Nie ma Oli w domu, więc mam czas na wypoczynek. Może zabrzmi
to dziwnie, ale wypoczywam spacerując z psem. Krążymy sobie po mieście wzdłuż i
w szerz. Byłam na każdym skraju, przeszłam wszystkie trawniki, chodniki, magiczne
przejścia. Chodzę z nim też z ważnego powodu: po pogryzieniu już nie jest
dobrym psem towarzyszącym, ponieważ kiedy słyszy szczekanie profilaktycznie
rozgląda się, pilnuje czy jakiś ujadacz podbiegnie czy nie. O ile nauka w
przypadku psa bojącego się na widok innych psów jest łatwa to w przypadku
takiego, który reaguje tylko na szczekanie jest trudniejsza. Do tego nie każde
szczekanie, bo kiedy usłyszy radosne szczekanie to nic sobie z tego nie robi,
ale kiedy takie z pędem, aby wgryźć się w przeciwnika to jednak jest oglądanie,
a jaki to towarzyszący terapeuta, który nie potrafi dopilnować podopiecznej, bo
się rozglądał za jakimś szczekającym burkiem?
Niedaleko mnie idzie pan z ujadaczem. Ujadacz ciągnie go, szarpie nim, on ledwo
trzyma. Idę twardo i wydaję Tutkowi polecenia, żeby się nie oglądał. W razie
podbiegnięcia mam torbę wózek zakupowy i gaz pieprzowy. Mężczyzna twardo idzie
w naszą stronę i mijając rzuca do mnie:
-Dziecka nie nauczyła mówić, a psa szczekać. Co to za pies, co nie szczeka?
-Wychowany. On wie, kiedy coś powiedzieć, a kiedy zwyczajnie trzeba zamilknąć,
żeby nie wyjść na buca– odpowiadam i idę dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz