Etykiety

środa, 9 grudnia 2020

Bartosz Suwiński "Nawie" - patronat


Bartosz Suwiński, Nawie, Szczecin, Bezrzecze "Forma, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy" 2020
Bartosz Suwiński słynie z tego, że sięga po słowa mało znane, używane przez erudytów albo znane badaczom języka lub kultury. Tomy jego poezji mają takie tytuły jak: „Sehir” (2010), „Bliki” (2013), „Odpust” (2013), „Uroczysko” (2014), „Wyraj” (FORMA 2017; mój patronat), „Bura. Notatnik chorwacki” (FORMA 2019, mój patronat), „Nawie” (FORMA 2020, mój patronat). Poeta sięga po słowiańskie słowa i oswaja nas z nimi.
Pokażę Wam to zjawisko na podstawie tomów, którym patronowałam, po czym przejdziemy do najnowszego. „Wyraj” jest słowem, które z czasem przybrało znaczenie krainy odpoczynku, wczasów. Jednak w przypadku tomu poezji wypadałoby sięgnąć do etymologii, zajrzeć do wierzeń naszych przodków, których świat toczył się wokół religii, w której kontakt z naturą odgrywał dużą rolę. Przypisywanie boskich mocy zwykłym zjawiskom to jednak nie tylko nasz wymysł. W ten sposób świat tłumaczyły i tłumaczą wszystkie ludy pierwotne. Wszystko, co ważne musiało w ich języku mieć nazwę, której czasami nie używano, aby nie drażnić drzemiących w danych rzeczach złych mocy. Każdy miał swoją nazwę z całym magazynem niesionej przez znaczenia mocy.
Słowianie mieli w swoim języku coś w rodzaju piekła i nieba, czyli swoje nawie (od *navь oznaczającego nieboszczyka) i wyraj (prawdopodobnie od hipotetycznego prasłowiańskiego słowa *rajъ, które przy skojarzeniu z *rayí mogło być wyobrażeniem szczęścia i bogactwa). Pierwszym zarządzał srogi Weles, będący panem podziemi pełnych węży, smoków. Wejścia do tej krainy strzegł Żmij – skrzydlaty wąż. Wyraj było przeciwieństwem tej ciemnej krainy. Swoistym rajem, do którego odlatują ptaki na zimę, skąd przychodziła do nas wiosna. Strzeżona przez Ragora (ognistego ptaka) lub Złotego Kura. Pierwotnie u Słowian istniał jeden wyraj. Podział na wężowy i ptasi mógł dokonać się w czasie kontaktów z chrześcijanami.
Kolejne słowo to „Bura” pochodzące z języka chorwackiego, w którym suchy, zimny wiatr katabatyczny (schodzący z gór) urasta do rangi boskiej siły. Wiejący z północnego wschodu w stronę Adriatyku wiatr „ześlizguje się” (a raczej pędzi jak najszybciej) z masywu górskiego Velebit. Siła i wpływ na otoczenie budzą grozę. Urastająca do rangi boskiej siły bura dezorganizuje życie ludzi na kilka dni, ale też wykorzystywana jest w turystyce, gospodarce.
Kolejne niezwykłe słowo to „Nawie” z najnowszego tomu poezji. W wierzeniach słowiańskich w ten sposób określano dusze zmarłych, nazywano majaki, a czasami stosowano tę nazwę do zaświatów, nad którymi pieczę sprawuje Weles. Z tego powodu „Nawie” prawdopodobnie było tożsame z Wyrajem podziemnym. Zdaniem niektórych uczonych (np. S. Urbańczyka) było to określenie na demony dusz przedwcześnie zmarłych (zbójców, czarowników, zamordowanych). Ze względu na utracone życie miały zazdrościć żywym życia i przez to szkodzić. W folklorze bułgarskim istnieje dwanaście nawii wysysających krew połośnic, a w ruskiej „Powieści dorocznej” nawie są personifikacją zarazy. Najczęściej objawiały się pod postacią ptaków. Do tego Nawia to też wspomniana nazwa zaświatów, w których Weles wyprowadza dusze na tę zieloną równinę. Sama nazwa wywodzi się z prasłowiańskiego *navь- oznaczającego „trup”, „nieboszczyk”.
Po raz kolejny Bartosz Suwiński używa słowa, które nie tylko zostało zapomniane, wyszło z powszechnego użytku, bo wierzenia zostały oderwane od ludzi i przez to świadomość istnienia bóstw i krain zaciera się w zbiorowej pamięci. Do tego znaczenie może być tu bardzo szerokie. Tak samo, jak tego, co w swoich wierszach przekazuje nam Bartosz Suwiński. Jedno jest pewne: poeta w każdym tomie kładzie duży nacisk na to, co u Prasłowian było bardzo ważne, czyli na deterministyczną moc natury, jej potęgę, zachodzące w niej zmiany, zjawiska podpatrzone w czasie intymnego, niespiesznego kontaktu z przyrodą, co doskonale widać w wierszach poety bardzo dobrze oddającego rytm dziewiczych terenów, po których wydaje się spacerować, podglądać i utrwalać, dzięki czemu my także możemy stać się uczestnikami tej wędrówki i dostrzegać bielące się kości, namierzające nas psy, tereny zagarniane przez rozrastające się rośliny, myszołowa, rozćwierkane stada wróbli, kurę bijącą skrzydłami, gawrona przeczekujący wiatr i śnieg, samotnego bociana. Z jednej strony puszcza/ las/ pole/ ogród/ bezkresna przyroda i nieśmiałe podglądanie jej, a z drugiej miejski gwar i tłok z wrażliwymi na nie jednostkami, poetami, którzy doceniają codzienne obcowanie z różnorodnością ludzi, zauważają paradoksy i są dobrymi obserwatorami następujących po sobie wydarzeń. Mamy tu kioskarkę, sprzedawczynię w mięsnym, kucharza w tureckim barze. Każdy pięknie różnorodny i potrzebny. W tych sąsiadujących ze sobą światach w tomie „Wyraj” dostrzeżemy też nawiązanie do dawnych wierzeń: „Nie módlmy się/ za zmarłych,// lecz za ludzi,/ którzy zbłądzili”. Zbłądzili, bo zgubili trop czy może zbłądzili, bo nie dostrzegają piękna przyrody, a może zbłądzili, bo nie dbają o otoczenie, nie potrafią pochylić się nad małymi istotami? W tomie „Nawie” wydaje się pobrzmiewać echo miejskiego labiryntu, w którym łatwo się zagubić. Poeta niczym dziecko pochyla się nad przyrodą, dziwi się jej, dostrzega rzeczy, które nie są już widoczne tym, którzy żyją w pośpiechu. Spokojnie prowadzi nas po kolejnych scenkach pokazując ich trwanie, zawieszenie. I tak jest też w „Nawie”. Przyroda zyskuje osobowość. Personifikacja sprawia, że zamarznięta rzeka przyrównana jest do uspokojonej po środkach nasennych osoby.
Bartosz Suwiński w niedługich tekstach przypominających haiku przemyca nam rozbudowane obrazy otoczenia. Kilka wersów wystarczy mu do nakreślenia pełnych życia i szczegółów scen, w których słychać gwary, śmiech, bzyczenie, skrzypienie, trzaskanie ognia, klekot i wiele innych. Lekkość i malowniczość to dwie cechy wybijające się na pierwszy plan w poezji Suwińskiego. Poeta wydaje się stawiać na doznania wzrokowe, ale też mniej lub bardziej świadomie porusza całą gamę wrażeń: od wspomnianych dźwięków po zapachy, które czasami zapierają dech w piersiach lub szczypią w oczy, nęcą smakami.
W poezji Bartosza Suwińskiego z jednej strony spotykamy się z wprost postawionymi pytaniami, a innym razem zestawienie zmuszają nas samych do tworzenia pytań. I nie są to kwestie błahe, bo dotyczące naszego miejsca w świecie, przyjmowanej perspektywy, doświadczania codzienności, ocierania się o chwile, paradoksów, relacji ze społeczeństwem, kontaktów z Innym, który nie jest tu tylko człowiekiem, ale każdym zaobserwowanym zjawiskiem. Bycie poetą to bycie natchnionym, obdarowanym przez siły wyższe dodatkowym zmysłem uniemożliwiającym istnienie w świecie, ale jednocześnie pozwalające na dokładniejsze oglądanie tego świata. Już na początku spotykamy się z pytaniem: „Dlaczego zły wiersz przywraca mnie światu,/ a dobry przywraca świat tobie?”. Misja poety urasta tu do proroka pokazującego jak naprawdę wygląda otoczenie. I jakie ono jest? Pełne nakładających się na siebie obrazów i znaków. Mamy tu coś na wzór zjaw, przepłoszone drapieżniki pozwalające umknąć ofiarom, innym razem stadnie korzystających z obfitości natury.
Suwiński w tomie „Wyraj” zaznaczył: „krajobraz jest sumą / wszystkich otwartych oczu”. Z jednej strony mamy tu do czynienia z idealizmem subiektywnym (istnieje to, co widzimy), a z drugiej ów podmiot patrzący jest mnogi, więc może dostrzec więcej, więcej rzeczy swoim spojrzeniem „powołać do istnienia”. Takie patrzenie z różnych stron sprawia, że podmiot liryczny jest nieuchwytny, nie narzuca się czytelnikowi ze swoimi przemyśleniami tylko podsuwa kolejne obrazy, których niezwykłość mogła by być zburzona przez nadmiar „paplaniny”: „trzeba się oddalić/ żeby zobaczyć całość”. Z kolei w „Nawie” pojawia się nawiązujące do tego twierdzenia pytanie: „Dlaczego lepiej patrzeć na rzeczy z oddalenia?” i z każdą stroną zaczynamy coraz lepiej rozumieć. Im dalej wchodzimy w tomik tym szerzej obejmujemy swoim spojrzeniem uchwycony przez poetę świat, tym bardziej przechodzimy od szczegółów do ogółu, a z drugiej strony przyglądanie się szczegółom prowadzi do możliwości obejrzenia świata w myśl zasady: „Oczy zwierząt to lustra,/ w których widać naszą bezsilność” („Wyraj”), czyli widać wszystko to, co nas stanowi i ogranicza. Światy przeplatają się, współistnieją, wchodzą ze sobą w relacje. Tak samo można czytać poezję Bartosza Suwińskiego: jak intertekstualne teksty, jak utwory pokazujące te same problemy z innych perspektyw, pokazujące postawy człowieka: od pewności do zwątpienia po zadanie sobie pytań, znalezienie odpowiedzi, w którą po pewnym czasie znowu się zwątpi i tak po kres naszych dni, do końca naszego istnienia, o którym pisze: „czas, jaki pozostał, jest jak wyrok chwilowo odroczony”.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz