Życie to pasmo wzlotów i upadków oraz szereg niespodzianek. Kiedy wszystko się wali i wydaje nam się, że lepiej nie będzie możemy być zaskoczeni tak samo jak wtedy, kiedy przepełnionym euforią z powodu powodzeń grunt nagle usuwa się spod nóg i burzy nasz świat. Niby wydaje nam się, że mamy wpływ na naszą codzienność, a później okazuje się, że to inni bardziej sterują naszym losem niż my sami, a od nas zależy tak niewiele, że pojawia się wątpliwość, czy potrafimy wyzbyć się naiwności. Życie potrafi zaskakiwać – mówimy, kiedy wydarza się w nim coś, czego byśmy się nie spodziewali. Ale to nie ono płata nam figle, przeorganizowuje nam codzienność, sprawia, że musimy zweryfikować nasze cele, wyznaczyć nowe, uporać się z powrotami demonów z przeszłości lub uzyskaniem wielkiego spadku, a później niespodziankami, które taki dar niesie, odkrywaniem masek noszonych przez bliskich, knutych intryg. Sprawcami zawsze są ludzie, którzy w taki, a nie inny sposób kierują naszym losem, a my wodzeni za nos dajemy się zaskoczyć. Czasami bardziej, czasami mniej świadomie. Jeśli tylko ich mijamy i nie mają wielkich możliwości wywarcia wpływu mogą oddziaływać nieświadomie. Jednak, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze sprawa zawsze robi się poważna. Do tego takie niespodzianki niosą ze sobą pakiet przykrości. Oczywiście takie przypadki z oddziaływaniem przez obdarowanie są sporadyczne i tylko w książkach pojawiają się jak grzyby po deszczu. Czasami są to bardziej, czasami mniej prawdopodobne. Do której grupy zaliczymy taką niespodziankę zależy od nas. Musimy jednak pamiętać, że czasami najmniej prawdopodobne scenariusze potrafią być prawdziwe. I mogą przydarzyć się właśnie nam, bo nigdy nie wiemy kto i kiedy uwikła nas w plan realizacji własnych planów. Nawet, kiedy jesteśmy najbardziej sceptycznymi i pokonanymi przez życie osobami mogą nam się przytrafić niespodzianki. Tak jest właśnie w stworzonym przez Annę Rybkowską cyklu „Ślady życia”, w której mająca dorosłe dzieci Berenika dostaje informację, że odziedziczyła spadek po swoim dawnym kochanku, o którym ze względu na traumę, jaką jej zaserwował pragnęła zapomnieć. On jednak robi wszystko, aby jej się to nie udało. Tym sposobem mieszkająca z rodzicami rozwódka w końcu ma szansę na odmianę losu. Tylko uzyskanie spadku wymaga spełnienia paru warunków, które nie tylko przemeblują życie całej rodziny, ale też wprowadzą bohaterkę w inny świat, bo mokradła, na których zamieszka to nie tylko miejsce urokliwe, ale i pełne niespodzianek, tajemnic, dziwnych zdarzeń, paranormalnych zjawisk, które sprawiają, że z jednej strony oczekujemy cudu, a z drugiej zadajemy sobie pytanie, który z bohaterów za tym stoi. Z miejskiego zgiełku, ciasnego mieszkania rodziców, uciążliwych przyzwyczajeń starszych podopiecznych ma trafić na prowincję. Sama. Do dużego, opuszczonego domu i zamieszkać tam przez rok. Czy podejmie wyzwanie? Co ją czeka? Dlaczego wspomnienia z przeszłości dotyczące darczyńcy spadku są tak bolesne? Dlaczego mieszkanie w tym dziwnym miejscu odmieni każdego? Jak wygląda specyfika mieszkania na odludziu?
Cyklem „Ślady życia” Anny Rybkowskiej jestem totalnie oczarowana. Powieść ma
klimat, który sprawił, że nie mogłam się od niej oderwać. Na początku mamy
zwyczajną akcję pełną szarej, dobijającej rzeczywistości, ale później w świecie
bohaterki zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe. Można by powiedzieć, że wręcz
magiczne. Przed jej domem pojawiają się i znikają dziwne rzeczy, ktoś wydaje
się obserwować ją, ale nie ma śladów. Do tego w domu przedmioty zmieniają
miejsce, a w drugim tomie pojawią się kolejne niespodzianki, które z jednej
strony pozwolą odpłynąć do czasu dzieciństwa, a z drugiej zrobią z bohaterką
coś takiego, że trudno będzie ją poznać. Z każdą stroną tych niezwykłości
przybywa. Osoby goszczące w jej domu dokładają swoje porcyjki odkryć i
tajemnic, w wśród których wisienkami na torcie codzienności będzie romans z
młodszym mężczyzną i opieka nad zniedołężniałymi rodzicami, problemy z
nałogami, sprawy kryminalne, mafiozi handlujący wszystkim czym się da, tajni
agenci, handel dziełami sztuki, znikające przedmioty, pojawiające się portale.
Zacznijmy jednak od początku, ponieważ tak się rozpędziłam, że opowiedziałabym
Wam połowę cyklu, a nie o to tu chodzi. Chcę Wam pokazać, dlaczego właśnie z
tymi książkami będziecie dobrze się bawić i wypoczywać oraz wchodzić w klimat
zimy, a później świąt, przedwiośnia, wiosny, rozkoszować się urokami lata, a
później słodkimi zapachami jesieni. Szczerze mówiąc po zakończeniu lektury
całego cyklu czuję niedosyt. Po tak długim czasie trudno ot tak sobie rozstać
się z bohaterami, ich pomysłami i charakterami, a do tego mieszkającymi w
miejscu, które jest nie tylko urokliwe, ale i magiczne, skrywające ważną
tajemnicę, do której każda kolejna książka nas przybliża.
W pierwszym tomie zatytułowanym „Uśmiech zimy” wchodzimy w otwierającą książkę
chłodną porę roku, w której dominuje wiatr i deszcz potęguje nastrój
towarzyszący bohaterce. Kiedy jej byt poprawia się mamy piękną, malowniczą zimę
z wszystkimi jej zaletami. Jest biało, puchato. Z zimy miejskiej pełnej pluchy
przechodzimy do jej prowincjonalnej wersji i to w chłodniejszej części kraju,
dzięki czemu możemy nacieszyć się śnieżną kołderką przykrywającą okolice. W
takim krajobrazie wchodzimy w klimat świąt. Jest tu strojenie przestronnego
domu, przygotowywanie tradycyjnych potraw. Wydaje nam się, że razem z bohaterką
czujemy zapach choinki, maku i piernika. Do tego otoczenie jest jakby
jaśniejsze, nieprzytłaczające, dające poczucie wolności. Ciasne, miejskie
mieszkanie i szare okolice zastępują przestrzenie prowincji.
Zima wykorzystana jest tu do pokazania nastrojów, ale tworzy też aurę
tajemniczości. Berenika dostaje w spadku majątek, którego do końca nie może
odkryć, bo wszystko znajduje się pod śniegiem. Jej poznawanie ogranicza się do
wchodzenia w zakamarki domu, który ciągle będzie zaskakiwał bohaterkę.
Anna Rybkowska zabiera nas na zasypaną śniegiem prowincję. Kontrast między
miastem a wsią jest tu duży: szare, błotniste, ponure miasto, w którym
bohaterka musi walczyć z przytłaczającą ją rzeczywistością, niskim poczuciem
własnej wartości wynikającym z rozwodu, małej pensji i bycia skazaną na
mieszkanie z rodzicami w ciasnym mieszkaniu z wielkiej płyty, a z drugiej
strony prowincja, na której ma cały dom dla siebie, duże, białe puchate
przestrzenie, których tajemnice skrywa śnieg. Dostrzegamy jak miejsce
zamieszkania wpływa na nastrój Bereniki. Żyjącą w mieście z niepełnosprawnymi
rodzicami bohaterkę powoli dopada depresja, zniechęcenie, bezsilność, poczucie
bezsensu, porażki. Żyjąca w takich warunkach rozwódka nie ma za bardzo
możliwości zbudowania nowego związku, dlatego godzi się na kompromisy, które z
dala od miejskich ograniczeń zaczynają być dla niej widoczne. Do tego w
pierwszym tomie pojawia się świąteczna atmosfera, spotkanie wielu bohaterów przy
wigilijnym stole.
Tom drugi otwiera podobny nastrój jak w tomie pierwszym. Mamy tu rezygnację,
bezradność, poczucie samotności. Tym razem jest to wpływ długiej zimy. Wiosenne
przesilenie przynosi fizyczne wyczerpanie. Odcięcie od świata, posiadanie domu,
sporych posiadłości bez dochodów, otaczanie się interesownymi znajomymi
sprawiają, że Berenika opada z sił. Do tego w szafie na strychu znajduje krówki
z własnego dzieciństwa. Będą one niczym proustowskie magdalenki i carrollowskie
ciasteczka zmieniające bohaterkę i przenoszące do innych wymiarów, odmieniające
wygląd. Berenika wydaje się zanikać. Przyroda rozkwita, a ona przekwita. Do
życia powraca, kiedy wiosna już wybujała z intensywną zielenią oraz zapachami,
a także całym mnóstwem dziwnych postaci spacerujących po jej posiadłości.
Wiosna to czas niepokojących odkryć, zaskakujących wydarzeń i kolejnych
rewolucji w życiu. Możemy z boku obserwować całe mnóstwo szantaży
emocjonalnych, oceniania, pouczania, strofowania. Berenika niby jest dorosłą
kobietą, ale mamy wrażenie, że nikt nie traktuje jej zdania poważnie. Ważną
rzeczą, której musi się nauczyć to stawianie granic innym. Czy w dziwnych
okolicznościach posiadłości, w której mieszka będzie to możliwe?
Trzeci tom przenosi nas do lata pełnego smaków i zapachów. Przyroda pieści
zmysły mieszkańców. W dużym sadzie można znaleźć porzeczki, agrest. Na
mokradłach rosną zioła, chaszcze, ale też i egzotyczne rośliny. Niektóre
wplączą Berenikę w duże kłopoty.
„Dotyk lata” otwiera pogrzeb dobrodusznego proboszcza mówiącego gwarą. Wraz z
jego śmiercią wyjdzie na jaw kilka tajemnic z jego młodości, ale też pojawią
się pytania o to, czego przestraszył się na mokradłach należących do Bereniki.
Bohaterka odkryje, że życie na wsi wcale nie musi być łatwe, a wejście w
hermetyczną mała społeczność czasami niemożliwe. Zwłaszcza, kiedy jest się
„dziedziczką” mieszkającą na uboczu w miejscu skrywającym tajemnice wielu
mieszkańców.
Codzienne obowiązki, wydłużający się dzień, ciepło, uroki przyrody pomogą
Berenice wrócić do lepszej formy, rozbudzą zapał i sprawią, że będzie nie tylko
bardziej pozytywnie nastawiona do życia, ale też i asertywna. Lato pozwoli jej
na dalsze wędrówki, zapuszczanie się w kolejne obszary posiadłości.
„Zapach jesieni” przynosi kolejną śmierć. Urządzona w Nabokowie stypa kończy
się dziwnymi wydarzeniami i kolejnym śledztwem. Szukająca sensu życia Berenika
powoli zaczyna odkrywać wiele prawd, uzmysławiać sobie, że nieświadomie bierze
udział w dobrze zaplanowanej intrydze. Wszystko skomplikują tu zakrzywienia
czasu, ale to właśnie on pozwoli na zrozumienie specyfiki tego miejsca, skłoni
do podjęcia ważnych decyzji. Okolice są niezwykłe. Mieszkańcy obdarzeni są
nietypowymi mocami, dzięki którym widzą więcej i mogą więcej. Niektórzy
niestety źle korzystają z daru, są nieczuli na cierpienie lub pędzą za
bogactwem. Jak potoczą się losy całej rodziny? Przekonajcie się sami sięgając
po książkę.
Pisarka w swojej powieści potęguje aurę tajemniczości. Stary budynek wydaje się
kryć w sobie wiele tajemnic, dzieją się w nim i wokół niego dziwne rzeczy,
pojawiają się labirynty, znikają przedmioty. Anna Rybkowska ucieka się tu do
teorii zakrzywienia czasoprzestrzeni i takiej podróży w świecie. A wszystko w
miejscu owianym sporą ilością tajemnic. Odkrywamy kolejne tragedie, do których
tu doszło, a później uwikłanie jej w dziwną misję. Cykl tylko pozornie jest
powieścią obyczajową. Kiedy przyglądamy mu się przez pryzmat hermeneutyki
dostrzegamy niesamowite bogactwo, erudycyjność, wielość fantastycznych pomysłów
połączonych z teoriami naukowymi, co sprawia, że z jednej strony mamy wrażenie
obcowania z opowieścią o paranormalnych zjawiskach, a z drugiej realnych
wydarzeniach. Pisarka umiejętnie wodzi czytelnika za nos. Tak samo jak
obdarowujący Berenikę spadkiem. Co z tego wyniknie? Czyje maski uda się
Berenice zedrzeć? Przekonajcie się sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz