Maciej Kur, Sylwia
Sylwester jest niecałopełnista, il. Ewa Kossowska, Kielce „Beelive” 2018
„Nikt nie był pewny, skąd cudodziejki się
wzięły i ile ich dokładnie było. Zamieszkiwały ogromny dworek na środku pewnej
łąki i póki co, nie planowały zmienić miejsca pobytu. Z wyglądu przypominały
najzwyklejsze dziewczyny – no, nie licząc spiczastych uszów i nieco większych,
ale bardzo pięknych oczu”.
Gdzieś obok nas żyją cududziejki, czyli osoby
potrafiące robić cuda: albo wyczarowywać rzeczy z czegoś albo z niczego. Ich
moce biorą się z gry na instrumentach. Każda z nich jest inna, posiada odmienne
zalety. I wady. Jednak, kiedy się z kimś przyjaźnimy te ostatnie nie są aż tak
istotne. Dla przyjaźni potrafimy znieść wiele, np. śmiech przyjaciółki czy
przyjaciela, kiedy my pogrążamy się w smutku. Może i chcielibyśmy to naprawić,
ale nie dlatego, że nam to przeszkadza tylko z myślą o przyjacielu. Gotowi
jesteśmy też zaakceptować bziki na punkcie zwierząt. Mało tego: przyjaźnienie się
sprawia, że my zdecydowanie chętniej dostrzegamy cechy pozytywne niż negatywne,
bo chcemy mieć, za co lubić i podziwiać drugą osobę.
O takich przyjaciółkach jest opowieść Macieja
Kura „Sylwia Sylwester jest niecałopełnista”. Każda z cudodziejek ma odmienne
cechy, niezwykłe imiona oraz umiejętności. Bohaterki potrafią czarować i mieszkają
w dworku, w którym mogą się uczyć i doskonalić własne talenty do dwudziestego
roku życia, po ukończeniu którego ruszały w świat i nigdy się nie starzały. Cechuje
je to, że mają imiona od swoich umiejętności.Jednak jedna cudodziejka jest
inna: nie posiada niezwykłe jak na cudodziejkę imię. Z tego powodu koleżanki
czasami nieco się dziwią.
„Sylwia miała cudaczne imię.
Zdaniem Śmieszynki brzmiało zabawie.
Według Niezapominajki było trudne do
zapamiętania.
Speszka myślała, że było za krótkie.
Termilka, z kolei, że przydługie.
Samowierzka uważała, że było po prostu ‘durne’.
Lucyferetka zaś nic nie sądziła, tylko
przytakiwała innym od czasu do czasu:
-Istotnie”.
Mimo tej odmienności nikt nie traktował Sylwi
źle, bo każdy miał jakiś tam mankament czy rzecz do poprawienia. Do tego imię
tej bohaterki dopełniało całokształt jej odmienności, które ciągle zaskakiwały
jej przyjaciółki.
„Nie było nic dziwnego w dziwieniu się koleżanek,
bowiem zamiłowanie Sylwii do cudactw samo w sobie było jednym wielkim cudactwem.
Sylwia, z nazwiska Sylwester, była w końcu wróżką-cudodziejką, czyli taką
czarodziejką, co zamiast czarów, czyni cuda”.
Pewnego dnia w ramach tworzenia cudów Sylwia
wyczarowała ni to pegaza, ni to słonia, ni to jelenia, ni gryfa. Niezwykłe stworzenia
wymagało opieki, czyli także kąpieli, z której bardzo chętnie korzystało. Nie było
by w tym nic dziwnego, zaskakującego dla innych mieszkanek dworku, gdyby nie
to, że nie można było do niego wprowadzać zwierząt. Całe zamieszanie wokół akcji
mycia i próby uzyskania zgody na trzymanie go w dworku sprawiły, że Sylwia
przez przypadek podsłuchuje rozmowę dwóch nauczycielek. Dowiaduje się, że jedna
z cudodziejek jest niecałopełnista, czyli w jakimś stopniu okaleczona. Od tego
momentu zaczyna się wielkie śledztwo głównej bohaterki, która boi się, że to o
nią chodzi, że jej dziwactwa i roztargnienie wynikają z jakiś jej wad, która
uniemożliwią jej osiągnięcia czegokolwiek.
Prowadzone krok po kroku śledztwo pozwala jej
odkryć tajemnicę, ale też zmienić zdanie o wpływie niecałopełnistości na
możliwość odniesienia sukcesu, ponieważ jej koleżanka radzi sobie z wszystkimi
zadaniami bardzo dobrze. A wszystko dzięki temu, że ma dostosowane materiały do
własnych potrzeb.
„Sylwia Sylwester jest niecałopełnista” to nietypowa
i bardzo pouczająca opowieść o niepełnosprawności, naszych uprzedzeniach. Ponad
to autor bardzo sprytnie przemyca wątek pomagania oraz wdzięczności, a także
problemy z dziedziny fizyki. Interesujące, proste ilustracje doskonale dopełniają
treść książki, która powinna spodobać się uczniom nauczania początkowego oraz
przedszkolakom, którym rodzice regularnie czytają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz