Kiedyś
jedna osoba - na tyle wiekowa, że na pewno wiedziała, co mówi (czyli ze
swojego subiektywnego punktu widzenia miała rację) - podczas rozmowy ze
mną stwierdziła, że komunizm jest lepszy od demokracji. To zmusiło mnie
do głębszej refleksji nad zachwalanym systemem.
Komunizm?
Czym on jest? Teoretycznie coś takiego istniało (ale tylko
teoretycznie, bo w praktyce to był leninizm, stalinizm i inne -izmy). Po
długim (jak na mnie to naprawdę długim) myśleniu - jeśli blondynki
potrafią myśleć i jeśli w ogóle posiadają mózgi (podobno to taka część
ciała, ale głębiej nie wchodziłam w temat) doszłam do wniosku, że
komunizm to czysta abstrakcja.
Później
wiele dni (a może nawet miesięcy) spędziłam na próbie definicji tej
„czystej abstrakcji" i gdzieś natknęłam się na zdanie określające
komunizm jako system, w którym „każdemu przyznaje się dobra według
potrzeb i zasług". Komunizm zakładał, że jego ideałem
jest kapitalizm w czystej postaci z liberalnym rynkiem i demokracją
(demo-kracja po polsku ustrój bardziej może kojarzyć się z demonem niż
władzą ludu) mas wolnych obywateli - a takie i w starożytnych Atenach
były obok mas niewolniczych - tam też działał wolny rynek, tam tez
rozdawano według zasług.
A
potrzeby? Epikur twierdził, że to nasze kreacje. Im mniej umiemy, im
mniej wiemy, im mniej jesteśmy w stanie zrobić dla ogółu tym mniej wiemy
również o własnych potrzebach (bo przecież jesteśmy częścią tego
ludu...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz