Dziś na blogu wyjątkowy wywiad, ponieważ goszczę niezwykłą pisarkę oraz jej czytelników. Jest to rozmowa
uczestników konkursu z Anną Sakowicz, kobietą i pisarką, pod której wrażeniem
zostaje się, jeśli tylko ma się możliwość. Mnie było dane poznać ją i
porozmawiać osobiście, czego i Wam życzę. Wszystkim uczestnikom bardzo dziękuję
i zachęcam wszystkich do przeczytania odpowiedzi.
Alicja
Czarnota-Gremplewski: Skąd w Tobie tyle pozytywnej
energii i ciepła?
Ha, ha. Nie wiem, czy
faktycznie tak jest. Staram się być pozytywnie nastawiona do życia, bo smęcenie
jeszcze nikomu nie pomogło. Zawsze łatwiej żyć z uśmiechem na twarzy niż ze
skwaszoną miną. Kocham życie i kocham ludzi. Pewnie dużo łatwiej byłoby nam,
gdybyśmy byli dla siebie mili. Ale to też nie znaczy, że nie mam gorszych dni,
że nie zakopuję się pod kocem i nie mam ochoty wyściubiać spod niego nosa. Bywa
różnie.
Julia Annab: Jak przygotowuje się Pani do pisania nowej książki i który
etap tworzenia jest dla Pani najciekawszy, najprzyjemniejszy?
Najprzyjemniejszy jest
moment wymyślania i zbierania materiałów. Wtedy odkrywa się z jakiś niezwykły
świat. To bardzo ekscytujące. Najnudniejsze jest oczywiście wyklepywanie tego
na klawiaturze komputera, a potem redakcja. Natomiast bardzo lubię ten moment
tworzenia, kiedy nie mogę przestać myśleć o swoich bohaterach. Zasypiam z nimi,
budzę się w ich towarzystwie, a nawet mam wrażenie, że kiedy zamykam laptopa,
to one żyją, mówią do mnie albo prowadzą dyskusje ze sobą.
A przygotowanie do pisania
wygląda u mnie tak (oczywiście w dużym skrócie): najpierw pomysł (bohaterowie i
fabuła), research, plan, pisanie, czytanie, kasowanie, pisanie od nowa,
redakcja. Najżmudniejsze są ostatnie etapy tworzenia.
Danuta Kisiel:
Jak Pani myśli, czy niedomówień jest więcej wśród
kobiet czy mężczyzn? Z czego to wynika?
Trudne pytanie. Nie da się
chyba określić, która płeć tworzy więcej niedomówień. Wszystko zależy od tego,
czy ludzie ze sobą rozmawiają, czy potrafią być szczerzy. Z pewnością każdy z
nas nosi w sobie takie tajemnice, których nie ma ochoty zdradzić nikomu, bywa,
że to one tworzą niedomówienia w związkach. I z pewnością nie zależy to od
płci.
Małgorzata
Bula: Jak się Pani czuje, uczestnicząc w spotkaniach
autorskich innych pisarzy, sama będąc pisarką? Czy uważa Pani, że w środowisku
polskich pisarzy więcej jest szczerych przyjaźni czy konkurencji i nieczystych
zagrań "za plecami"?
Uwielbiam brać udział w
spotkaniach autorskich innych pisarzy (ostatnio byłam na spotkaniu Alka
Rogozińskiego, teraz wybieram się na spotkanie Agnieszki Gil). Myślę, że mogę
sporo się nauczyć od koleżanek i kolegów po piórze, posłuchać, co mają do
powiedzenia na temat swojej twórczości, przecież sama też jestem przede
wszystkim czytelniczką. Staram się otaczać takimi ludźmi, którzy są życzliwi,
nie knują, nie podkładają kłód pod nogi, nie linczują innych z powodu błędów.
Oczywiście tak jak w każdym zawodzie pomiędzy pisarzami jest konkurencja. W
Polsce niewiele osób czyta, więc czasami „walczymy” o tych samych czytelników. To
może być dla niektórych bardzo frustrujące. Jednak wychodzę z założenia, że w
literaturze jest miejsce dla każdego. Lepiej jest żyć ze sobą w zgodzie. Póki
co jeszcze się nie zawiodłam. Jestem początkująca na rynku wydawniczym, ale nigdy nie
zdarzyło się, żeby ktokolwiek odmówił mi pomocy, rady czy zwyczajnej rozmowy.
Wierzę więc w to, że więcej jest szczerych przyjaźni niż nieczystych zagrań,
ale oczywiście o tych ostatnich (jeżeli się pojawią) krzyczy się najgłośniej.
Paulina Szuba:
Jakie znaczenie ma dla Pani słowo? Czy jest dla Pani
czymś ważnym, czy jest to po prostu zlepek liter?
Słowo to nie tylko zlepek
liter. Słowo niesie za sobą zapach, obraz, dźwięk, emocje. Połączone w zdania
tworzą magiczne światy. Mają niezwykłą moc. Doskonale wiemy, że słowa mogą
ranić mocniej niż brzytwa, ale mogą też nieść ukojenie, być skarbnicą
przeszłości. W „NieDomówieniach” Janka mówi między innymi o tym, że istnienie
zaczynamy od słowa. Ktoś wpisuje w metrykę nasze imię i nazwisko i od tego
momentu jesteśmy.
Tymon Lejczak:
Jeśli nasze społeczeństwo kiedyś, za ileś lat
porzuci czytanie książek na rzecz oglądania telewizji lub uprawiania sportu, to
czy będzie się chciało pani nadal pisać kolejne książki na przekór wszystkiemu?
Jaka przerażająca wizja
przyszłości! Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie i książki zawsze będą
obecne w naszym życiu. Ale gdyby… Czy pisałabym dalej? Nie wiem. Pisze się oczywiście
z potrzeby serca, ale chyba zawsze z myślą o czytelniku. Czeka się na jego
reakcję z drżeniem serca. Dla niego wymyśla się historie i opowiada je na
łamach powieści. Podejrzewam, że pisanie bez czytelników mogłoby być
frustrujące. Bez nich pewnie ograniczyłabym się do pisania dzienników.
Ela Dynak: W dzieciństwie ciągnęło panią do książek czy raczej do
skakania w gumę i łażenia po drzewach, bo ja miałam czas na zabawę i na
czytanie książek, przed spaniem odrabiałam zadane lekcje.
W dzieciństwie miałam czas
na wszystko. Skakałam w gumę, wspinałam się na drzewa, rozrabiałam, rozbijałam
kolana, odrabiałam lekcje, ale wieczorami zawsze siadałam z książką w ręku.
Czasami rodzice krzyczeli na mnie, że mam wyłączyć światło, bo jest późno.
Wtedy czytałam pod kołdrą z latarką w ręku.
Anna Żdanuk: Czy jest jakiś temat, który jest dla Pani na tyle istotny,
że chciałaby Pani podjąć go w którejś z następnych książek?
Tak. W każdej książce
poruszam te tematy, które mnie w jakiś sposób nurtują. Obecnie rozmyślam nad
patriarchatem, nad rolą kobiety w rodzinie, nad tym, jak jedno niespełnione marzenie
może zniszczyć życie kilku pokoleniom. Z pewnością właśnie o tym będzie moja
następna powieść.
Dorota Bula: Czy teraz wyobraża sobie Pani jeszcze swoje życie bez
pisania książek?
Chyba nie. Nie wiem, co
musiałoby się stać, abym przestała pisać. Dziwna sprawa zresztą się z tym
wiąże, bo kiedy kończę pisać jakąś książkę, automatycznie pojawia się historia,
która dopomina się opowiedzenia.
Beata Kandzia:
Którą z Pani książek poleciłaby Pani czytelnikowi,
gdyby mógł wybrać tylko jedną?
Nie wiem. Naprawdę. Każda
z moich książek jest dla mnie niezwykle ważna, przecież podczas pisania
przeżywam sporo emocji, wczuwam się w losy bohaterów. Płaczę z nimi, śmieję
się. Jednak, gdyby ktoś bardzo się upierał, by wskazać jedną, to wybrałabym
„NieDomówienia”, chyba najdłużej pracowałam właśnie nad tą powieścią, ponadto
dałam bohaterce mojego bzika.
Izunia Raszka:
Pani Aniu, jaka była mała Ania? Czy jakieś nawyki
pozostały Pani do dziś?
Chyba najlepiej na to
pytanie odpowiedzieliby moi rodzice. Oni zawsze podkreślają, że byłam łobuzem,
ale za to w szkole zawsze starałam się być sumienna i obowiązkowa.
Odreagowywałam chyba na podwórku. Moja mama nie nadążała przyszywać łat na
spodnie, bo darłam je w zastraszającym tempie. I ku udręce mojej mamy nie
chciałam nosić spódniczek jak grzeczne dziewczynki.
Agnieszka
Kosińska: O czym w swoich książkach pisało się Pani
najciężej?
Najwięcej emocji
kosztowały mnie „Szepty dzieciństwa”. Bardzo trudno pisze się o krzywdzie dotykającej dzieci. Przy
dziennikach matki Baśki płakałam, denerwowałam się. Zresztą główna bohaterka
też była specyficzna, nieraz miałam ochotę nią wstrząsnąć. A kiedy podrzucałam
jej kłody pod nogi, nie mogłam się z tym pogodzić, bo miałam wrażenie, że
krzywdzę prawdziwego człowieka.
Robert
Czyżycki: Czy w którejś z Pani książek jest jakaś
nuta prywatności, jakiś wątek z Pani życia?
Prawie w każdej znajdzie
się jakaś nutka prywatności. Najwięcej jest mnie w trylogii kociewskiej (Złodziejka
marzeń, To się da! i Już nie uciekam), ponieważ pomysł do napisania tej
powieści podsunęło mi samo życie – przeprowadzka na Kociewie. Mojego bzika i
fascynacje drukiem dostała Janka z „NieDomówień”, a Baśka („Szepty dzieciństwa)
też została obdarzona przeze mnie kilkoma moimi emocjami.
Izabela Dembna:
Bardzo intrygujące tytuły książek. Skąd Pani pomysł
na nie?
Z reguły nad tytułami
głowię się bardzo długo, bo nie zawsze to, co wymyślę na początku, podoba się
wydawcy. Najszybciej poszło mi z „Szeptami dzieciństwa”. Nagle coś w głowie
błysnęło i pojawił się całkiem niezły tytuł. Przy „To się da!” podpowiedziała
mi czytelniczka z Pelplina. Jeżeli na Kociewiu wszyscy mówią, że „to się da”,
to czemu tak nie zatytułować książki? Czasami też pomaga wydawca, który każdy
tytuł konsultuje z handlowcami. Wspólnymi siłami tworzymy wtedy takie tytuły,
które będą przyciągać uwagę.
Syś Ka: Kiedy zdała sobie Pani sprawę z tego, że pisanie to jest
to, co chce Pani robić w życiu?
Nie wiem. Naprawdę to
trudno mi wskazać moment, kiedy to się zaczęło. Zawsze lubiłam czytać, w moim
rodzinnym domu było dużo książek. Od najwcześniejszego dzieciństwa obserwowałam
czytających rodziców, więc ten świat był mi bardzo bliski. Dodatkowo mój tata
zawsze na dobranoc opowiadał mnie i bratu niezwykłe historie. Chciał podobno
być pisarzem, więc wszystkie swoje niezrealizowane pomysły na książki opowiadał
dzieciom. Robił to w tak magiczny sposób, że zawsze wtedy powtarzałam w
myślach, że będę pisać książki. Pierwszą stworzyłam w wieku sześciu lat. Sama
sobie byłam wydawcą, ilustratorem i redaktorem. Mama tylko pomogła mi zszyć
książkę, by nie wypadały kartki. Niestety nie pamiętam, o czym napisałam. Ale
marzenie o byciu pisarką towarzyszyło mi już zawsze. Z tego też powodu wybrałam
polonistykę. Niestety długo to trwało, zanim odważyłam się pokazać światu to,
co stworzyłam.
Aniu, serdecznie dziękuję Tobie i Czytelnikom. To była dla mnie niezwykła przyjemność. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, dziękuję!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na taki wywiad! :) Mnie też tata opowiadał historie co wieczór, a jak byliśmy z bratem młodsi - czytał nam przed snem, wiec może jest szansa na to, żebym została pisarką :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWspaniały wywiad :) Mnóstwo pozytywnej energii!
OdpowiedzUsuń