nieco innym
świecie, z nieco innymi wyzwaniami i poczuciem, że moje chęci rozbijają
się o szklaną ścianę niepełnosprawności dziecka, do którego dotarcie
czasami jest wielkim wyzwaniem. Obracając się w środowisku ludzi bardzo
aktywnych nie pozostaje nic innego jak próba jakiejkolwiek aktywności,
na którą starcza sił i czasu. Efektem tego robienia czegokolwiek jest
pisanie bloga, próba przybliżenia ludziom tego, co dla mnie i wielu
rodziców dzieci z autyzmem jest bardzo ważne: pokazywanie życia z
dzieckiem niepełnosprawnym, ale bez rysowania wszystkiego w ciemnych
barwach tylko pokazaniem, że jest sporo miejsca na radość, poszukiwanie
oraz rozwijanie własnych i dziecka talentów, próbowanie nowych rzeczy,
stawianie sobie wyzwań, aby nadawać życiu cel. To, pozwala na
nieużalanie się nad sobą, niemyślenie „dlaczego ja”, tylko zmusza do
aktywności. Czytanie książek, pisanie o nich, próba spisania codziennych
opowieści o przygodach psa oraz zarażanie dziecka własną pasją to dla
mnie przede wszystkim terapia. A czy tego dużo? Mnie trudno w taki
sposób patrzeć na swoją działalność. Mam nadzieję, że to kiedyś pojawi
się w formie książki „Świat okiem Tutusia” i serii „Filozofia dla
najmłodszych” oraz kolejnych monografii naukowych o filmach Pedra
Almodóvara.
Klaudia Maksa: Tak sobie myślę,
że twoja córka odziedziczyła po mamie twórczą osobowość. Ola ma autyzm,
nie mówi, w jaki więc sposób zorientowałaś się, że ma talent, bo
niewątpliwie go ma?
Anna Sikorska: Nasza
przygoda z farbkami zaczęła się, kiedy Ola miała ponad rok. Bardzo
szybko wszystkim się nudziła, wyłączała, odpływała do swojego świata.
Jej funkcjonowanie było łapaniem chwil aktywności. Trzeba było zdobywać
dużą ilość książek i zabawek, aby zwrócić jej uwagę. Pomagało też
dostarczanie różnych bodźców: zabawy w ryżu, ziarnistej kawie,
kasztanach, mące ziemniaczanej, kolorowych piłeczkach, ale ile można
interesować się takimi materiałami? Bywają granice wytrzymałości i dla
dziecka i dla rodziców. To sprawiło, że pewnego dnia włożyłam córkę w
samej pieluszce do szerokiego, ale niskiego pudła i dałam jej na
plastikowej podkładce różne kolory nietoksycznej farby i duży (taki
zwyczajny, którym maluje się coś w domu) pędzel do malowania. Początkowo
niepewnie maczała paluszki, odciskała ślady na pudełku, a później było
już intensywne malowanie. Zdarzały się dni, że jedno opakowanie farbek
nie starczało na godzinę jej pracy, ale to miało duży plus: ja mogłam
troszeczkę odsapnąć, a Ola nie zwieszała się i nie odpływała tylko była
aktywna i eksperymentowała mieszając farby, nakładając na pudła i
obserwując, w jaki sposób zmieniają się kolory i jednocześnie gaworzyła w
sobie tylko zrozumiałym języku.
Klaudia Maksa: Przeglądając twój
fanpage na facebooku i oglądając fotorelacje z zajęć, jakie wymyślasz
Oli, aby dostarczać jej bodźców do stymulacji, nieraz byłam zachwycona
twoją pomysłowością. Skąd czerpiesz aż tyle pomysłów, bo mam wrażenie,
że jest ich milion…?
Anna Sikorska: Jestem
dzieckiem wsi. Wychowałam się w małym, trzytysięcznym, rolniczym
miasteczku, w czasach, kiedy półki świeciły pustkami, a gdy już się
zapełniły likwidowano wiele miejsc pracy i dzieci musiały po prostu same
sobie wymyślać zabawy oraz zabawki. Była zabawa w zbożu, bieganie po
polach kukurydzy, robienie lalek z kolb, ziemniaków, słomy, kwiatów,
liści, wyprawy do lasu, tworzenie z szyszek zwierzątek, z nudów
tresowanie kur i kaczek, pielęgnacja krów i świń, budowanie szałasów,
robienie z błota pączków, które następnie zmieniały się w świetną
amunicję do trafiania do celu, którym mogła być tyczka po pomidorach.
Było łuskanie grochu, robienie ze strączków straszydeł. Myślę, że po
prostu takie podejście do świata jako magazynu pełnego materiałów do
zabawy pozostało mi z tamtych czasów. Zmieniło się tylko to, że obecnie
mamy dużo większe możliwości, ponieważ więcej rzeczy można nie tylko
kupić, ale też więcej się wyrzuca i one doskonale nadają się do
przetworzenia z dzieckiem i rozwijania twórczego spojrzenia na
otoczenie.
Klaudia Maksa: Wracając do talentu córki. Ola ma jakąś ulubioną technikę malarską?
Anna Sikorska: Ola
maluje palcami, szyszkami, żołędziami, petshopami (takie zabawki –
zwierzątka). Czasami wylewa farbę i delikatnie ją muska, a innym razem
intensywnie wygniata godzinami, nakłada kolejne warstwy. Jej dzieła
bywają wynikiem kilku minut pracy, a czasami kilku tygodni lub miesięcy.
Wszystkie jej czynności wyglądają tak jakby doskonale wiedziała, co i
kiedy chce zrobić, jakby była w stanie przewidzieć jak zachowa się
farba, w jaki sposób zmieszać podstawowe kolory, by mieć coś więcej poza
białym, żółtym, czerwonym i niebieskim. Praca z farbami sprawia, że się
wycisza, śpiewa po swojemu (nadal nie mówi) i cieszy się, ale też bywa
tak, że nadmiar tej radości męczy, co kończy się krzykiem i mimo tego
pozostawiamy jej decyzję, kiedy chce skończyć swoją pracę, ponieważ sami
należymy do ludzi, którzy bardzo nie lubią, kiedy im ktoś przerywa
pracę.
Klaudia Maksa: Twoje zdolne dziecko ma już na koncie pierwsze wystawy? Pochwalisz się?
Anna Sikorska:
Pierwszym miejscem, w którym pokazaliśmy Oli prace, była regionalna
miejska biblioteka w Górze. Odzew był bardzo duży, dlatego
postanowiliśmy pokazać jej twórczość w innych miejscach. Na razie są to
kameralne biblioteki skupiające wokół siebie ludzi zainteresowanych
kulturą i odmiennością. Mamy na swoim koncie Wrocław, Smolice, moje
rodzinne Sulmierzyce, Biadki, Kobylin i niedługo będzie też Krotoszyn.
Dzięki pomocy znajomych oraz życzliwości nieznajomych udało nam się
również zorganizować wystawę w młodzieżowym domu kultury w Lubinie. A w
planach są kolejne…
Klaudia Maksa: Czy tylko podczas malowania Ola się wycisza? Co jej jeszcze sprawia przyjemność?
Anna Sikorska: Sposobów
na wyciszenie Oli jest kilka. Jednym z najważniejszych jest spacer
zabierający nam najwięcej godzin i energii każdego dnia. Nie są to
wędrówki godzinne tylko kilkugodzinne, takie, z których nawet pies wraca
zmęczony. Po nim zwykle – w ramach odpoczynku – czytamy, a później Ola
ma czas na malowanie. Aktywizacja i odprężanie mojej córki zaczynała się
właśnie od spacerów do lasu. Dopiero później odkryłam, że także dzięki
farbkom mogę uzyskać podobne efekty. W czasach, kiedy Ola ze względu na
nadmiar bodźców w mieście jeździła wózkiem (a było to jeszcze rok temu),
śmialiśmy się z mężem z tego, że w mieście Ola była nieaktywna, a kiedy
wchodziliśmy do lasu od razu się uaktywniała i mogła biec, interesować
się otoczeniem.Czasami potrafiła siedzieć na kępie mchu i dokładnie
oglądać każdy element, a innym razem biegła przez zarośla. Były to
prawdziwe wyścigi. Trzeba było za nią nadążyć i być skupionym, aby jej
nie zgubić, ponieważ nie reagowała na wołanie po imieniu. Kiedy
wychodziliśmy z lasu następowało magiczne „wyłączenie”: Ola nie była w
stanie siły zrobić ani kroku.Trzeba było ją zawieźć do domu. W mieście
była dzieckiem niechodzącym, krzyczącym z powodu nadmiaru dźwięków,
zapachów, ludzi. Las działał na nią jak włącznik: sprawiał, że była w
stanie funkcjonować. I tak samo było z farbami. Kiedy zaczynała odpływać
do swojego świata wystarczyło powiedzieć „Ola, malujemy” i zaczynała
być aktywna, skupiona, śpiewająca i radosna.
Klaudia Maksa: Człowiek, kiedy
oddaje się pasji, zatraca się w niej. Odreagowuje stres, nie myśli o
problemach, nie czuje dyskomfortu z powodu deficytów, czy niewygody. Czy
tak samo czuje dziecko z autyzmem?
Anna Sikorska: Szczerze
mówiąc, nie wiem. Mogę tylko opowiedzieć jak wyglądało Oli
zaangażowanie. Z tworzeniem przechodziliśmy różne fazy. Było poranne
budzenie i szukanie farbek, siadanie na podłodze i zamalowywanie
otoczenia i siebie, przelewanie, mieszanie z ryżem i kaszką, makiem i
piaskiem. Praktycznie wszystko, co było sypkie, dla Oli nadawało się do
mieszania, a później nakładania na ciało. Najdziwniejsza w tym wszystkim
była jej równoczesna nadwrażliwość na bodźce: wystarczyło, że ktoś obcy
w sklepie otarł się o wózek, a już płakała z bólu. Jej nadwrażliwość na
materiały oraz dotyk była tak duża, że nie można było jej kupić niczego
nowego do ubrania, ponieważ wszystko drapało. Do tego nikt nie mógł jej
dotknąć, ponieważ to też bolało i wywoływało krzyk.
Klaudia Maksa: Często piszesz o sobie, swoich relacjach z córką. A jak wyglądały zabawy z tatą?
Anna Sikorska: Zabaw z
tatą na początku nie było, ponieważ Ola w moim towarzystwie nie dawała
się nikomu dotknąć, a beze mnie nie była w stanie funkcjonować. Ja byłam
zmęczona, a mąż czuł się odrzucony przez własne dziecko, którego
miłości, uwagi i zabaw pragnął. W ramach odpoczynku wyprawiałam ich do
lasu. Spacery z tatą były wtedy jednym wielkim płaczem, który kończył
się tam, gdzie zaczynał las – nasze wybawienie od wszelkich problemów,
miejsce spacerów dziennych i nocnych, miejsce do biegania i wspinania.
Nietypowe ukształtowanie terenu będące pozostałością po morenie czołowej
lodowca stało się naszym najlepszym źródłem terapii i inspiracji dla
Oli wrzucającej pod wózek najróżniejsze skarby: od liści, gałązek,
szyszek po kasztany i żołędzie. Z wózkiem rozstaliśmy się niedawno,
kiedy Ola miała już ponad sześć lat. On pozwalał nam na uaktywnianie
jej, zabieranie na długie spacery w nowe miejsca, całodniowe wędrówki po
lesie, który pozwolił na nawiązanie kontaktu z tatą.
Klaudia Maksa: Wiem też, że Ola czyta… Ach te geny… Ale poważnie, opowiedz o książkoterapii.
Anna Sikorska:
Książkoterapia to temat na opasłą książkę. Obecnie rynek wydawniczy
oferuje tak wiele różnorodnych publikacji dla dzieci, że są one świetnym
materiałem nie tylko do pracy z neurotypowymi dziećmi, ale też przede
wszystkim do zabawy z młodymi odkrywcami mającymi różnorodne deficyty.
Każda publikacja umożliwia inny rodzaj terapii, pozwala poszerzyć
wiedzę, rozwijać skupienie, spostrzegawczość, motorykę małą,
koordynację, kształtować umiejętność decydowania o tym, co bohaterzy
opowieści mają robić dalej. Najciekawsze jest jednak to, że pisarze i
ilustratorzy często nie zdają sobie sprawy z mocy swoich książek i kiedy
w opinii o ich publikacji opisuję przykładowe zabawy z wykorzystaniem
efektu ich pracy są zaskoczeni.
Klaudia Maksa: Na pewny etapie waszego życia pojawił się pies: kolejny uczestnik aktywnego malowania, ale i nie tylko…
Anna Sikorska: To
prawda. Pies jest przede wszystkim terapeutą, towarzyszem spacerów. Nim
jednak pojawił się w naszym domu odbyłam z mężem wiele rozmów: on
chciał, aby Ola miała swojego czworonoga, ja podawałam długą listę
argumentów, dlaczego zwierzak będzie dla nas wielkim problemem i
kolejnym obowiązkiem związanym z koniecznością dbania o jego higienę,
wyprowadzaniem go, nauką odpowiedniego zachowania, wydatków na karmę,
weterynarza i wiele innych. Za każdym razem, kiedy mąż zaczynał rozmowę o
psie miałam bardzo długa listę kontrargumentów, na których czele
znajdowało się to, że ze względu na niechlujnych właścicieli kojarzyły
mi się z praniem rzeczy wybrudzonych ich odchodami… Mogę nawet
zażartować, że myśl o psie powodowała u mnie ból głowy. A wszystko do
pewnego dnia, kiedy Ola zobaczyła psa na szczycie schodów prowadzących
do bloku. On patrzył jej w oczy, Ola jemu i tak wpatrzeni w siebie
zastygli. Okazało się, że szczeniak szuka nowego domu i nawet nie
zastanawiałam się chwili i zadzwoniłam do męża, że mamy psa. Od początku
był bardzo łagodny i uczestniczył we wszystkich naszych aktywnościach:
od odprowadzania do przedszkola, przez spacery po lesie, zakupy po
malowanie. On siedział grzecznie i spokojnie, a Ola nakładała sobie i
jemu kolejne warstwy nietoksycznych farb. Później wspólna kąpiel,
leżenie pod kocem i czytanie książek. Dziś pies już w malowaniu nie
uczestniczy, ponieważ Ola przestała korzystać ze zwykłych farb
plakatowych. Akryle po zaschnięciu sklejają włosy i to stało się
przeszkodą do tego typu wspólnej aktywności.
Klaudia Maksa: Pies stał się też bohaterem twoich opowieści. Jak to się stało?
Anna Sikorska: Chciałam
dzieciom i ich rodzicom w bardzo przystępnej formie pokazać uroki życia
z autyzmem. Uznałam, że tego, co opowiadam Oli o jej codzienności z
psem z perspektywy zwierzaka będzie najłatwiejszym sposobem na
przekazanie swoich doświadczeń związanych z autyzmem. Tych opowieści
nazbierało się dużo i chciałabym wydać je w formie książkowej, która
trafi do marketów i będzie niedroga, łatwo dostępna i pomoże na
oswajanie ludzi z niepełnosprawnością. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze
wiele musi być poprawione w tych przygodach. Muszę też znaleźć wydawcę,
który będzie zainteresowany wydaniem spojrzenia psa na życie wokół
autyzmu.
Klaudia Maksa: Mimo, że twoje
dni wypełnione są od rana do wieczora tysiącem czynności, kiedy Ola
idzie spać, sama tworzysz. Na początku wspomniałaś o swojej książce, ale
to nie koniec. Masz dalsze plany. Nie tylko ambitne, ale i bardzo
oryginalne…
Anna Sikorska: To nie
do końca tak wygląda, że kiedy Ola zasypia ja zaczynam tworzyć. Bardziej
wygląda to tak, że ja Oli w ciągu dnia opowiadam o swoich
zainteresowaniach, próbuję zainteresować filozofią i historią, a kiedy
ona zasypia, ja próbuję to wszystko, co mówiłam, spisać i coraz częściej
myślę, że dobrym sposobem byłoby nagrywanie wszystkiego na dyktafonie,
ponieważ niektóre pomysły ulatniają się, innym razem nie ma czasu, inne
zajęcia wypierają to, co się wcześniej zrobiło.
Klaudia Maksa: Myślę, że twoje
pomysły śmiało mogą inspirować nie tylko rodziców dzieci autystycznych,
ale również terapeutów. Cieszę się, że możemy się przyczynić i na
naszych łamach dać światu poznać Olę i opublikować cykl opowiadań o niej
i o psie Tutusiu. Zapraszamy. A ja dziękuję za rozmowę.
Anna Sikorska:
Dziękuję. Wszystkich zapraszam do czytania i dzielenia się na fp
„Aleksandra Anna Sikorska”, „Górowianka” i „Świat okiem Tutusia”
własnymi spostrzeżeniami, doświadczeniami, wątpliwościami dotyczącymi
tego, co napisałam lub niepełnosprawności.
materiał chroniony prawami autorskimi
zdjęcia dziecka pochodzą z prywatnego zbioru Anny Sikorskiej
zdjęcia obrazów pochodzą ze strony: https://www.facebook.com/AleksandraAnnaSikorska/
Redakcja oświadcza, że powyższy materiał ma charakter charytatywny i nie wiąże się z żadnymi kosztami pieniężnymi.
Klaudia
Maksa. Z zawodu pedagog logopeda. Pracuje z dziećmi z MPD. Posiada
wiele dyplomów i certyfikatów, które leżą sobie na dnie szuflady
kompletnie niepotrzebne. Jednak każdy z nich wiąże się z jakimś ważnym
okresem życia i niesie oprócz umiejętności, czy jak to się teraz nazywa –
kompetencji, wiele wspomnień i doświadczeń. Codziennie przygląda się
ludziom i światu jednym okiem w przenośni i dosłownie. Magazyn Życie i
pasje, który stworzyła w akcie desperacji, żeby mieć bodziec do
rehabilitacji, okazał się dobry pomysłem nie tylko dla niej, ale dla
innych także, o czym świadczy coraz liczniejsze grono czytelników.źródło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz