Etykiety

niedziela, 20 marca 2016

Marcin Dolecki



W swojej książce pokazujesz najpopularniejsze sposoby postrzegania świata i umiejętnie je obalasz. Czy istnieje wizja świata, którą jesteś w stanie zaakceptować lub przeciwko której nie masz argumentów?
Marcin Dolecki: Jest wiele sposobów filozoficznego opisu rzeczywistości, które są mi bliskie. Najbardziej jednak podoba mi się koncepcja, że życie jest podobne do snu. Słowa podoba się użyłem nieprzypadkowo, uważam bowiem, że jest ona nie tylko wartościowa, lecz również elegancka, nawet piękna. Jeśli jednak traktować ją jako koncepcję ontologiczną, nie zaś jako literacką metaforę, to jeden z jej podstawowych problemów polega na tym, że bardzo trudno znaleźć sposób jej obalenia, a także potwierdzenia. Pozwala ona jednak spojrzeć na rzeczywistość z fascynującej perspektywy, a w praktyce – na traktowanie wielu trudnych sytuacji, które mogą się przydarzyć w życiu, bez trudnej do zniesienia powagi. Umożliwia także uniknąć zbędnego cierpienia, wynikającego z nadmiernego przywiązania do osób oraz rzeczy.
Moją wersję tej koncepcji nazwałem personalizmem onirycznym, ponieważ mógłbym zgodzić się ze stwierdzeniem, iż śnię, że jestem osobą.
Dlaczego przemycasz czytelnikowi filozofię, zmuszasz do myślenia, analizowania?
Marcin Dolecki: Uważam, że filozofowanie, pojmowane jako bezstronny, głęboki – na ile jest to możliwe – namysł nad rzeczywistością, raczej nigdy nie zaszkodzi, a w wielu sytuacjach może pomóc, przede wszystkim w zrozumieniu siebie samego oraz relacji z otoczeniem; taka refleksja ma trwałą wartość, niezależnie od aktualnie panującej intelektualnej mody. Moja powieść może być traktowana jako popularyzacja filozofii w formie beletrystycznej, m.in. dlatego, że bohaterowie spotykają kilku wybitnych, chociaż kontrowersyjnych myślicieli, którym zadają często niewygodne pytania.
Starałem się uniknąć uprawiania propagandy, dlatego poddałem krytyce również własne propozycje, o których wspomniałem w powieści. Moim zamiarem jest skłonienie czytelników do poszukiwania samodzielnych, a najlepiej oryginalnych odpowiedzi na filozoficzne pytania. Byłbym usatysfakcjonowany, gdyby niektórzy z nich znaleźli bardziej wartościowe rozwiązania od tych, które mógłbym im przedstawić.
Co dało ci studiowanie filozofii?
Marcin Dolecki: Studia filozoficzne nie dostarczają określonego „korpusu” gotowej wiedzy o świecie, jednak były dla mnie okazją do wypracowania dyscypliny intelektualnej, przede wszystkim zdolności sensownej argumentacji w dyskusjach, oraz świadomego uczestniczenia w szeroko pojętej kulturze duchowej (szkoda jedynie, że przede wszystkim zachodniej). Studia filozoficzne umożliwiły mi obserwację rzeczywistości na wiele niebanalnych sposobów, o których sam prawdopodobnie nigdy bym nie pomyślał (np. że świat mógłby się składać z niematerialnych monad), a także lepsze zrozumienie wydarzeń historycznych, wyraźniejsze dostrzeżenie ich wieloaspektowości. Nabrałem również większego dystansu do samego siebie.
Studia te zainspirowały mnie także do własnych poszukiwań filozoficznych. Niedawno w kwartalniku „Kronos” (4/2015) opublikowany został tekst Refleksje nad istnieniem, w którym starałem się opisać własne postrzeganie świata, przede wszystkim w formie tez ontologicznych.
Od wielu lat postulowane jest wprowadzenie filozofii do szkół. Niestety nie udaje się. Myślisz, że filozofia w szkole może zmienić społeczeństwo?
Marcin Dolecki: Gdyby udało się wprowadzić filozofię do szkół jako przedmiot obowiązkowy, poziom wypowiedzi ustnych oraz pisemnych wielu młodych Polaków prawdopodobnie znacząco poprawiłby się, zarówno pod względem logicznym, jak i kulturalnym. Z przykrością stwierdzam, że wielu studentów, z którymi mam zajęcia, nie jest w stanie sformułować dłuższej, spójnej wypowiedzi. Np. nierzadko nie są świadomi tego, że sami sobie przeczą.
Osoby, które przeszły kurs filozofii, nawet elementarny, często są lepszymi pracownikami (w wielu branżach, nawet raczej odległych od filozofii – jak np. w zajęciach związanych z finansami), a zazwyczaj także bardziej wrażliwymi ludźmi. Najpoważniejszymi przeszkodami na drodze do zmiany programów szkolnych pozostają jednak skąpe środki finansowe na oświatę oraz napięte plany lekcyjne. Trudno wprowadzić kolejny przedmiot, a przy tym niełatwy.
Niedługo twoja powieść ukaże się na amerykańskim rynku wydawniczym. Czy anglojęzyczna wersja będzie taka sama jak polska?
Marcin Dolecki: Wersja amerykańska będzie nieco zmieniona i rozszerzona, zwłaszcza na początku. Inny będzie również tytuł: Philosopher`s Crystal (w polskim wydaniu: Jeden z możliwych światów). Najważniejsza zmiana polega na tym, że do grona myślicieli, których koncepcje są omawiane, dołączyłem Hannah Arendt; dodałem również scenę w rzymskiej willi. W amerykańskim tekście jest nieco więcej przypisów oraz bardziej rozbudowana bibliografia źródeł.
Anna Trojanowska, historyk nauki i pisarka, niezwykle utalentowana osoba, która wykonała rysunki, ostatnio przygotowała jeszcze jedną ilustrację, nazwaną przeze mnie: Julia przy fontannie. Ponieważ uczestniczyłem w przygotowaniu tekstu – m.in. dopisałem już bezpośrednio po angielsku wspomniane wyżej sceny, wolę mówić o wersji amerykańskiej powieści niż o tłumaczeniu amerykańskim. Książka prawdopodobnie ukaże się w pierwszej połowie tego roku.
Z obu wersji językowych jestem zadowolony, dlatego trudno byłoby mi stwierdzić, która z nich jest lepsza.
Masz już doświadczenie w wydawaniu w książek w Polsce. Teraz uczestniczysz w wydawaniu w USA. Są różnice między polskimi a zagranicznymi wydawcami?
Marcin Dolecki: Wydawcy amerykańscy są bardziej dyplomatyczni od polskich w kontaktach z autorami, zwłaszcza gdy odmawiają współpracy. W USA i w Kanadzie jest wiele wydawnictw, które nastawiają się głównie lub wyłącznie na publikowanie poezji, w naszym kraju takich firm jest niewiele.
W USA oraz w Wielkiej Brytanii większość dużych wydawców nie przyjmuje tekstów bezpośrednio od autorów. Należy znaleźć agenta, co nierzadko bywa równie trudnym zadaniem jak podpisanie umowy z wydawcą, chociaż agentem może zostać właściwie każdy, kto zarejestruje tę działalność. Ich główne zadanie polega na odciążaniu wydawców poprzez wstępne selekcjonowanie propozycji wydawniczych. Ja postanowiłem działać na własną rękę, ponieważ nie lubię pośredników. W USA, podobnie jak w Polsce, jest bardzo wielu cwaniaków i oszustów w tej branży, dlatego przez wiele miesięcy czytałem publikacje dotyczące tego, w jaki sposób poruszać się w środowisku wydawców, aby nie dać się nabrać nierzetelnym osobom. Znalezienie wydawcy zajęło mi ponad rok.
Tekst powieści przełożyła Paulina Trudzik. Potem mój amerykański znajomy, autor dwóch książek, Michael J. McFadden, podjął się dalszej redakcji tekstu. Uznał przy tym, że tłumaczenie jest bardzo dobre. Następnie tekst został przyjęty przez kalifornijskie wydawnictwo Montag Press. Na odpowiedź oczekiwałem około miesiąca.
Hasło wydawcy to „Books Worth Burning”, a nazwa stanowi aluzję do nazwiska głównego bohatera powieści Fahrenheit 451. Montag Press publikuje około dziesięciu książek rocznie, a w ciągu miesiąca otrzymuje kilkaset propozycji. Do tej pory mój wydawca opublikował około pięćdziesięciu powieści. Odczuwam sporą satysfakcję z faktu, że moja praca – osoby, która na co dzień nie posługuje się językiem angielskim, przeszła ostrą selekcję. Miałem szczęście, że trafiłem na fachowców, a przy tym na grono sympatycznych, życzliwych mi osób. Powieść została (dwukrotnie) zredagowana przez Marę Hodges, a następnie trafiła do korekty. Obecnie proces wydawniczy jest na tym etapie. Mara sama niewiele zmieniła w mojej pracy. Napisała mi, w których miejscach warto zmodyfikować bądź uzupełnić tekst. Jej uwagi świadczyły o tym, że bardzo uważnie przeczytała pracę. Wprowadzenie sugerowanych przez nią zmian zajęło mi około półtora miesiąca.
Polskie wydawnictwa słyną z kiepskich korekt. Twoja książka należała do nielicznych, po której nie miałam ochoty kreślić. Jedna, ale solidna korekta wystarczyła?
Marcin Dolecki: Wielu moich znajomych pomogło mi nadać ostateczny kształt tej książce, m.in. moja serdeczna przyjaciółka z pracy, dr Beata Wysokińska, która zwróciła mi uwagę na wiele ważnych aspektów dotyczących fabuły.
Mój polski wydawca, właściciel Attyki, jest prawdziwym fachowcem, zresztą chyba zgodzisz się z tą opinią, ponieważ w zeszłym opublikował także twoją książkę, Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara. Przez wiele lat był on redaktorem w jednym z najstarszych i najbardziej zasłużonych polskich wydawnictw. Dlatego bardzo rzetelnie przygotował tekst do druku; pracował nad nim kilka miesięcy, chociaż nie wprowadził poważnych zmian. Jeśli dobrze pamiętam, wykonał dwie albo trzy korekty. Sprawdzał także wiele informacji historycznych, np. nazwę rzymskiej prowincji, będącej jednym z obszarów, na których rozgrywa się akcja. Potem intensywnie starał się wypromować książkę, m.in. poszukując recenzentów.
Niedługo po opublikowaniu książki, z inicjatywy prof. Iwony Arabas, został zorganizowany mój wieczór autorski w kierowanym przez nią Muzeum Farmacji (będącym filią Muzeum Warszawy).
Ważnym elementem każdej książki jest okładka. Polską znamy. Jak będzie wyglądała zagraniczna?
Marcin Dolecki: Tego jeszcze nie wiem, ale spodziewam się, że okładka będzie elegancka i profesjonalnie przygotowana. Pracuje nad nią Giorgi Makharashvili, artysta z Gruzji, wykładowca na Akademii Sztuk Pięknych w Tbilisi. Wiele jego prac kojarzy mi się z obrazami Beksińskiego, chociaż bez wątpienia jego styl jest indywidualny i dobrze wypracowany. Współpracę z tym artystą zaproponował wydawca.
W przygotowaniu jest również film promocyjny. Scenę wstępną nakręcił w mnie w pokoju Bartosz Kowalski, kompozytor, adiunkt na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Bartosz przygotuje także muzykę do tego filmu. W głównej scenie wystąpi Monika Bajer, anglistka i piosenkarka, która od wielu lat mieszka we Włoszech. Monika robi korektę wpisów na moim blogu, Double-Edged (S)words, do odwiedzenia którego serdecznie zapraszam:
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów. Nie mogę doczekać się wersji anglojęzycznej twojej książki.
Marcin Dolecki: Również dziękuję.

1 komentarz:

  1. Świetny wywiad. Autora nie znałam i myślę, że sięgnę po książkę, bo zapowiada się interesująco

    OdpowiedzUsuń